Stoczniowcy nie chcą już czekać
Treść
Dwie próby sprzedaży majątku szczecińskiej stoczni nie przyniosły rozwiązania problemów zwolnionych stoczniowców, a trzecia nie dojdzie do skutku z uwagi na brak zainteresowania inwestorów. Nieco większe powodzenie wśród inwestorów miała Stocznia Gdynia. Po wczorajszym przetargu pojawiła się szansa na uruchomienie produkcji quasi-stoczniowej. Efekty przetargów pokazują jednak, że stracono czas, w którym stoczniowcy mogli liczyć na wsparcie. Obecnie programy osłonowe przestają działać, a na terenie zlikwidowanych stoczni nie powstały żadne nowe miejsca pracy. Wkrótce może się okazać, że rząd będzie musiał w pośpiechu gasić wybuchy niezadowolenia stoczniowców rozczarowanych niespełnieniem hojnych obietnic.
Wczoraj odbył się trzeci przetarg na majątek stoczni w Gdyni. Wystawiono go na 14 aukcjach, ale tylko trzy z nich znalazły się w kręgu zainteresowania inwestorów. Łączna kwota wpłaconych wadiów wyniosła 28 mln zł (10 proc. wartości licytowanego majątku), podczas gdy sumaryczna wartość wystawionego majątku Stoczni Gdynia została oszacowana na 213 mln złotych. Rozstrzygnięto dwie aukcje. Firma Crist Sp. z o.o. kupiła rejon prefabrykacji kadłubów (warty ponad 38 mln zł), a firma Rubo Sp. z o.o. nabyła udziały w spółce Euro Rusztowania (za prawie 8,5 mln zł). Rejon montażu statków, mimo wpłaty wadium (przez firmy Crist i Famur SA), nie doczekał się oferty. - Sprzedano wydziały kadłubowe, ale nabywcy nie znalazł duży dok. W tej sytuacji prawdopodobnie będzie proponowana formuła jego dzierżawienia. Sądzę, że inwestor, który z logicznego punktu widzenia winien kupić obydwa te składniki, nie miał wystarczających środków i będzie stosował taktykę krok po kroku - ocenił Dariusz Adamski, szef NSZZ "Solidarność" przemysłu okrętowego. Jak zaznaczył, firma Crist jest znana stoczniowcom, gdyż stocznia realizowała dla niej zamówienia. Jednak produkowane wówczas platformy wymagały załadunku w doku.
Pod koniec listopada udało się sprzedać części majątku stoczni o wartości około 90 mln złotych. Stocznia Nauta Gdynia wylicytowała rejony wyposażenia statków i prefabrykacji przestrzennych, a spółka Energomontaż Północ Warszawa tzw. mały dok. Dotąd obie firmy wpłaciły już pełną kwotę za wylicytowane części majątku stoczni i podpisały warunkowe umowy. - Jest wciąż dużo znaków zapytania. Najważniejsze, żeby ci, którzy kupili części majątku stoczni, zaczęli działać i by powstały miejsca pracy, bo obecna stagnacja już zbyt długo trwa - dodał Adamski.
Jutro miały zostać rozstrzygnięte aukcje w Szczecinie. Licytacji nie będzie, bo żaden z inwestorów nie był zainteresowany kupnem. Wcześniej konsorcjum osób prywatnych kupiło pakiety "Stocznia Południe" i "Projekt" warte 10,4 mln zł, a Stocznia Remontowa Gryfia SA w Szczecinie zestaw sterowy do statku o wartości 211,6 tys. złotych. Majątek wystawiony w Szczecinie wyceniono na 119 mln złotych. Dziś na pewno wiadomo tylko to, że kluczowy dla produkcji statków majątek szczecińskiej stoczni nie został sprzedany w częściach... i to jedyny pozytywny element rządowego programu dla niej.
- Teraz wszystko zależy od syndyka, czy będzie zainteresowany wyłącznie sprzedażą majątku stoczni, czy też zechce go uruchomić, może wydzierżawić, by w efekcie powstały na nim miejsca pracy. Ta kwestia dla naszego regionu jest dzisiaj sprawą najważniejszą - powiedział nam Krzysztof Fidura, szef NSZZ "Solidarność" szczecińskiej stoczni. Jak zaznaczył, pomysłów na zagospodarowanie majątku stoczni jest kilka - m.in. ustanowienie specjalnej strefy ekonomicznej. Ale to wymaga czasu. - Z powodu opóźnień, realizowania drogi, która w efekcie okazała się nieskuteczna, potrzebujemy dziś działania interwencyjnego. Trzeba bardzo szybko zadbać o środki na utrzymanie dla stoczniowców lub zapewnić im miejsca pracy. Tu chodzi o los ok. 4 tys. osób - dodał. Według Fidury, uruchomienie tylko kolejnej transzy socjalnej dla stoczniowców będzie działaniem wyłącznie tymczasowym i w żaden sposób nie rozwiąże ich problemów. - My potrzebujemy nowych miejsc pracy. Wszyscy wiedzieli, że warunkiem progowym zmian było uruchomienie majątku stoczniowego. Mówiło się nam, iż trzeba go oddłużyć, odciążyć pracowników - po to były odprawy i przekwalifikowania, by spora część ludzi wróciła do pracy, nie do produkcji stoczniowej, ale przemysłowej. Kiedy 4 tys. ludzi zaczyna krążyć po rynku pracy i nie tworzy się nowych miejsc pracy, to łatwo domyśleć się, jakie warunki zatrudnienia się im proponuje. W efekcie mamy manifestacje, zresztą uzasadnione, bo nie można powiedzieć, że "chcieliśmy dobrze, ale się nie udało", i pozostawić 4 tys. ludzi na bruku - dodał Fidura.
W szczecińskiej stoczni pozostały zaczęte jednostki, które mogłyby znaleźć zainteresowanie armatorów, ponadto na terenie zakładu mogą być montowane wielkogabarytowe konstrukcje stalowe. - Widać więc, że można rozpocząć produkcję, oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień i nagle nie zatrudnimy 2 tys. ludzi. Gdyby jednak wszystko działo się sukcesywnie, to uruchamiając majątek stoczniowy, ściągnęlibyśmy z rynku pracy sporą część zwolnionych pracowników - ocenił Fidura.
Jednak do tej pory rządowi udało się jedynie zmarnować pół roku (od chwili zwolnień). Teraz, by spokojnie działać, trzeba zadbać o zabezpieczenia społeczne dla stoczniowców, by w spokoju organizować miejsca pracy na bazie majątku stoczni. Pośpiechu jednak nie widać. Dopiero na początku stycznia rząd ma podać informacje na temat kierunku działań wobec pracowników stoczni, a dopiero 13 stycznia 2010 r. mają zostać przedstawione pomysły na dalsze funkcjonowanie branży okrętowej. - Obawiam się niekontrolowanych wystąpień, bo ludzie są w dramatycznej sytuacji. My mówimy o tym od dawna, ale chyba ktoś chce wyczekać do końca, zupełnie niepotrzebnie - dodał Fidura.
6 listopada 2008 r. Komisja Europejska uznała za nielegalną pomoc publiczną udzieloną stoczniom w Gdyni i Szczecinie przez polski rząd. Zgodnie z przyjętym planem podzielony na części majątek stoczni został wystawiony na sprzedaż. W maju większość majątku wylicytował katarski Fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights. Inwestor wycofał się jednak z transakcji. Kluczowych elementów stoczni nie udało się sprzedać także w drugim przetargu.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-12-17
Autor: wa