Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Sprawa jest poważna", afery nie ma, za to jest dyktatura

Treść

Większość komentatorów, w tym ja (zob. tutaj), zakładała jako „oczywistą oczywistość”, że los ministra Bartłomieja Sienkiewicza jest definitywnie określony i afera taśmowa spowoduje jego natychmiastową dymisję. O święta naiwności!

Człowiek uczy się codziennie na błędach i wciąż ze zdumieniem odkrywa, że Polska Zjednoczona Platforma Obywatelska jest tworem zdegenerowanym bardziej niż niejeden centrolew rodem z Ameryki Łacińskiej. Jak się okazało, tupet, poczucie bezkarności i cynizm Donalda Tuska nie mają granic. Dyktatura relatywizmu w wykonaniu jego samego i jego sług nadal w najlepsze psuje nasz kraj. Jest to także wynik paranoi strachu imperium przed utratą władzy i nadchodzącej ery rozliczeń. Niemniej, bezkarność i arogancja władzy są jeszcze większe niż się spodziewano.

Tusk poszedł w zaparte, i to jest najbardziej podejrzane. Jedni uważają, że gra tę samą ordynarną grę, co zawsze, biorąc wszystkich na przeczekanie. Wyuczonymi pozami, gestami wmawia Polakom, że jest ofiarą zamachowców stanu i nie pozwoli na obalanie rządu podobnymi metodami, bo teraz nadszedł zły czas dla Polski i jego odejście, dla dobra kraju nie jest korzystne. A w ogóle to nic się stało, gdyż w restauracji „Sowa i Przyjaciele” doszło „tylko” do rozmowy dwóch zatroskanych ludzi.

Przewodniczący PSL Janusz Piechociński mógł uratować honor tego rządu, ale nie skorzystał z okazji i idzie na dno razem z Donaldem Tuskiem, chociaż, jak do tej pory, taśmy nie pogrążały jego formacji politycznej, w sposób bezpośredni. W tej chwili już tak, ponieważ trwanie tego „układu zamkniętego” oznacza jawny współudział w patologii. PSL oficjalnie już wie, jak wygląda robienie polityki przez partnera koalicyjnego i oficjalnie zgadza się na tę patologię.

Piechociński okazał się słabym politykiem. Po pierwsze, nie zauważył, że mógłby być teraz głównym rozgrywającym na scenie politycznej. To on mógł dyktować warunki gry. Wycofując się z gnijącego układu, w najbliższych wyborach mógł się prezentować jako pierwszy sprawiedliwy. Potrafiłem sobie nawet wyobrazić kampanię wyborczą PSL pod hasłem: „Poświęciliśmy swoje stanowiska dla Polski” itp. W konsekwencji PSL miało szansę na podwojenie liczby posłów w Sejmie, a tak znów trzeba liczyć na to, że może się uda prześlizgnąć przez próg wyborczy, że opinia publiczna w Polsce nie połączy taśm z PSL-em. Będzie to trudne.

Reakcja władz PSL na aferę okazała się nieudolna i nieprofesjonalna politycznie. Słowa Piechocińskiego: „Sprawa jest poważna”, brzmią niemal identycznie, jak kompromitujący wpis Tuska na Twitterze: „Przykra sprawa, Nie lekceważę jej”, czyli są groteską.

Skoro sprawa jest poważna, to należy problem rozwiązać, a teraz jedynym rozwiązaniem jest zakończenie tej makabry i rozpisanie albo nowych wyborów, albo przyłączenie się do opozycji i głosowanie za wotum nieufności dla rządu Tuska. Dla potencjalnych wyborców takie zachowanie byłoby pozytywnie odczytane, bo o ile PiS, SLD i inne partie w sposób naturalny jako opozycja dążą do obalenia rządu, to PSL rzeczywiście zostałoby zauważone i docenione. Stanowiska rządowe są jednak jak magnes. Piechociński nie zaryzykował. Nie zachował twarzy. Mało tego, skompromitował się, konsultując z Tuskiem dalsze ruchy. Pozostał wasalem, który grzecznie pyta dyktatora o zezwolenie na rozwiązanie parlamentu.

Zgody na to nie ma, więc pod egidą Tuska i Sienkiewicza PSL pozwala na to, aby urzędnicy MSW wchodzili do redakcji tygodnika „Wprost”, dokonywali przeszukiwania i zastraszania dziennikarzy, domagając się od nich wydania pozostałych taśm. Jest to atak na podstawowe prawo do wolności słowa i łamanie Konstytucji RP. Mamy dyktaturę. Kto się jeszcze łudzi, że jest inaczej? Piechociński stracił twarz, a z ekipą Tuska jest współwinny każdego kolejnego skandalu, jaki będzie wybuchać. Przede wszystkim zaś jest współodpowiedzialny za rozkład państwa polskiego.

Tomasz M. Korczyński

Nasz Dziennik, 18 czerwca 2014

Autor: mj