Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sprawy karne przeciwko dziennikarzom to relikt PRL

Treść

Z Julią Piterą (PO), wiceprzewodniczącą sejmowej Komisji
Sprawiedliwości i Praw Człowieka, rozmawia Wojciech Wybranowski

OBWE krytykuje Polskę za przestarzałe zapisy w kodeksie karnym pozwalające ścigać dziennikarzy za rzekome "znieważenie" nie na drodze postępowania cywilnego, ale karnie...
- Gdyby udało się doprowadzić do usunięcia z polskiego kodeksu karnego art. 212 pozwalającego na "karanie za słowa", byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Niestety, ten artykuł straszy od lat i w żaden sposób nie udaje się go, mimo różnych władz, jakie były do tej pory, usunąć. Jest to relikt epoki komunistycznej, który powinien zniknąć z polskiego prawodawstwa. Chociaż obawiam się, że i teraz nie uda się doprowadzić do jego usunięcia. Sam wicepremier Przemysław Gosiewski niedawno sprzeciwiał się likwidacji tego artykułu, mówiąc, że "jakoś trzeba się bronić".

Samoobrona grozi zaostrzeniem prawa prasowego, mówi się o wprowadzeniu prawa do wykonywania zawodu dziennikarza tylko dla osób z wyższym wykształceniem. Z kolei LPR chciałaby przyspieszonego trybu orzekania w sprawach przeciwko dziennikarzom o tak zwane pomówienia.
- Jest to sprawa skandaliczna. Każdy człowiek, który czuje się urażony czyimiś słowami, ma prawo do wszczęcia postępowania na drodze cywilnej, w ten sposób dochodzenia swoich roszczeń i tak to odbywa się w krajach cywilizowanych. Można w następstwie takiego postępowania uzyskać odszkodowanie finansowe. Jakiekolwiek procesy karne w takiej sprawie są sprzeczne z zasadami demokracji.

Zwolennicy utrzymania tego zapisu powiedzą, że dla dziennikarzy nie powinno się robić wyjątków.
- Taki zapis w kodeksie karnym bardzo często wykorzystywany jest jako straszak na dziennikarzy, zwłaszcza osoby wykonujące zawód dziennikarza śledczego. Mówi się: "jak napiszesz, to będziesz miał proces z artykułu 212 kpk". Bardzo często też redakcja w obawie przed ewentualnym procesem karnym rezygnuje z opublikowania demaskatorskiego artykułu. Z próbami zastraszania dziennikarzy właśnie w oparciu o ten przepis mieliśmy do czynienia choćby w przypadku tzw. afery PZU. Zdarzały się przypadki, że wystarczyło samo złożenie pozwu na podstawie art. 212 i sąd wydawał zakaz publikowania na dany temat. Takich przypadków było, jak mówiłam, sporo. A jest to sprzeczne z zasadami demokracji ograniczenie wolności słowa.

Bywa jednak tak, że dla niektórych osób wolność słowa jest równoznaczna z prawem do szkalowania, znieważania czy wyszydzania...
- Dziennikarz powinien być ścigany jedynie na podstawie pozwu cywilnego i tylko w przypadku, gdy taki pozew złoży z własnej inicjatywy osoba, która poczuła się dotknięta daną publikacją. Powinny, moim zdaniem, zniknąć również zapisy mówiące o tym, że państwo z urzędu ściga kogoś za to, iż ten ktoś naruszył czyjeś dobra cywilne. Nie powinno być takich przypadków, jak sprawa Huberta H, ale również, co jest przecież doskonale panu znane - takiej sprawy, jak postępowanie w sprawie rzekomego znieważenia wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego, kiedy to z urzędu wszczęto postępowanie. Taka sytuacja jest niedopuszczalna i nie miałaby miejsca w żadnym kraju demokratycznym.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-08-07

Autor: wa

Tagi: pitera po