Stanęły wszystkie silniki
Treść
Dwie osoby zginęły, a 83 zostały ranne w sobotniej katastrofie samolotu pasażerskiego Tu-154M, do której doszło na lotnisku Domodiedowo w Moskwie. To bliźniaczy samolot polskiego rządowego tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Maszyna należąca do Dagestanu rozbiła się w czasie awaryjnego lądowania, do którego zmusiła pilotów awaria wszystkich trzech silników.
Jedną z ofiar śmiertelnych sobotniej katastrofy jest brat prezydenta Dagestanu 49-letni Gadzhimurad Magomedov, druga ofiara to matka sędziego Trybunału Konstytucyjnego Roza Gadżijewa. Jednym z rannych jest też minister sprawiedliwości Dagestanu Azadi Ragimow. W szpitalach w Moskwie, Domodiedowie i Widnoje nadal przebywa 55 osób, przy czym stan 10 rannych lekarze określają jako bardzo ciężki.
Na pokładzie Tu-154M dagestańskich linii lotniczych, lecącego z Moskwy do Machaczkały - stolicy republiki Dagestanu na rosyjskim Północnym Kaukazie, było 163 pasażerów i 9 członków załogi. Samolot rozbił się podczas podchodzenia do lądowania, do którego zmusiła załogę awaria wszystkich trzech silników. Pierwszy z nich wysiadł zaledwie 29 minut po starcie, gdy maszyna znajdowała się na wysokości 9,1 tys. kilometrów. Chwilę później awarii uległy także drugi silnik oraz generatory prądu i urządzenia nawigacyjne. Wówczas piloci zdecydowali się na awaryjne lądowanie. W momencie, gdy tupolew był kilkaset metrów nad ziemią, pracę przerwał jednak ostatni, trzeci silnik. Wówczas piloci rozpoczęli lądowanie. Niestety, z powodu złych warunków pogodowych - niski pułap chmur - nie dostrzegli w porę progu pasa startów i lądowań, w związku z czym samolot zdołali posadzić dopiero w połowie pasa. Pilotom nie udało się jednak wyhamować, w efekcie czego tupolew wypadł z pasa i wbił się w wał ziemny na krańcu lotniska i rozpadł się na trzy duże części. Eksperci podkreślają, że to cud, że nie doszło do pożaru. Tu-154M nie mógł bowiem zrzucić paliwa i lądował z pełnymi bakami.
Po wstępnej analizie czarnej skrzynki zawierającej zapis parametrów lotu dagestańskiego Tu-154M, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) ustalił, że pierwsze zakłócenia w dopływie paliwa do silników wystąpiły już osiem minut po starcie, gdy maszyna była na wysokości 6,5 tys. metrów. Przedstawiciele Komitetu podkreślają jednak, że do tej pory nie odnaleziono jeszcze rejestratora rozmów w kokpicie. Według MAK, wyłączenie pierwszego i trzeciego silnika nastąpiło na wysokości około 9 tys. metrów. Drugi silnik po okresie niestabilnej pracy odzyskał sprawność i funkcjonował do momentu awaryjnego lądowania. Wcześniej zaś podawano, że zawiodły wszystkie trzy silniki, a także generatory prądu i urządzenia nawigacyjne.
Stan pięciorga rannych lekarze określają jako ciężki. Wśród nich są dwaj członkowie załogi - nawigator i inżynier pokładowy. Ranny jest też kapitan samolotu, 60-letni Zakarża Zakarżajew.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną wypadku. Komitet Śledczy FR za priorytetowe uznaje trzy hipotezy: błąd załogi, techniczną niesprawność samolotu przed startem oraz usterkę systemów pokładowych lub agregatów w czasie lotu.
Rozbity Tu-154M miał 18 lat. Wcześniej był eksploatowany w Kazachstanie i Bułgarii. W 2009 roku przeszedł kapitalny remont. Kierownik dagestańskich linii lotniczych Mirza Omariev przekonuje, że samolot był sprawny, przechodził regularne przeglądy techniczne i remonty, a załoga miała duże doświadczenie w lataniu na tych maszynach. Rosyjska agencja Interfax podała, iż jednoznacznie wykluczona została wersja o zamachu terrorystycznym, a jedną z przyczyn wczorajszego wypadku lotniczego dagestańskiego Tu-154M był błąd pilotów. Agencja, powołując się na anonimowych ekspertów, spekuluje, że piloci zapomnieli włączyć pompy paliwowe, co spowodowało dostanie się powietrza do silników i przerwanie ich pracy. Tę wersję mają ostatecznie potwierdzić specjalistyczne badania ekspertów, które rozpoczęły się w sobotę w nocy. Jednak wersji tej nie potwierdzają specjaliści z Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), którzy twierdzą, że nie przeprowadzono jeszcze ekspertyzy czarnych skrzynek. Wcześniej dyrekcja lotniska Wnukowo wykluczyła, by przyczyną katastrofy była zła jakość paliwa. Rzecznik tego portu lotniczego Jelena Kryłowa podała, że inne samoloty, które zostały zatankowane z tego samego zbiornika co feralny tupolew, wylądowały bez problemów na lotniskach docelowych. Ponadto - jak przekazała - ekspresowa analiza paliwa wykazała, że spełnia ono wszystkie normy jakościowe.
Marta Ziarnik, PAP, Reuters
Nasz Dziennik 2010-12-06
Autor: jc