Strajk generalny na kolei
Treść
Związkowcy po nieudanych rozmowach z przedstawicielami PKP oraz Ministerstwa Infrastruktury rozpoczęli przygotowania do strajku generalnego. Pełną gotowość jako pierwsi zadeklarowali kolejarze z Tarnowskich Gór - największego w Polsce kolejowego węzła komunikacyjnego, obsługującego m.in. cały Śląsk. Według Stanisława Koguta, przewodniczącego sekcji krajowej kolejarzy NSZZ "Solidarność", węzeł ten miał stanąć już wczoraj o godz. 20.30. Głodujący kolejarze nie przerwali protestu, w Warszawie w dalszym ciągu nie przyjmują pokarmów przewodniczący central związkowych działających w PKP.
- W środę w nocy kolejarze podjęli decyzję o przeprowadzeniu strajku generalnego - poinformował Stanisław Kogut, przewodniczący sekcji krajowej kolejarzy NSZZ "Solidarność". W obawie przed represjami, jakie miały miejsce, gdy w listopadzie br. planowano strajk, związkowcy nie chcą zdradzić, kiedy i gdzie staną pociągi. - Po pierwsze, jest to jeszcze ustalane, a po drugie, znowu zaczną pytać się pracowników, czy będą strajkować - stwierdził Kogut. Nieoficjalnie wiadomo, że strajku nie będzie w Święta Bożego Narodzenia. Akcje protestacyjne odbędą się więc przed Świętami i tuż po nich.
Kolejarze są coraz bardziej zniecierpliwieni i zdeterminowani i coraz głośniej domagają się zaostrzenia akcji protestacyjnej, a to może oznaczać już tylko jedno - strajk generalny. Związkowcy widzą, że głodówka nie przynosi żadnego efektu, a rozmowy z przedstawicielami rządu są jałowe. Nie wiadomo, kiedy miałaby się rozpocząć akcja ogólnopolska, jednak pierwsze pociągi osobowe i towarowe miały być wstrzymane już wczoraj o 20.30 w Tarnowskich Górach. Kolejarze zapowiedzieli, że przerwą bezterminowy strajk generalny dopiero wtedy, gdy zarząd PKP przywróci zlikwidowane połączenia, a rząd spełnieni postulaty Krajowego Komitetu Strajkowego Kolejarzy, czyli przedstawi program restrukturyzacji PKP oraz zagwarantuje pieniądze na pasażerskie przewozy regionalne. Niewykluczone, że strajk generalny przyjmie charakter kroczący i stopniowo kolejne zakłady będą przyłączać się do protestu.
Przez cały dzień przedstawiciele rządu podejmowali próby zażegnania kryzysu. W przerwie rozmów ze związkowcami wicepremier Jerzy Hausner zadeklarował, że rząd zagwarantuje pieniądze na regionalne przewozy pasażerskie. Zapewnił, że w razie nieuzyskania przez samorządy obiecywanych PKP 538 mln zł z podatku CIT i PIT "możliwa jest nawet nowelizacja budżetu". Stanowisko Hausnera było dużym zaskoczeniem. Jeszcze w środę podczas rozmów w Sejmie poseł Bogusław Liberadzki (SLD) stwierdził, że jego klub zrobi wszystko, aby nie dopuścić do nowelizacji ustawy budżetowej. Z kolei Jarosław Dąbrowski, były przewodniczący sejmowej Komisji Transportu i Łączności, zauważył, że 538 mln zł nie pokryje kosztów obecnej oferty PKP.
Kolejarze przypominają, że nie zgłaszają żadnych nowych postulatów. Chcą jedynie, aby rząd wypełnił zobowiązania podjęte w lipcu i listopadzie.
Kolejarze przypominają, że rząd obiecał wstrzymanie likwidacji połączeń lokalnych, a tymczasem w nowym rozkładzie jazdy PKP zlikwidowano 518 pociągów. Przedstawiciele samorządów już dziś mówią, że nie będą mieli wystarczających środków na dofinansowanie połączeń regionalnych. Według nich, symulacje stworzone w Ministerstwie Finansów nie są wymierne i dochody samorządów z tytułu udziału we wpływach z podatków CIT i PIT będą zdecydowanie mniejsze. Kolejarzy w sporze z rządem poparł w środę samorząd mazowiecki. - Samorządy w całym kraju będą mogły przekazać w przyszłym roku na przewozy regionalne tylko ok. 300 mln zł, a nie 538 mln zł zapowiadane przez rząd - powiedział Bogusław Kowalski, wicemarszałek województwa mazowieckiego. Marszałek przypomniał, że różnica między deklaracją rządu a szacunkami samorządów wynika stąd, że rząd przewiduje dotacje dla samorządów na podstawie opracowanych wcześniej planów finansowych, których realizacja jest w rzeczywistości niższa.
Zdaniem Jarosława Dąbrowskiego, byłego przewodniczącego sejmowej Komisji Transportu i Łączności, twierdzenia Hausnera o dofinansowaniu przez rząd kolei, jeżeli samorządy nie będą miały pieniędzy, są deklaracjami bez pokrycia. - Kilka szynobusów nie jest w stanie tak obniżyć kosztów. Rząd RP tej kadencji już w czerwcu 2002 r. oświadczył, że finansowanie przewozów regionalnych i pokrywanie strat jest w gestii jednostek samorządu terytorialnego - podkreślił Dąbrowski. - Z powodu braku pieniędzy PKP Przewozy Regionalne chciały odwołać około tysiąca pociągów. Teraz praktycznie to zostało zrealizowane, tyle że w etapach. Gdyby kolejarze się zgodzili na obecne propozycje rządu, to okaże się wkrótce, że trzeba będzie odwołać kolejnych dwieście pociągów - dodał. Według niego, związkowcy są świadomi tego, że nie mogą pozbawić społeczeństwa środków transportu, a rząd wykorzystując to, stawia ich pod ścianą i mówi: musicie to przyjąć i nie dyskutować dłużej.
Sytuacją na kolei zaniepokoili się również parlamentarzyści. Podczas wczorajszej debaty usiłowali oni dociec, jakie są przyczyny tego stanu i czy rząd ma politykę transportową. - Dlaczego rząd utrzymuje akcyzę na paliwo? Wpływy z akcyzy idą na rozbudowanie dróg, a nie torów - pytali opozycyjni posłowie. Chcieli się również dowiedzieć, kiedy zostanie zlikwidowany podatek VAT we wzajemnych rozliczeniach pomiędzy kolejowymi spółkami. Według nich, rząd, a w szczególności Ministerstwo Infrastruktury, którym kieruje wicepremier Marek Pol (UP), nie pojmuje, co się na kolei dzieje, i nie ma wizji transportowej. Posłowie przypomnieli, że po przystąpieniu do Unii Europejskiej nastąpi w niedługim czasie pełna liberalizacja rynku kolejowego. Według nich, protest kolejarzy jest słuszny. Zdają oni sobie sprawę, że kolejarze nie robią tego dla siebie. - Jeśli nic się nie zrobi, to pozostanie nam muzeum kolejnictwa i skansen lokomotyw w Olsztynie, a po polskich torach będą jeździć pociągi z logo Deutsche Bahn - powiedział poseł Stanisław Gudzowski (KP LPR). Jednak do wicepremiera nie docierały pytania, albo nie potrafił lub nie chciał ich zrozumieć. Odkrył jednak prawdziwą politykę rządu. Stwierdził, że trzeba uruchamiać komunikację autobusową, bo jest tańsza. Podtrzymał również wcześniejsze stanowisko, że samorządy będą w stanie utrzymać przewozy regionalne i "zrobią to najlepiej". Stwierdził również, że samorządy celowo podają mniejsze kwoty, bo chcą uniknąć sytuacji, że nie będą miały deklarowanej wcześniej na kolej sumy. Wynika więc z tego, że rząd tak naprawdę wie, dokąd zmierza PKP, ale chce zrzucić odpowiedzialność na samorządy. Później politycy z SLD i UP będą zapewne twierdzić, że to nie oni doprowadzili kolej do upadku, lecz samorządowcy i poprzedni rząd.
Po ośmiu dniach zakończyła się z powodu dużego wycieńczenia głodówka czterech maszynistów kolejowych z Torunia. Jeden z nich trafił do szpitala, pozostali nie wyrazili zgody, by ich tam umieścić. Z głodówki nie rezygnuje czternastu kolejarzy zachodniopomorskich ze Szczecina, Szczecinka i Białogardu. Trzech innych musiało przerwać protest ze względów zdrowotnych. Kolejarze, których stan zdrowia na to pozwalał, nie przerwali głodówki. Rzecznik kolejarskiej "Solidarności" w województwie zachodniopomorskim Romuald Ansen powiedział, że jeśli rząd będzie nadal lekceważyć problem, wśród kolejarzy może dojść do niekontrolowanego wybuchu niezadowolenia.
Robert Popielewicz
Lubelscy kolejarze gotowi do strajku
W lubelskiej lokomotywowni zebrał się wczoraj o godz. 13.30 sztab protestacyjny kolejarzy. W czasie zamkniętego spotkania określono formy strajku generalnego na lubelskim węźle kolejowym. - Strajk generalny jest już praktycznie nieunikniony - powiedział nam Adam Szczerbatko, uczestniczący w głodówce rzecznik protestujących kolejarzy. - Opracowaliśmy kilka scenariuszy strajku polegającego na wstrzymaniu ruchu pociągów. Kolejarze nie zdradzają szczegółów planowanego strajku ani jego terminu. - Należy liczyć się z tym, że strajk nastąpi przed Świętami - zaznaczył Szczerbatko.
Związkowcy nie wierzą już, aby znalazły się fundusze na uruchomienie zlikwidowanych przewozów regionalnych. Według szacunków urzędu marszałkowskiego, trudno mówić o dodatkowych środkach na kolejowe przewozy regionalne. W czasie wczorajszego posiedzenia zarządu województwa zdjęto z porządku obrad punkt dotyczący dofinansowania jeszcze w tym roku zamkniętej linii Łuków - Dęblin. Wystarczyłaby dotacja rzędu 40 tys. zł, aby linię tę ponownie uruchomić, o co upominają się pasażerowie.
Adam Kruczek, Lublin
Nasz Dziennik 19-12-2003
Autor: DW