Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Stopa bezrobocia wyniosła w lipcu 15,7 procent. To najniższy wskaźnik od ponad 5 lat Bezrobocie powoli, ale spada

Treść

Bez pracy w Polsce pozostaje blisko 2,4 mln osób. W ciągu ostatnich dwóch lat - według oficjalnych danych ministerstwa pracy - wyjechało z naszego kraju do pracy za granicę prawie 700 tys. osób. Faktyczna skala emigracji zarobkowej może być nawet ponad dwukrotnie większa. Nad informacją rządu o sytuacji na rynku pracy debatował wczoraj Sejm.

W porównaniu z sytuacją sprzed roku liczba osób zarejestrowanych jako bezrobotne zmniejszyła się o mniej więcej 340 tysięcy. W tym czasie stopa bezrobocia spadła z 17,9 proc. w lipcu 2005 r. do 15,7 proc. w lipcu bieżącego roku. - Na koniec tego roku stopa bezrobocia powinna nieznacznie przekraczać 15 procent - zapowiedziała podczas sejmowej debaty Anna Kalata, minister pracy i polityki społecznej. Jak zaznaczyła, w ostatnich miesiącach spadek stopy bezrobocia nastąpił we wszystkich województwach, a w większości dużych miast stopa bezrobocia jest już jednocyfrowa - w Warszawie 5,2 proc., w Poznaniu - 5,5 proc., w Krakowie - 6 proc., a w Katowicach - 6 procent. Kalata poinformowała, że w tym roku rząd przeznaczy na programy na rzecz przeciwdziałania bezrobociu 2,1 mld zł, a różnymi formami aktywizacji zawodowej objętych ma zostać ok. 800 tys. bezrobotnych.
Informację rządu negatywnie ocenili posłowie opozycji. Zdaniem Jerzego Budnika (PO), rząd nie ma żadnego pomysłu na walkę z bezrobociem. Włodzimierz Stępień z SLD posunął się natomiast do stwierdzenia, że pozytywne tendencje na rynku pracy to efekt działań w wydaniu rządu SLD. Posłowie wytykali, że bezrobocie w naszym kraju jest wciąż największe w Unii Europejskiej, a tysiące ludzi, w szczególności młodych i wykształconych u nas w kraju, wyjeżdża do pracy za granicę.

Brakuje fachowców
Fala emigracji zarobkowej nie pozostaje jednak bez wpływu na wskaźniki dotyczące bezrobocia. W ten sposób uszczuplane są statystyki bezrobotnych w naszym kraju lub też wyjeżdżający pozostawiają miejsca pracy dla dotychczasowych bezrobotnych. W informacji rządu na temat sytuacji i prognozowanych tendencji na rynku pracy w 2006 r. czytamy: "pozytywnym skutkiem migracji z Polski do krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego jest zatrudnienie osób szczególnie zagrożonych bezrobociem na polskim rynku pracy: osób młodych lub długotrwale bezrobotnych. Negatywnym efektem jest natomiast odpływ z polskiego rynku pracy osób wysokokwalifikowanych". Jak dalej czytamy, "fakt podjęcia pracy za granicą nie zawsze jest uwarunkowany wyższym wynagrodzeniem, czasem wynika z oferty zatrudnienia, która w Polsce nie pojawia się w ogóle lub rzadko. W innych przypadkach jest to także kwestia płacy godziwej i szeroko rozumianych warunków pracy i życia".
Według minister Kalaty, z danych resortu pracy i polityki społecznej wynika, że w ciągu ostatnich dwóch lat do pracy za granicą wyjechało około 660 tys. Polaków. Najwięcej, bo prawie połowa z nich (322 tys.), wyjechało zarabiać pieniądze i pracować na rzecz rozwoju niemieckiej gospodarki, niespełna 230 tys. wyruszyło w poszukiwaniu pracy do Wielkiej Brytanii, częstym kierunkiem są także Irlandia i Włochy. Według Kalaty, nie ma dokładnych danych, ilu wyjeżdżających do pracy pozostaje za granicą. Tyle oficjalne dane resortu. Nie jest jednak tajemnicą, że wielu Polaków wyjeżdża za granicę do pracy na czarno. Pojawiają się informacje, że skala emigracji zarobkowej z Polski sięgać może nawet 2 mln osób. Nawet jeśli - zdaniem minister Kalaty - nie ma podstaw do szacunków, że emigracja zarobkowa przybrała takie rozmiary, to jednak można spokojnie przyjąć, iż fala emigracji zarobkowej jest przynajmniej dwukrotnie wyższa, niż wskazują oficjalne statystyki.
Przy tej okazji pojawia się też kolejny problem - braku siły roboczej w kraju. W dużej części emigrujący wykwalifikowani pracownicy nie mają bowiem swoich następców. Już obecnie polscy przedsiębiorcy odczuwają brak pracowników. Wyjeżdżają spawacze, elektrycy, kierowcy, pielęgniarki i informatycy, a o polskich pracowników z zagranicznymi pracodawcami konkurują nasze firmy budowlane. Zdaniem Beaty Mazurek (PiS), w takiej sytuacji konieczne jest większe dostosowanie systemu kształcenia do potrzeb rynku pracy. Brak fachowców to bowiem m.in. efekt likwidacji w latach 90. wielu szkół zawodowych. Coraz częściej też brakuje chętnych do pracy na stanowiskach niewymagających kwalifikacji, ale zarazem słabo płatnych, z czego wziął się nawet pomysł zatrudniania w rolnictwie Ukraińców.

Więcej pracujących
To, w jakim stopniu wzrost krajowej gospodarki wpłynął na kreowanie nowych miejsc pracy, mogłyby pokazać wskaźniki związane z zatrudnieniem. Fakt, że nie ma ich wielkiego skoku, potwierdza, iż w dużej części w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z tzw. wzrostem bezzatrudnieniowym, wynikającym ze wzrostu wydajności pracy, która zwiększyła się w ostatnich latach trzykrotnie. Z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) wynika jednak, że w I kwartale tego roku pracowało o 3,1 proc. osób więcej (422 tys.), niż miało to miejsce w pierwszym kwartale zeszłego roku. Rok 2005 był też pierwszym od kilku lat, w którym wzrosło przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw (o 1,9 proc.).
Według projekcji rządu, w tym roku liczba pracujących zwiększy się w stosunku do przeciętnego zatrudnienia w zeszłym roku o 200 tys. osób. Przy tym kontynuowane mają być trendy z ostatnich lat, a więc wzrost zatrudnienia w sektorze usług i przemyśle, a spadek zatrudnienia w rolnictwie. Nadal jednak mizernie prezentuje się stopa zatrudnienia w Polsce, która w 2004 r. wyniosła 51,7 proc., podczas gdy w całej Unii było to 63,3 proc., a średnio w państwach starej UE
- 64,7. W Stanach Zjednoczonych przekracza ona 70 procent.
Podniesienie wskaźnika zatrudnienia do 70 proc. do 2010 r. zakłada Strategia Lizbońska, będąca programem podnoszenia konkurencyjności gospodarki UE. Zrealizowanie tak ambitnego celu w ciągu 4 lat, przynajmniej w Polsce, pozostać może jedynie w sferze życzeń.
Artur Kowalski

"Nasz Dziennik" 2006-08-24

Autor: wa