Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Stokłosa atakuje i pomawia

Treść

Działania organów ścigania w sprawie poszukiwanego listem gończym byłego senatora Henryka Stokłosy to zaplanowana przez "braci Kaczyńskich" celowa akcja "niszczenia dorobku życiowego męża" - twierdzi Anna Stokłosa, żona ukrywającego się od grudnia ub.r. biznesmena, w piśmie skierowanym do przewodniczącego sejmowej speckomisji Pawła Grasia (PO), umieszczonym na stronie internetowej Stokłosy. Jak zapewnia, międzynarodowy list gończy za Stokłosą został wystawiony na podstawie spreparowanych dokumentów, a prokuratorzy prowadzący postępowanie ponoć tłumaczą się jej z "nacisków z góry". Za całą aferę zaś, zdaniem Stokłosy, odpowiadają dziennikarze m.in. "Naszego Dziennika" i "Rzeczpospolitej", którzy - jak sugeruje żona byłego senatora - są współpracownikami służb specjalnych (sic!). Pomówione przez nią osoby nie wykluczają oddania sprawy do sądu.



Tajne służby, prokuratura, dziennikarze śledczy, politycy na najwyższych szczeblach, agenci SB rzekomo powiązani z prezydentem Lechem Kaczyńskim i terroryści działający pod płaszczykiem organizacji ekologicznych. Wszyscy połączeni w sekretnym sprzysiężeniu, realizującym tajny cel Kaczyńskich - zniszczenie Henryka Stokłosy. Taki obraz świata wyłania się z pisma Anny Stokłosy, małżonki byłego senatora Henryka Stokłosy, poszukiwanego obecnie międzynarodowym listem gończym za zarzucane mu milionowe oszustwa podatkowe. Żona biznesmena, szefująca - po ucieczce Stokłosy - koncernowi "Farmutil", twierdzi, że dysponuje "dowodami" potwierdzającymi jej tezy. Kuriozalne pismo Anny Stokłosy skierowane do sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych zostało umieszczone na stronie internetowej byłego senatora, jednak - jak dowiedział się "Nasz Dziennik" - nie trafiło do rąk członków speckomisji.
- Nawet gdyby nie było omawiane na posiedzeniu komisji, a tylko skierowane zgodnie z zawartą tam sugestią do rąk przewodniczącego speckomisji, to i tak otrzymalibyśmy informację o tym, że takie pismo wpłynęło. Zastanawiam się, czy umieszczenie listu takiej treści w internecie to nie jakaś prowokacja Stokłosy - rozważa w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" poseł Jędrzej Jędrych (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej speckomisji.

"Spisek braci Kaczyńskich"
Na czele spisku, który miał rzekomo doprowadzić do zniszczenia Henryka Stokłosy - jak utrzymuje zarządzająca obecnie jego majątkiem Anna Stokłosa - stoi... prezydent Lech Kaczyński. "Na podstawie posiadanych dowodów stwierdzam, że bracia Kaczyńscy nigdy nie przepuścili okazji, a zwłaszcza gdy sprawowali jakąkolwiek władzę, aby osobiście własnymi publicznymi wypowiedziami i za pomocą swoich spolegliwych współpracowników, bez żadnych zahamowań, niszczyć dorobek życiowy mojego męża i jego jako człowieka" - pisze Anna Stokłosa.
- Jeżeli ktoś rutynową kontrolę i reakcję na nieprawidłowości nazywa prześladowaniem, to jest to jakaś paranoja. Chociaż prawdę mówiąc, chora sytuacja była przez ostatnie kilkanaście lat, kiedy instytucje kontrolne nie reagowały na sygnały od pracowników Stokłosy, mieszkańców powiatu pilskiego, a lokalni dygnitarze, o czym pisał "Nasz Dziennik", zamiast reagować, balowali na bankietach u Stokłosy - komentuje poseł Tomasz Górski (PiS) z sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej.
A jednak Anna Stokłosa przekonuje, że ma dowody wskazujące na istnienie "wielkiego spisku" inspirowanego przez polityków PiS i Kaczyńskich. Te dowody to - jak zaznacza w swoim piśmie - rzekome wyznanie wojewody wielkopolskiego Tadeusza Dziuby. "Podczas spotkania ze służbami weterynaryjnymi wyraźnie wspominał o tym Wojewoda Wielkopolski Tadeusz Dziuba, żaląc się publicznie, że Warszawa oczekuje od podległych mu inspekcji zdecydowanych szkodliwych dla nas działań" - zapewnia żona poszukiwanego listem gończym biznesmena.
- Jest to ewidentna nieprawda. Nic takiego nie miało miejsca. Nie było żadnych nacisków. Zgodnie z uprawnieniami przysługującymi wojewodzie prowadzę działalność pod względem nadzoru i kontroli również służb weterynaryjnych. Mówienie, że wypełnianie swoich obowiązków jest niszczeniem kogoś, to jakiś absurd - komentuje dr Tadeusz Dziuba, wojewoda wielkopolski.

Dziennikarze to agenci tajnych służb?
W obszernym piśmie Anny Stokłosy wśród uczestników spisku realizowanego rzekomo na zlecenie Lecha Kaczyńskiego znaleźli się również dziennikarze, którzy na długo przed organami ścigania ujawniali liczne nieprawidłowości i biznesowo-towarzyskie powiązania senatora. To właśnie dziennikarzy małżonka Stokłosy wini za problemy z prawem byłego senatora i przekonuje, że śledczy piszący o aferach, nieprawidłowościach i oszustwach Stokłosy są agentami specsłużb. Nie ma ona wątpliwości, którzy dziennikarze to rzekomi agenci. "Na naszym przykładzie, co potwierdzają dziś zeznania Janusza Kaczmarka, widać wyraźnie, iż obecna władza i służby specjalne umiejscowiły sobie w wybranych mediach zaufanych współpracowników. Sprawy związane z moim mężem i naszymi firmami cieszyły się szczególnym i zupełnie nienaturalnym zainteresowaniem ze strony niektórych dziennikarzy z prorządowych mediów, m.in. Wojciecha Wybranowskiego ('Nasz Dziennik'), Marcina Dzierżanowskiego i Piotra Krysiaka ('Wprost'), Moniki Filipowskiej i Macieja Dudy ('Rzeczpospolita') i Leszka Kraskowskiego ('Dziennik')" - atakuje Anna Stokłosa. Dziś część z wymienionych w jej piśmie dziennikarzy zastanawia się nad wspólnym złożeniem w tej sprawie pozwu sądowego.

Prokuratorzy mieliby skarżyć się Stokłosie
Jak utrzymuje Anna Stokłosa, nakaz aresztowania i międzynarodowy list gończy nie mają prawnego uzasadnienia i wystawione są na podstawie spreparowanych dokumentów. Zapewnia również, że prowadzący sprawy przeciwko jej mężowi prokuratorzy rzekomo tłumaczą się jej, jakoby naciski na nich wywierał minister Zbigniew Ziobro. "Dochodzi do takich patologii, iż prokuratorzy prowadzący sprawę mojego męża, narzekają na naciski 'z góry' i wielokrotnie tłumaczą się, że to nie oni wymyślają różne formy prześladowania mojego męża - twierdzą, że są tylko wykonawcami poleceń ministra Ziobry" - przekonuje żona byłego senatora.
- Pani Anna Stokłosa nie jest stroną w sprawie, więc nie widzę powodów, żeby komentować jej oświadczenia. Nie sądzę również, by którykolwiek z prokuratorów przekazywał jej jakieś informacje - mówi prokurator Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga, prowadzącej postępowanie w sprawie "afery korupcyjnej" w Ministerstwie Finansów.
Jak wynika z ustaleń "Naszego Dziennika", zarzuty żony Stokłosy mogą mieć związek z ukróceniem bulwersującej życzliwości wobec Stokłosy śledczych z Prokuratury Rejonowej w Chodzieży. Jeszcze przed rokiem większość skarg składanych tam przez lokalnych mieszkańców, a dotyczących byłego senatora, kończyła się odmową wszczęcia postępowania lub jego umorzeniem. Po publikacji na łamach "Naszego Dziennika", w której ujawniliśmy sprawę śledczych, kontrolę wszczęła Prokuratura Krajowa. Jej wyniki były druzgocące - jedna trzecia z umorzeń w sprawach Stokłosy była wydawana przez chodzieskich prokuratorów przedwcześnie i bezpodstawnie.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2007-10-09

Autor: wa