Stracona szansa
Treść
Panosząca się obecnie propaganda liberalizmu, ze szczególnym uwzględnieniem wolności bez granic i nastawieniem do życia wyłącznie hedonistycznym, wkrótce zacznie zbierać swoje dramatyczne żniwo, gdy tylko pokolenie małolatów wychowywanych w tym duchu osiągnie wiek dorosły. Choć i dziś już mamy drastyczne przykłady odhumanizowanych relacji międzyludzkich, samolubstwa, egoizmu, braku wrażliwości na czyjeś cierpienie, ucieczki od trudnych sytuacji, zatopienia się w wirtualnej rzeczywistości, w której nie ma chorób, śmierci, starości, niczego, co wymagałoby od nas jakiegoś poświęcenia. Krótko mówiąc, jest moda na życie łatwe, przyjemne, bez bólu i cierpienia.
Takie, które widzimy w reklamówkach telewizyjnych, na billboardach czy na okładkach kolorowych pism. Z wszystkich tych miejsc spoglądają na nas piękne, uśmiechnięte twarze bardzo młodych osób o wspaniałych, wysportowanych, szczupłych sylwetkach. Takim się ufa, takimi też chcielibyśmy być. Dla grubych i nieforemnych nie ma tu miejsca. Starość w tej opcji tym bardziej jest nie do przyjęcia. A już stary i chory człowiek w ogóle nie wchodzi w rachubę. Takiemu pozostaje jedynie eutanazja. Bo w przeciwnym razie psułby tylko wizerunek owej sztucznie wykreowanej rzeczywistości. Jak się ma świat wirtualny do świata rzeczywistego? Ma się tak jak fałsz do prawdy. I to jest temat, który teatr powinien dziś podnosić. Bo dotyka nas wszystkich. A hałaśliwa propaganda medialna promująca modę na taki właśnie styl życia jest niczym tuba owych libertyńskich ideologii, którym służy.
Wyreżyserowana przez Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie sztuka amerykańskiego dramaturga Neila LaBute'a niby dotyka tematu, ale tylko po wierzchu, i to w najmniej istotnej jego warstwie. Oto w barze podczas lunchu przypadkowo spotyka się dwoje młodych ludzi, Tom i Helen. Tom (Rafał Królikowski) jest młodym, dość atrakcyjnym mężczyzną pracującym w nowoczesnym biurowcu. Jako menedżer firmy musi spełniać pewne wymogi korporacji, które narzuca współczesna moda "biurowa". Można by rzec "szeregowa moda biurowa", gdzie wszyscy upodobnieni są przez ubiór, sposób bycia, zainteresowania i nienaganne sylwetki. Wszyscy tu są młodzi i szczupli, a niektórzy wręcz anorektyczni, vide koleżanka biurowa Toma, Jeannie (Anna Moskal). Indywidualności zaś w tym "modnym światku" są niemile widziane.
Helen (Milena Lisiecka) jest bibliotekarką. Nie mieści się w obowiązującym trendzie mody lansowanym przez reklamy telewizyjne. Nie należy do "szeregu", urodę ma taką sobie, a sylwetce daleko do ideału. Jest szczera aż do bólu, kiedy barowemu sąsiadowi wyznaje, że lubi jeść i wcale się tego nie wstydzi. Jedzenie sprawia jej przyjemność, a patrzeć, jak Helen zmiata wszystko, co ma na półmiskach, to też przyjemność, bo aktorka robi to z naturalnym wdziękiem. Tom stanowi całkowite przeciwieństwo Helen. Ma na talerzu jedynie jakiś wegetariański liść, a i to uważa pewnie za zbyt wiele. Zaczyna się więc zabawnie, krótka rozmowa sprawia, że zobaczą się jeszcze niejeden raz, a może nawet zakochają się w sobie.
Prościutka, banalna fabuła, prosty, aż prostacki tekst, naszpikowany (pewnie dla "oryginalności") niemałą ilością wulgaryzmów, jest zaledwie wstępem do podjęcia tematu problemowego, na który widocznie nie wystarczyło już autorowi weny. Wyszedł pewnie z założenia, że widzowie i tak już w pierwszej scenie domyślą się, jaki będzie finał. Tom wprawdzie jest urzeczony pulchną, pełną wdzięku i bez kompleksów związanych z wyglądem Heleną, ale presja histerycznej Jeannie, chudej koleżanki z pracy o sylwetce z żurnala, oraz kolegi biurowego Cartera (Mariusz Jakus), nierozstającego się z kijem golfowym jako znakiem swej przynależności do klasy średniej - robi swoje. Tom wstydzi się pokazać swoją dziewczynę koleżeństwu, które nie tylko liczy kalorie przy każdym spożywanym posiłku, ale też poddańczo stosuje się do wszystkich pozostałych "przepisów" na bycie modnym: ciuchy, fryzura, obowiązkowe przebywanie w markowych klubach, spędzanie wakacji w miejscach, które tego sezonu są modne itd., itd. Helen nie pasuje do tego sztucznie wykreowanego świata ludzi bez tożsamości. Z telebimów spoglądają na nas modelki number one. Tom atakowany zewsząd "wzorcowymi" wizerunkami urody porzuca Helen, bo dla jego otoczenia jest ona jedynie "grubą świnią". W ich kryteriach oceny człowieka liczy się tylko blichtr.
To prawda, że tekst jest płaski jak naleśnik: plakatowo potraktowany temat i plakatowo napisane postaci. Czy rzeczywiście niewielka nadwaga uroczej przecież i inteligentnej Helen to problem mający szanse targnąć widzem? Wywołać w nim współczucie z powodu jej wykluczenia z tzw. towarzystwa, no bo ma te parę kilogramów więcej? Kto w to uwierzy? Gdybyż autor zechciał sięgnąć głębiej, pokazać konteksty owych restrykcyjnych "regulaminów" urody, wyglądu, ubioru, próbować dociec, skąd się wzięła ta nieludzka, kretyńska "filozofia" zawłaszczająca przestrzeń życia dla młodych, pięknych, zdrowych, natomiast odmawiająca tej przestrzeni ludziom niepięknym, niemłodym i niezdrowym. Kto takie zwyrodnialstwo lansuje i w jakim celu? Jak doszło do aż takiego odhumanizowania świata? Ale autor sztuki tych pytań nie stawia, nie drąży jakże gorącego dziś tematu. Miał szansę, której nie wykorzystał.
Prócz ewidentnych słabości tekstu sztuki, tak w warstwie intelektualnej, jak i dramaturgicznej, również reżyseria nie podnosi poziomu spektaklu. Krzysztof Rekowski jakby zaraził się ową plakatowością tekstu i w podobnym stylu wyreżyserował przedstawienie, z którego wieje nudą i banałem. Aktorzy zaś nawet nie podjęli wysiłku twórczego, by granym przez siebie postaciom nadać choćby minimalną wiarygodność. Poszli za "plakatem" zaproponowanym najpierw przez autora, a następnie przez reżysera. Jedynie Milena Lisiecka, tytułowa "gruba świnia", wyłamała się z tej plakatowej stylistyki i zagrała rolę. Dobrą, wiarygodną rolę.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Gruba świnia" Neila Labute'a, przekł. Małgorzata Semil, reż. Krzysztof Rekowski, scenogr. Maciej Chojnacki, muz. Marcin Mirowski, ruch scen.
Michał Piróg, Teatr Powszechny, Warszawa.
"Nasz Dziennik" 2007-05-16
Autor: wa