Studencki "Juliusz Cezar"
Treść
Najnowsza premiera opery Georga Friedricha Haendla była koprodukcją Teatru Wielkiego i łódzkich szkół artystycznych: Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego, Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów oraz Państwowej Wyższej Szkoły Filmowo-Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera. Jako soliści wystąpili studenci, w kanale orkiestrowym również zasiadła orkiestra studencka. Jednym słowem - królowała młodość.
Georg Friedrich Haendel należy, oprócz Bacha, do grona największych kompozytorów barokowych. Skomponował około 40 oper, do najbardziej znanych należą "Agrippina", "Kserkses" i "Juliusz Cezar". Ta ostatnia miała swoją premierę 20 lutego 1724 r. w Londynie. Jej akcja rozgrywa się w Egipcie w 48 r. przed narodzeniem Chrystusa i opowiada historię burzliwego związku Juliusza Cezara z królową Egiptu Kleopatrą. Dzisiaj "Juliusz Cezar" należy do najczęściej wykonywanych i najbardziej cenionych oper Haendla.
Przygotowana przez Artura Stefanowicza inscenizacja w Teatrze Wielkim w Łodzi ujmuje prostotą i zwartością scenicznego kształtu, wyrazistością charakterów bohaterów dramatu oraz klimatem. Szkoda tylko, że brakuje większej dynamiki w prowadzeniu akcji niektórych epizodów. Wspomagały je interesujące projekcje świetlne i wideo oraz wędrująca scenografia, ograniczająca się do sześciu przesuwanych z miejsca na miejsce kolumn.
Młodzi wykonawcy z pełnym zapałem i najlepiej jak potrafili pokonywali trudności złożonych wokalnie i aktorsko partii. A przyznać należy, że wokalnie nie należą one do łatwych. Haendel naszpikował je koloraturowymi ozdobnikami ponad wszelką miarę, należy je realizować z zegarmistrzowską precyzją, bez tego nie ma mowy o sukcesie. Przyznać należy, że podczas premiery mieliśmy w tym względzie niemałą satysfakcję. Co prawda Anna Werecka bez większego przekonania kreśliła obraz Juliusza Cezara. Małgorzata Domagała w partii nieszczęśliwej Kornelii oraz Kinga Borowska w roli Sesto sprawiły przyjemną niespodziankę. Duetu obu pań w finale pierwszego aktu słuchałem z przyjemnością. Interesujące kreacje wokalno-aktorskie stworzyli również Bartosz Rajpold - Ptolemeusz, i Paweł Erdman - Achilla, którzy dysponują interesującymi głosami. Nie do końca przekonała mnie do siebie Patrycja Kujawa w partii Kleopatry, chociaż z historycznego punktu widzenia udowodniła, że królowa egipska była piękną kobietą. Dobrze w partii Nireno (tylko dlaczego przypominał on Papagena z "Czarodziejskiego fletu"?) odnalazł się Damian Ganclarski oraz Bartosz Szulc w roli Curio.
Przy pulpicie dyrygenckim stanął gościnnie Paul Esswood, znany kontratenor, który w ostatnich latach zajmuje się również dyrygenturą. Muzyka Haendla płynęła pod jego batutą może nieco zbyt jednostajnym strumieniem, ale za to można było podziwiać precyzję dyrygenta w prowadzeniu akompaniamentu i wielką dbałość o to, by zbyt masywne brzmienie orkiestry nie "przykrywało" śpiewaków. W interpretacji Esswooda czuć było rozmach i fantazję, z jaką Haendel komponował to piękne dzieło.
Adam Czopek
G.F. Haendel "Juliusz Cezar", kierownictwo muz. Paul Esswood, reżyseria Artur Stefanowicz, scenografia Ewa Bloom-Kwiatkowska; premiera 12 grudnia br.
"Nasz Dziennik" 2009-12-17
Autor: wa