Stanisław Sojczyński "Warszyc" i Konspiracyjne Wojsko Polskie
Treść
W nocy z 19 na 20 kwietnia 1946 roku odziały Konspiracyjnego Wojska Polskiego pod dowództwem por. Jana Rogolki "Grota", komendanta okręgu Piotrków Trybunalski, opanowały miasto Radomsko. Poszczególne grupy partyzanckie zaatakowały siedziby Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej, opanowały więzienie, ubezpieczały ważniejsze punkty miasta. Uwolniono 57 więźniów, co było głównym celem akcji. Trwała ona godzinę i zakończyła się bez strat. Zademonstrowano jednocześnie gotowość bojową i zdecydowanie do walki z nową, komunistyczną okupacją. Miejscowe władze zostały na jakiś czas skutecznie spacyfikowane.
Wojna nie skończyła się przecież pokojem. Po zawieszeniu akcji "Burza", która miała mobilizować oddziały Armii Krajowej przed wkraczającą na ziemie polskie Armią Czerwoną, po rozwiązaniu AK przez gen. Okulickiego w styczniu 1945 roku, Komendant Okręgu Radom-Kielce "Jodła", płk Jan Zientarski "Mieczysław" tak opisywał sytuację w terenie: "Od pierwszych dni Sowiety rozpoczęły zwalczanie AK. Dotychczas aresztowano kilkuset członków różnych stopni [...]. Wszędzie dążenie do wykrycia sztabów AK". Dowódcy okręgów wykonywali rozkaz rozwiązania AK, zgadzali się na ujawnianie żołnierzy (chociaż po ukryciu broni i archiwów), a nawet, na początku, na współpracę z władzami komunistycznymi i nową administracją, po to, by "nadać jej kierunek w duchu czysto polsko-niepodległościowym". Szybko jednak okazało się, że ta współpraca jest niemożliwa: odpowiedzią były masowe aresztowania ujawniających się żołnierzy AK i ich dowódców.
Z tych wszystkich względów reaktywowało się wiele oddziałów partyzanckich, podejmując walkę z nowym okupantem. W Polsce centralnej, zanim powstało Konspiracyjne Wojsko Polskie, największe tu regularne ugrupowanie po AK, działały liczne grupy partyzanckie, z których najbardziej odznaczyły się: oddział Ruchu Obrony Armii Krajowej (ROAK) Aleksandra Arkuszyńskiego, działający w okręgu Łódź kierowanym przez majora Adama Trybusa, czy oddział ppor. Stanisława Karlińskiego "Burzy" z 25. pp. AK. Pierwszy z nich dokonał brawurowego zdobycia więzienia w Pabianicach, gdzie więziono partyzantów AK, drugi, o wiele większy, liczący około stu ludzi, stoczył regularną bitwę z oddziałami NKWD i UB w okolicach Piotrkowa. "Burza" Karliński podjął nawet rozmowy z Sowiecką Komendanturą Wojenną w Piotrkowie, ale warunki, jakie mu postawiono, były nie do przyjęcia. Po odmowie współpracy służby UB podpaliły jego gospodarstwo, a rodzinę aresztowano i zamknięto w obozie dla volksdeutschów w Piotrkowie. Karliński ze swym oddziałem zdobył obóz i uwolnił rodzinę. W połowie 1945 roku stoczył największą w tym rejonie bitwę z 64. Dywizją NKWD pod wsią Majkowice, zaznaczając tym samym realną siłę wojskową na tym terenie.
Największą jednak i najważniejszą organizacją partyzancką w centralnej Polsce było regularnie tworzone od końca wojny przez kapitana Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca" Konspiracyjne Wojsko Polskie. Obejmowało ono swym działaniem najpierw okolice Radomska, Piotrkowa i Łodzi, później Sieradza, Wielunia, rozszerzając się na południe w stronę Częstochowy i sięgając Śląska, a także, choć w mniejszym stopniu, ma zachód, ku Wielkopolsce. Liczyło, jak szacują historycy, ponad dwa tysiące partyzantów. Tomasz Toborek w swym gruntownym opracowaniu "Stanisław Sojczyński i Konspiracyjne Wojsko Polskie" (IPN Łódź 2007) podaje liczbę 2550 żołnierzy KWP. Powstało ono z najaktywniejszych grup poakowskich, działających na tych terenach, połączonych pod jednym dowództwem.
Do organizacji KWP Sojczyński przystępował już jako doświadczony żołnierz i konspirator. Przed wojną zakończył służbę wojskową w stopniu podporucznika rezerwy, pracował jako nauczyciel pod Częstochową w swych rodzinnych stronach, które stale będą terenem jego działalności. Po kampanii wrześniowej w rejonie Hrubieszowa i Janowa Lubelskiego wrócił do rodzinnych Rzejowic pod Radomskiem i tam od razu rozpoczął działalność konspiracyjną, organizując lokalne struktury Obwodu Radomsko, wchodzącego najpierw w skład Obwodu ZWZ Łódź, a później Obwodu Radom - Kielce. Akcje bojowe rozpoczęto dopiero w 1943 roku po dobrym przygotowaniu i mobilizacji konspiracyjnej. Pierwszą większą akcją była likwidacja szefa gestapo w Radomsku Willego Bergera i jego zastępcy - Johanna Wagnera, za egzekucję ludności cywilnej w Dmeninie w lipcu 1942 roku. Największą akcją oddziału Sojczyńskiego (wówczas "Zbigniewa") było odbicie więzienia w Radomsku w sierpniu 1943 roku - po pacyfikacji jego rodzinnych Rzejowic i aresztowaniu licznych mieszkańców, w tym partyzantów AK. Prawie setka partyzantów opanowała miasto, poszczególne grupy zdobywały więzienie i ubezpieczały teren akcji i odwrót. Uwolniono ponad 50 osób, cała akcja trwała 20 minut i odbyła się bez strat; zaskoczenie Niemców było całkowite. W akcji brał również udział oddział Jana Rogólki, który będzie dowodził w podobnej akcji na powojenne Radomsko w 1946 roku.
Oddział Sojczyńskiego, a później jego następców, prowadził do końca wojny liczne akcje nękające Niemców, przeprowadzał także likwidacje konfidentów gestapo. Pod koniec wojny powstał problem współdziałania z oddziałami sowieckimi, które wkraczały na te tereny, a także z oddziałami Gwardii i Armii Ludowej. Trzeba podkreślić, że na początku Sojczyński nawet współdziałał z tymi oddziałami, ochraniał sowiecki oddział majora Siemiona Nowosada przed Niemcami i przekazał mu grupę sowieckich żołnierzy, którzy trafili do polskich oddziałów. Z ugrupowaniami AL rozpoczęły się jednak konflikty na tle politycznym, z powodu przewidywanego zwycięstwa sowieckiego i ich aspiracji do przejęcia władzy. Zaczęła się także walka, w której ginęli partyzanci KWP. Zachował się ważny w tym temacie list sekretarza PPR w Częstochowie Juliana Burskiego "Juliana" do oficera bezpieczeństwa w sztabie AL Bronisława Krogulca "Jastrzębia", który był wyraźną instrukcją zwalczania konspiracji: "Nasza taktyka musi być taka: ustalić endeckich i NSZ działaczy z nazwisk i tych najczarniejszych po cichu wykańczać, a tłuściejszych brać na zakładników. W ten sposób będziemy ich zapędy hamować i nawet przyspieszać ich usunięcie z tych terenów. Stasiek [Stanisław Hanyż] ma już kilka takich ptaszków i trzyma ich za zakładników". Zakładnicy ci, należący do KWP, a nie NSZ czy WiN, czego komuniści nie rozróżniali, zostali zamordowani przez grupę AL tegoż Hanyża "Stacha".
Konspiracyjne Wojsko Polskie kontynuowało więc wojenną walkę w czasach nowej okupacji sowiecko-komunistycznej, realizowanej pod pozorami zachowania władz i instytucji polskich, pod ideologicznymi hasłami społecznych rewindykacji, pełnej demokratyzacji i modernizacji kraju. Gdy zachęty do współpracy, ujawniania się żołnierzy AK, amnestii, okazały się taktycznym podstępem, Sojczyński przystąpił do ściślejszej organizacji wielu rozproszonych, rozbitych bądź zdezorientowanych pod koniec wojny grup partyzanckich na tych terenach, skupiając je pod swoim dowództwem. Przystąpiono do zorganizowanej walki z oddziałami zbrojnymi władz komunistycznych - UB, MO, ORMO, a także z oddziałami sowieckimi NKWD. Rozpoczęto od pacyfikacji władz lokalnych, zastraszania jej funkcjonariuszy, działaczy partyjnych, zbyt gorliwych urzędników, od likwidacji konfidentów. Wymierzano kary także podszywającym się pod nich zwykłym przestępcom, najczęściej rabusiom, żerującym na trudnej sytuacji powojennej. Wyroki wydawał Sąd Specjalny KWP, formułując wyraźnie akt oskarżenia. Najczęściej były to kary publicznego napiętnowania, chłosty.
Zdobycie czerwonego Radomska
Jedną z pierwszych takich akcji była likwidacja szefa sekcji śledczej UB w Radomsku Jakuba Cukiermana w sierpniu 1945 roku. W końcu października tego roku oddziały 80 partyzantów KWP przeprowadziły akcję pacyfikacyjną w Radomsku i Stobiecku Miejskim. Uprowadzono z nich, jak podaje Tomasz Toborek, "13 konfidentów i funkcjonariuszy UB. Część z nich zwolniono po wymierzeniu kary chłosty. Zaplanowano także wykonanie pięciu wyroków śmierci - na Władysławie Jaworskim i Bolesławie Chodaczyńskim z Radomska oraz Janie Zbroi, Stefanie Chobocie i Kazimierzu Kipigrochu ze Stobiecka. W czasie akcji w Radomsku zlikwidowano Jaworskiego, agenta UB i wykonawcę wyroku na żołnierzach AK w czasie okupacji niemieckiej. [...] Chodaczyńskiego - funkcjonariusza UB - nie udało się zlikwidować. Ze Stobiecka zlikwidowano natomiast dwóch konfidentów - Zbroję i Chobota".
Wydano także wyroki śmierci na najwyższych funkcjonariuszy w tym rejonie, szefa UB w Łodzi Mieczysława Moczara i wojewodę łódzkiego Jana Dąb-Kocioła. Nie udało się ich wykonać z powodu słabej siatki organizacyjnej KWP w Łodzi. W uzasadnieniu wyroku "Warszyc" zarzucał Moczarowi: "oddanie się na usługi zaborczo nastawionego w stosunku do Polski ZSRR i działanie w myśl dyrektyw i inspiracji NKWD. Kierowanie terrorem, zmierzającym do zgnębienia przeciwnej czerwonemu reżimowi większości Społeczeństwa Polskiego. Stosowanie metod terroru, określanych przez prawo polskie i międzynarodowe jako zbrodnicze".
Największa akcja KWP miała miejsce na wiosnę 1946 roku, gdy oddziały ugrupowania "Warszyca", "Motor", "Żniwiarka" i "Turbina" opanowały znowu całe Radomsko, rozbiły więzienie, uwalniając ponad 50 więźniów, ku przerażeniu miejscowych władz, UB i MO. Było to dokładne powtórzenie akcji z 1943 roku przeciwko okupacyjnym władzom niemieckim, teraz przeciw nowym władzom komunistycznym. Były one bardzo zaniepokojone sytuacją, jak wynikało z meldunków. Naraziły się także sowieckim zwierzchnikom swą biernością i nieudolnością, zwłaszcza z powodu likwidacji całego oddziału NKWD przez oddział KWP "Klingi" Glapińskiego, podczas wycofywania się z akcji w Radomsku. Oddział sowiecki został zaskoczony w pobliżu miasta, wzięty do niewoli i zlikwidowany, co było zresztą niesubordynacją dowódcy wobec rozkazów "Warszyca". Nie dążył on do likwidacji wszelkich przeciwników, ale ich najgroźniejszych, szkodliwych przywódców, prowodyrów, nie zaś szeregowych żołnierzy czy ideologicznie zdezorientowanych cywilów. Podkreślał to wielokrotnie w swych rozkazach, które prócz bojowych instrukcji miały też charakter wychowawczy, polityczny w duchu niepodległościowym, pobudzającym do zachowania wojskowego "morale", bez prywaty, chęci zemsty czy pokusy łatwych zdobyczy, co groziło rozkładem ideowych racji walki.
Najazd oddziałów KWP na Radomsko odbił się głośnym echem i wywołał gwałtowną reakcję wyższych władz UB, rozpoczął wściekły odwet szefa UB w Łodzi Mieczysława Moczara, który nakazał wszystkim swym siłom rozpracowanie całego KWP i schwytanie samego "Warszyca". Moczar zmobilizował specjalną grupę operacyjną złożoną z 350 żołnierzy KBW, 400 Wojska Polskiego, 200 żołnierzy sowieckich, 50 milicjantów. Już wcześniej prowadzono czynności śledcze i operacyjne na terenie działania KWP. Wkrótce aresztowano dziesiątki osób w rejonie Piotrkowa i Częstochowy, natrafiając na takie, które miały powiązania lub kontakty z KWP. Poddane brutalnym śledztwom doprowadziły do częściowego rozpracowania siatki organizacyjnej KWP, zwłaszcza otoczenia "Warszyca". Kluczową osobą, która zdradziła organizację i rozpoczęła czynną współpracę z UB, był Henryk Brzóska, później agent "Żbik". Wskazał on miejsce pobytu "Warszyca", zakonspirowanego wtedy w Częstochowie. Kapitan Sojczyński został zaskoczony w mieszkaniu w Częstochowie i aresztowany razem ze swą sekretarką Haliną Pikulską "Ewunią". Nie stawiał oporu, myśląc, że zatrzymują go funkcjonariusze miejscowego UB, gdzie miał zaufanych ludzi i mógł liczyć na zwolnienie. Nie wiedział, że aresztują go ludzie Moczara. Zaraz po aresztowaniu "Warszyca" jego "kontakt", szef częstochowskiego UB Stanisław Korol, popełnił samobójstwo. Wkrótce nastąpiły dalsze aresztowania najważniejszych osób w kierownictwie KWP, Stanisława Żelanowskiego "Nałęcza", szefa wywiadu KWP i adiutanta "Warszyca" Ksawerego Błasiaka "Alberta". Po przejęciu archiwów KWP służby UB mogły już dotrzeć do komendantów obwodów w Łodzi, Częstochowie, Łasku, Sieradzu i rozbić w dużym stopniu całą organizację.
Prócz Brzóski "Żbika" wprowadzono w szeregi KWP kolejnych agentów. Najważniejszym i najbardziej szkodliwym był "Z-24", "Siwiński", Zygmunt Lercel, który przyczynił się do rozbicia i zniszczenia następnych oddziałów KWP już po aresztowaniu "Warszyca". Posłużył on do prowokacji polegającej na wymianie władz KWP podobnej do tych, jakich użyto przy opanowywaniu kolejnych Zarządów WiN. "Siwiński", uwiarygodniony w środowisku KWP, powołując się na kontakty z władzami emigracyjnymi, zdobył zaufanie kilku następnych dowódców KWP, przedstawiając się jako wyznaczony przez gen. Andersa następca "Warszyca". Plan nie w pełni się udał, ale wyeliminowano w ten sposób kilka oddziałów KWP. Henryk Glapiński "Klinga" ze swą obstawą zwabiony do Warszawy na spotkanie z rzekomym angielskim oficerem łącznikowym został aresztowany w hotelu "Polonia". Podobnie agent "Z-24" doprowadził do likwidacji niewielkiego już oddziału Adama Dulęby "Jura" z Radomska. Miał on zostać przeniesiony w Lubelskie i dołączyć do oddziału Glapińskiego. Dowódca długo wahał się, nie dowierzając "Siwińskiemu". Uległ, szantażowany przez "Anglika", jak go nazywano, że ten zerwie kontakty z organizacją. Wyjechali dostarczoną przez "Siwińskiego" ciężarówką PCK. Pod Garwolinem czekała na nich zasadzka. Na postoju agent i kierowca uciekli, a żołnierze na ciężarówce zostali zaatakowani i zabici przez grupę UB.
Mimo tych zasług agent "Z-24" nie spotkał się z większą wdzięcznością ze strony Urzędu Bezpieczeństwa. Zgubiła go też zbyt wielka pewność siebie i przekonanie o swych agenturalnych zdolnościach. Miał coraz większą wiedzę o działaniach UB, a sukcesy wywiadowcze tak mu uderzyły do głowy, że zaczął przechwalać się rzekomymi kontaktami z "Łupaszką", czyli Szendzielarzem, i z "Ogniem", czyli Kurasiem. Uznano, iż może być niebezpieczny, zwłaszcza że nie był podwładnym UB, i postanowiono go usunąć. Zrobiono to w majestacie ówczesnego prawa, aresztowano i skazano na śmierć w 1950 roku za to, że w czasie wojny miał być konfidentem gestapo i wydawać władzom niemieckim Polaków i Żydów.
Śledztwo i proces
Dochodzenie przeciw "Warszycowi" zaczęło się zaraz po jego aresztowaniu w czerwcu 1946 roku. Według relacji Czesława Stachury, który był informatorem WiN w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi, Sojczyński był w śledztwie torturowany: "poodbijane nerki i stopy od bicia, że nogi ma we krwi i (...) owinięte w gałganach". Przed sądem prócz "Warszyca" postawiono jedenastu oskarżonych, z czego tylko połowa należała do dowództwa KWP, reszta to byli szeregowi jego członkowie lub osoby przypadkowe, wcale niezwiązane z konspiracją, jak ks. Mieczysław Krzemiński, mający być kapelanem KWP. Często do takich procesów dołączano właśnie księży. Sąd w składzie: przewodniczący ppłk Bronisław Ochnio, kpt. Piotr Adamowski, ławnik Leonard Kroze, sekretarz por. Roman Dyhdalewicz oraz prokuratorzy wojskowi Graff i Łapiński oskarżali w konkluzji Sojczyńskiego o to, że "usiłował przemocą usunąć organa władzy zwierzchniej Narodu i zagarnąć ich władzę oraz usiłował przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego". Na pytanie, czy przyznaje się do winy, "Warszyc" odpowiedział: "Uważam raczej, że mam zasługi wobec Narodu, dla dobra którego walczyłem. W świetle obowiązujących przepisów prawnych nie uważam swoich czynów za przestępstwo. Wszelkie czyny, jeśli nie wyszły poza ramy moich rozkazów, są zgodne z moimi zasadami i sumieniem".
Proces "Warszyca" i KWP wykorzystano propagandowo do ataku na ruch niepodległościowy, przedstawiając partyzantów jako pospolitych bandytów i rabusiów, "Warszyca" jako krwawego herszta, watażkę, który chce obalić panujący porządek. W czasie procesu sfałszowano jego biografię w czasie wojny, podając, że nie brał w niej udziału, podczas gdy kończył ją w stopniu kapitana i z krzyżem Virtuti Militari, przyznanym przez władze AK. Partyjna gazeta "Głos Robotniczy" ogłaszała wielkimi tytułami: "Krwawy generał Warszyc przed sądem. Sztab NSZ-owski odpowiada za zbrodnie i mordy". W sprawozdaniu z pokazowego procesu, zainspirowanym niewątpliwie przez UB, znajdziemy sugestywny, sensacyjny niemal obraz zbrodniczej, jak sugerowano, działalności "Warszyca" i jego organizacji:
"Sędzia, kapitan Adamowski, przystępuje do czytania aktu oskarżenia, co trwa prawie trzy godziny. Przed oczami widzów zebranych na wielkiej sali Sądu Okręgowego w Łodzi - przesuwają się wstrząsające obrazy krwawych wyczynów groźnego 'generała', który uznał pułkownika 'Radosława', wzywającego do ujawnienia się dawnych członków AK - za zdrajcę, uzurpował sobie władzę nad podziemiem faszystowskim w trzech województwach i 'tworzył' jakieś 'konspiracyjne wojsko', by siać postrach, mordować bez pardonu i słuchać tylko 'rządu' z Londynu, a później czerpać natchnienie od p. Mikołajczyka, z którym starał się nawiązać kontakt.
Początkowo 'Warszyc' organizuje swoją armię, swój korpus wojskowy. Jest i sztab, są poszczególne wydziały, wywiad, 'sąd' itp. Wprawia swoich ludzi pomału do roboty. Nakazuje likwidację, tj. mordowanie działaczy demokratycznych. Za to, że podobno Kaleta Piotr chciał wziąć rower żonie jego podwładnego - spotyka go kara śmierci i grób bezimienny. Wystarczyło, że się ktoś komuś nie podobał, wystarczył jeden niesprawdzony donos - i już grób był gotowy.
Krwawa robota 'rozkręcała się' szybko. Dokonano w ciągu kilku miesięcy szeregu napadów, mordów i rabunków. Od kul bandy 'Warszyca' zginęło 51 żołnierzy polskich i dziesięciu sowieckich, dziesięciu funkcjonariuszy MO, 29 pracowników Bezpieczeństwa, 23 peperowców, 26 przedstawicieli instytucji państwowych i 45 bezpartyjnych chłopów, robotników, inteligentów - ot, tak sobie. Raniono kilkadziesiąt osób, uprowadzono bez śladu kilkudziesięciu".
17 grudnia 1946 roku Sąd Okręgowy w Łodzi wydał wyrok śmierci na "Warszyca" i jego siedmiu towarzyszy. Wyrok wykonano trzy dni przed amnestią, 19 lutego 1947 roku w Łodzi, prawdopodobnie na strzelnicy na Brusie. Nie jest to pewne, podobnie jak miejsce pochówku żołnierzy KWP, które nie jest znane. Po procesie sztabu "Warszyca" rozpoczęły się dalsze aresztowania dziesiątków ludzi mniej lub bardziej związanych z KWP, śledztwa i procesy. Represjonowano i inwigilowano ich rodziny, zastraszano sąsiadów. Mimo to organizacja nie została rozbita całkowicie. Dzięki luźnej strukturze i samodzielności oddziałów przetrwało ich sporo i z nich próbował zorganizować II Komendę KWP Jerzy Jasiński, dowódca kompanii "Kleszcze" i "Motor". Została ona jednak dość szybko rozbita, bo trafił do niej znany już agent UB Henryk Brzóska "Żbik". Coraz mniejsze oddziały, często kilkuosobowe grupy, próbował podporządkować sobie samozwańczy już komendant Jan Małolepszy "Murat", dowódca oddziału "Turbina", działającego w rejonie Wielunia. W końcu 1948 roku został jednak ujęty na skutek donosów coraz liczniejszej w terenie agentury UB i skazany na karę śmierci. W śledztwie i na procesie załamał się, zapewne z powodu tortur. Mimo że wykonanie wyroku było przesądzone, został zakatowany na śmierć w więzieniu przez funkcjonariuszy UB Tadeusza Strąka, Jana Tralę, Wacława Rzepkowskiego i Jana Banalaka.
Ostatnimi dowódcami coraz mniejszych grup KWP, ściganych bezlitośnie przez siły UB, byli Andrzej Jaworski "Marianek", Antoni Chowański "Kuba", Józef Ślęzak "Mucha" i Ludwik Danielak "Bojar". Najdłużej walczący i ukrywający się Ślęzak i Danielak zostali schwytani dopiero w roku 1954 i straceni w 1955, na rok przed Październikiem 1956.
W październiku 1992 roku unieważniono wyrok śmierci na Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca", uznając, że działał na rzecz niepodległości państwa polskiego. Niedawno Zarząd Główny Związku Byłych Żołnierzy Konspiracyjnego Wojska Polskiego wystąpił do Ministerstwa Obrony o pośmiertne mianowanie "Warszyca" na stopień generała brygady. Dyrektor Kadr MON Janusz Bojarski, były szef WSI, absolwent Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego, w imieniu ministra prośbę tę odrzucił.
Dr Marek Klecel
"Nasz Dziennik" 2009-05-29
Autor: wa
Tagi: stanislaw sojczynski warszyc