Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Subiektywny ranking ministrów

Treść

Premier Donald Tusk. Z przekonania - liberał. Z praktyki - trudno powiedzieć, bo niewiele zrobił. Jeden z najsłabszych szefów rządów w Polsce po 1989 roku. Gorzej wypadają tylko Tadeusz Mazowiecki i Leszek Miller. Niepokojąca skłonność do niebezpiecznych narzędzi. Problem autostrad chce rozwiązywać mieczem, a jak sam przyznaje - nieraz chce szukać noża. Powinien uważać, jeden z jego poprzedników chciał być jak brzytwa i tak się medialnie pociął, że została mu tylko polityczna emerytura. Ewa Kopacz - teoretycznie szefowa resortu zdrowia, w praktyce - z ustawami dotyczącymi służby zdrowia zrobiła taki hokus-pokus, że są jak czapka niewidka. Niewidzialne. W jednym z wywiadów wyznała, że będzie sprzątać po poprzedniku. Być może rzeczywiście jako konserwator powierzchni płaskich sprawdziłaby się lepiej niż na ministerialnym stołku. Zbigniew Ćwiąkalski - teoretycznie prokurator generalny. Praktycznie - poławiacz laptopów i kwitów na poprzedników. Z zamiłowaniem do podróży na koszt podatnika - jak nie Bruksela, to Kraków. A reformy czekają. Świetny adwokat, beznadziejny minister sprawiedliwości. Julia Pitera - teoretycznie minister ds. walki z korupcją. Praktycznie - no właśnie, tego nie wie nikt. Efekty pracy - nieznane. Jej walka z korupcją w instytucjach państwowych przypomina noszoną przez panią minister torebkę - jedna wielka podróbka. Jej kariera w rządzie jest odzwierciedleniem hasła "od bohatera do zera". Jako posłance udało się jej pomóc wielu ludziom. Pogubiła się w politycznych grach, za wszelką cenę próbując pozostać "top-trendy". Ocena - mierny z dwoma minusami, ale ten mierny - to za wcześniejsze zasługi w pracy poselskiej. Radosław Sikorski - teoretycznie minister spraw zagranicznych. Praktycznie - selekcjoner. Podzielił Polonię na lepszą i gorszą, a Polaków na tych, z którymi urzędnicy mogą się spotykać, i tych, którzy są "persona non grata". Klnie go większość ambasadorów, których w ten sposób pozbawił możliwości popijawy na dyplomatycznych rautach. Na plus - nie wychylił się przed szereg w sprawie Kosowa. Ubiera się z klasą, co jest wyjątkiem w tym rządzie. Ewa Bieńkowska - teoretycznie minister rozwoju regionalnego. Praktycznie - terminator. Wystarczyło jej sto dni, żeby dużo zepsuć, zniszczyć wiele ciekawych projektów. Jej największy sukces to wykluczenie ze starań o unijne dotacje wielu uczelni w Polsce. Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle... Waldemar Pawlak - teoretycznie minister gospodarki. Praktycznie - niedefiniowalny. Ma duże zasługi. Szkoda tylko, że nie dla wszystkich przedsiębiorców, ale wyłącznie wobec jednej firmy - J&S Energy, w której pracują - jak donosiły media - osoby związane z PSL. Marek Sawicki - teoretycznie minister rolnictwa. Praktycznie też. Za swój sukces uznaje zniesienie przez Rosję embarga na nasze mięso, choć zezwolenie na eksport dostało w ciągu dwóch miesięcy tylko kilka firm, więc trudno mówić o całkowitym zniesieniu embarga. Wciąż obowiązuje zaś zakaz wwozu do Rosji produktów roślinnych. Poważną rysą na wizerunku Sawickiego było też uporczywe dążenie do cofnięcia zakazu stosowania w Polsce roślin modyfikowanych genetycznie (GMO). Na plus można za to zapisać ministrowi dążenie do przy spieszenia wdrażania programów unijnych. Mirosław Drzewiecki - teoretycznie minister sportu i turystyki. Praktycznie - mistrz politycznego ping-ponga. Za brak stadionów, infrastruktury pod Euro 2012, przygotowywanych projektów rozwiązań - obarczył opozycję. Bogdan Klich - teoretycznie minister obrony narodowej. Praktycznie obrońca taboretów. Tych, na których siedzą ludzie umoczeni w afery korupcyjne jak gen. Piotr Czerwiński. Bogdan Zdrojewski - teoretycznie minister kultury. Praktycznie też. Lepiej sprawdziłby się w innych resortach, ale i tak stara się, jak może. Maciej Nowicki - teoretycznie minister środowiska. W rzeczywistości bowiem ministerstwem rządzi, jak wszystko na to wskazuje, wiceminister Stanisław Gawłowski. A ten robi wszystko, by resort środowiska skompromitować. Grzegorz Schetyna - teoretycznie wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji, praktycznie też. Ma mocną pozycję zarówno w PO, jak i w rządzie. W opinii partyjnych kolegów, Schetyna pokazał, że umie zarządzać swoim dużym resortem. Podzielił obowiązki między zastępców, których umiejętnie kontroluje, a ma jeszcze sporo czasu, aby pilnować swoich interesów w partii, w której nie dał się wypchnąć z funkcji sekretarza generalnego. Jacek Rostowski - teoretycznie minister finansów. Praktycznie też, choć jest to jeden z najmniej widocznych i medialnych szefów resortu finansów od kilkunastu lat. Na razie minister Rostowski nie przedstawił swojej koncepcji reformy finansów publicznych. Nie wiadomo też, jakie jest jego prawdziwe stanowisko w sprawie choćby podatku liniowego. Zwolennik euro. Barbara Kudrycka - teoretycznie minister nauki, praktycznie antyminister, bo na jej ocenę rzutuje brak troski o wsparcie wyższych uczelni z funduszy unijnych (osiem szkół pozbawiono funduszy). Katarzyna Hall - teoretycznie minister edukacji, praktycznie też. Miała być przeciwieństwem Romana Giertycha i robi wiele, aby temu zadaniu sprostać. Zniosła obowiązek wprowadzenia w szkołach mundurków, bo szkoła ma być mniej "represyjna". W resorcie trwają prace nad reformą programów nauczania, która ma spowodować odchudzenie programów nauczania i szybszą "specjalizację" w szkołach ponadgimazjalnych, co jest krytykowane przez wielu ekspertów. Minister Hall nie może na razie poradzić sobie z protestami płacowymi nauczycieli. Aleksander Grad - teoretycznie minister Skarbu Państwa, praktycznie sprawia wrażenie niesamodzielnego szefa resortu realizującego "wyższą politykę". Za swój sukces uznaje rozpoczęcie rozmów o ugodzie Eureko, która może pozbawić Polskę kontroli nad PZU, największą firmą ubezpieczeniową w kraju. Jolanta Fedak - teoretycznie minister pracy, praktycznie też. Dotychczas nie może się pochwalić jakimiś spektakularnymi sukcesami i pomysłami. Ale być może wreszcie udało się choć pchnąć do przodu sprawy wypłat nowych emerytur z drugiego filara. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-02-26

Autor: wa