Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Subtelne wyczucie wartości naturalnych i ich głębokiej harmonii z porządkiem nadprzyrodzonym doprowadziło Benedykta do przyjęcia formy życia zbliżonej do życia rodzinnego

Treść

Jeszcze jedną charakterystyczną cechą wspólnot benedyktyńskich jest to, co by można określić jako ich organiczność. Jest w nich jakaś przewaga elementu organicznego nad organizacyjnym, jakby szczególne umiłowanie i naśladowanie samego życia. Subtelne wyczucie wartości naturalnych i ich głębokiej harmonii z porządkiem nadprzyrodzonym doprowadziło Benedykta do przyjęcia formy życia zbliżonej do życia rodzinnego. Stałość miejsca, trwałość i ojcowski charakter funkcji opata przyczyniły się z pewnością do rozwinięcia i utrwalenia tego modelu rodzinnego, co czyni życie benedyktyńskie tak bliskim naturze ludzkiej i tak pełnym wdzięku. Monastery benedyktyńskie to prawdziwe rodziny. Każda jest inna, każda ma swojego ducha i swoją atmosferę, każda jest autonomiczna i sama kształtuje swoje oblicze w zależności od ludzi, którzy do niej należą, od darów Bożych, które mają, od osobowości ojca opata, od środowiska, w którym się monaster znajduje, i od zadań jakie w tym środowisku zależnie od potrzeb tegoż i od talentów swoich członków może podejmować. W niedługim czasie monaster ufundowany wykuwa sobie oblicze własne, zupełnie odmienne od oblicza opactwa macierzystego. Powstaje w ten sposób pluralizm benedyktyński, który nie jest sztucznie wytwarzany, ale który po prostu wynika z życia i dlatego jest prawdziwy i stanowi rzeczywiste bogactwo. Ten swoisty benedyktyński sposób bycia i odczuwania sprawiał, że benedyktyni na ogół bronili się przed centralizacją, a tam gdzie do pewnej centralizacji dochodziło, zachowywano znaczną autonomię monasterów. Ten swoisty pluralizm świadczy o wielkiej szerokości i elastyczności Reguły, która jest wspólnym dobrem tylu i tak różnych wspólnot, a przy tym pozostaje fundamentem i natchnieniem ich wszystkich. To czyni, że Reguła się nie starzeje i dziś jeszcze różne nowe powstające grupy po nią sięgają.


Proces rozrastania się zakonu również metody swe zapożycza od przyrody, naśladując podział komórek żywych albo wyrajanie się pszczół. Wspólnota macierzysta wyłania z siebie nową, już zdolną do samodzielnego życia i do wypracowania swojej własnej drogi.


Zakon ma również swoje oryginalne metody apostolstwa. Sposób benedyktyński polega nie tyle na pracy misjonarzy w pojedynkę, ile na tworzeniu w krajach pogańskich wielkich ośrodków życia mniszego. Europa została doprowadzona do wiary i wychowania w niej przez takie właśnie ośrodki, które promieniowały modlitwą, wiarą, nauką i kulturą. Benedyktyni apostołowali więcej przez takie właśnie promieniowanie swoich wspólnot i ich siłę przyciągania, niż przez pracę misyjną rozsianą w terenie i docierającą wszędzie poprzez sieć małych placówek. Dzisiejsza ludzkość rozbita i zatomizowana znowu odczuwa wielką potrzebę takich ośrodków stabilnych i pełnych pokoju.

Z tym benedyktyńskim „naturalizmem” łączy się bogactwo relacji międzyosobowych. Styl rodzinny opactw benedyktyńskich bardzo rozwija i pogłębia braterstwo między członkami. W monasterach Zakonu Świętego Benedykta jest ono szczególnie mocne i serdeczne. Ale jest nie tylko braterstwo; jest także i ojcostwo i synostwo. Żyjemy w czasach odkrywania braterstwa między ludźmi, co jest niewątpliwie wielką łaską, ale jednocześnie zaczynamy gubić ojcostwo, a z nim synostwo. Od ojcostwa odstrasza nas slogan „paternalizmu”. Opierając się zbyt wyłącznie na Mt 23,9 – nikogo na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem – i wykładając ten tekst raczej po linii sekciarskiej ciasnoty, niż w duchu szerokości katolickiej, nie zauważamy całej nauki Nowego Testamentu o duchowym ojcostwie (1 Kor 4,15; Ga 4,19; 1 Tm 1,2; 1 P 5,14; 1 J 2,1; 3 J 4). To prawda, że nie ma poza ojcostwem Bożym innego ojcostwa duchowego, tak jak nie ma innego kapłana i innego pasterza poza Chrystusem. Ale istnieje ojcostwo jako uczestnictwo w ojcostwie Bożym, tak jak istnieją przez uczestnictwo kapłani Nowego Testamentu, i ten, któremu Jezus powiedział: Paś baranki moje, słusznie jest nazwany pasterzem. Sterroryzowani sloganem „paternalizmu” ukutym przeciwko zbyt protekcjonalnym i odgórnym formom przełożeństwa, zagubiliśmy cały niezmiernie bogaty wymiar ojcostwa w Kościele, któremu odpowiada wymiar synostwa. Przyczyniło się do tego z pewnością radosne odkrywanie braterstwa, które jest chlubą naszych czasów, ale takie braterstwo „spłaszczone”, redukujące bogate relacje międzyludzkie do jednej płaszczyzny, jest jednak mocno zubożałe. Nie będzie w pełnym wymiarze człowiekiem ani chrześcijaninem ten, który nie zna ani delikatnej i pełnej czci miłości synowskiej, ani tkliwej, wyrozumiałej i wymagającej miłości ojcowskiej. Redukowanie wszystkiego do wymiaru braterstwa okalecza człowieka. Pietas paterna i pietas filialis to z pewnością wielkie ludzkie i chrześcijańskie cnoty. W monasterze benedyktyńskim wzorowanym na rodzinie istnieje to wielkie bogactwo międzyludzkich relacji, które wychowuje mnicha ku jakiejś pełni.


Fragment z książki Miejsce ŁaskiO autorze: Piotr Rostworowski OSB / EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. Był zawsze bliski mojemu sercu – napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.

Źródło: ps-po.pl, 9 sierpnia 2019

Autor: mj