Sprawa śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka uległa przedawnieniu
Treść
W poniedziałek Sąd Apelacyjny w Warszawie umorzył proces byłego zomowca Ireneusza K. oskarżanego o współudział w pobiciu maturzysty. - To już łatwiej będzie osądzić tych, którzy mataczyli w śledztwie, w tym moim zdaniem ówczesnego szefa MSW gen. Kiszczaka - mówi portalowi Fronda.pl, historyk Grzegorz Majchrzak.
Sprawa toczyła się od 26 lat. W poniedziałek sąd rozpatrywał apelację obrony Ireneusza K., która złożyła odwołanie od wyroku z mają u.r. Sąd Okręgowy nie miał wtedy wątpliwości, że K. był jednym z trzech milicjantów, którzy w maju 83. r. bili Przemyka na komisariacie MO na Starym Mieście w Warszawie.
- To kolejny dowód na to, że sąd wolnej Polski nie radzą sobie z rozliczeniami czasów PRL – mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl historyk z IPN, Grzegorz Majchrzak. Podkreśla, że w tej sprawie były ewidentne matactwa. - Samych zomowców łatwiej byłoby skazać nie za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, ale za nieudzielenie pomocy – stwierdza.
Były zomowiec został skazany na 8 lat, ale na mocy amnestii karę zmniejszono mu o połowę. Sąd I instancji uznał również, że czyn K. jako „czyn karalny funkcjonariusza publicznego z PRL nie przedawnił się”. Wcześniej sądy cztery razy go uniewinniły, ale wyższe instancje, w tym Sąd Najwyższy, zwracały sprawę do ponownego osądzenia. - Łatwiej będzie skazać tych, którzy mataczyli w śledztwie w sprawie śmierci Przemyka.
Władze PRL chroniły swoich funkcjonariuszy i odpowiedzialnością za śmierć 19-latka chciały obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli go z komisariatu do szpitala. 26 lat temu maturzysta Grzegorz Przemyk świętował razem z kolegą na Pl. Zamkowym zdane egzaminy. Zatrzymali ich milicjanci. Przemyk nie miał dokumentów. Skatowany na komisariacie zmarł po dwóch dniach w szpitalu. Pogrzeb 19-latka stał się wielką manifestacją przeciw władzom.
Ireneusz K., 20-letni wówczas zomowiec, do niedawna pracował w policji w Biłgoraju. Obecnie jest na mundurowej emeryturze.
mmSprawa toczyła się od 26 lat. W poniedziałek sąd rozpatrywał apelację obrony Ireneusza K., która złożyła odwołanie od wyroku z mają u.r. Sąd Okręgowy nie miał wtedy wątpliwości, że K. był jednym z trzech milicjantów, którzy w maju 83. r. bili Przemyka na komisariacie MO na Starym Mieście w Warszawie.
- To kolejny dowód na to, że sąd wolnej Polski nie radzą sobie z rozliczeniami czasów PRL – mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl historyk z IPN, Grzegorz Majchrzak. Podkreśla, że w tej sprawie były ewidentne matactwa. - Samych zomowców łatwiej byłoby skazać nie za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, ale za nieudzielenie pomocy – stwierdza.
Były zomowiec został skazany na 8 lat, ale na mocy amnestii karę zmniejszono mu o połowę. Sąd I instancji uznał również, że czyn K. jako „czyn karalny funkcjonariusza publicznego z PRL nie przedawnił się”. Wcześniej sądy cztery razy go uniewinniły, ale wyższe instancje, w tym Sąd Najwyższy, zwracały sprawę do ponownego osądzenia. - Łatwiej będzie skazać tych, którzy mataczyli w śledztwie w sprawie śmierci Przemyka.
Władze PRL chroniły swoich funkcjonariuszy i odpowiedzialnością za śmierć 19-latka chciały obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli go z komisariatu do szpitala. 26 lat temu maturzysta Grzegorz Przemyk świętował razem z kolegą na Pl. Zamkowym zdane egzaminy. Zatrzymali ich milicjanci. Przemyk nie miał dokumentów. Skatowany na komisariacie zmarł po dwóch dniach w szpitalu. Pogrzeb 19-latka stał się wielką manifestacją przeciw władzom.
Ireneusz K., 20-letni wówczas zomowiec, do niedawna pracował w policji w Biłgoraju. Obecnie jest na mundurowej emeryturze.
Fronda 2009-12-14
Autor: wa