Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sposób na promocję polskich artystów

Treść

Ze znanym mecenasem muzyki polskiej Janem A. Jarnickim rozmawia ks. Arkadiusz Jędrasik

Jest Pan organizatorem konkursu nagraniowego "Zapomniana muzyka polska", który ma już IV edycję. Czy mógłby Pan przybliżyć naszym Czytelnikom jego ideę?
- Gdy zakładałem dziesięć lat temu Wydawnictwo Muzyczne Acte Préalable, moim głównym celem było rejestrowanie i wydawanie na płytach kompaktowych muzyki polskiej, dziś moja firma jest liderem w tej dziedzinie. Zupełnie wtedy nie wiedziałem, jak mała jest znajomość repertuaru polskiego wśród polskich muzyków, a młodych adeptów tej sztuki w szczególności. Przeciętny absolwent polskich akademii muzycznych nie ma żadnej wiedzy o rodzimych twórcach i ich dziełach. Nierzadko melomani wiedzą na ten temat więcej niż zawodowcy. Obecnie artyści, w szczególności początkujący, mają ogromne problemy, by zaistnieć na rynku fonograficznym, wydawnictwa płytowe nie inwestują własnych środków w nagrania. Artysta, by wydać płytę, musi zgromadzić środki do tego niezbędne. Albo są to jego własne pieniądze, albo też pochodzenia publicznego czy też prywatnego. Nie znam w Polsce wydawnictwa płytowego, które inwestowałoby swoje środki w nagrania. Na dodatek praktycznie nie istnieje promocja już dokonanych nagrań. 1 września 2003 r. ogłosiłem pierwszą edycję konkursu, drugą w maju 2004 r., trzecią w maju 2006 r., a ostatnią, czwartą, w styczniu 2007 r. i tak będzie już co roku.

Jaki był oddźwięk tych konkursów?
- Przyznam się, nie bardzo wierzyłem w powodzenie mojego przedsięwzięcia. Na pierwszy konkurs otrzymaliśmy kilkadziesiąt zgłoszeń, ale w większości świadczyły o całkowitym niezrozumieniu idei konkursu. Jak inaczej można ocenić propozycję nagrania recitalu, w którym na dziesięć zgłoszonych utworów tylko jeden jest polski, i to na dodatek dosyć znany? Udało się nam wyłonić laureatkę, ale uznała, że Wydawnictwo nie może ingerować w jej projekt i wolała go nie zrealizować, niż zrealizować w formie dostosowanej do wymogów rynku płytowego. Na szczęście drugi konkurs pozwolił nam "odrobić straty". Jeden z projektów nas zachwycił do tego stopnia, że zamiast jednej płyty debiutująca artystka zrealizowała trzy (omawiany niedawno cykl "Złoty wiek klawikordu w Polsce" w wykonaniu klawikordzistki Marii Erdman).
Trzeci konkurs przyniósł nam zalew prac, niektórych na bardzo wysokim poziomie. Laureatem został młody, zdolny pianista Hubert Rutkowski i jego propozycja nagrania dzieł Juliana Fontany, przyjaciela Fryderyka Chopina. Nagranie tej płyty zostało zakończone, ukaże się już wkrótce, a kolejny wolumin dzieł Fontany jest już w przygotowaniu. Na ostatni konkurs napłynęło niezbyt wiele prac, ale za to bardzo interesujących. Na dodatek po raz pierwszy nasz konkurs przyciągnął dwoje artystów zagranicznych: Japonkę i pianistę fińskiego, który zaproponował nagranie wszystkich fortepianowych dzieł Henryka Melcera. Za ten projekt Matti Asikainen otrzymał Grand Prix konkursu. Drugim laureatem Grand Prix został polski pianista Tomasz Kamieniak za projekt nagrania dzieł fortepianowych Józefa Wieniawskiego.

Jaką widzi Pan przyszłość dla tego konkursu?
- Wziąwszy pod uwagę, że choć dotychczas nie robiliśmy żadnej promocji naszego konkursu poza Polską, odnoszę wrażenie, że jego idea powoli dociera do kolejnych artystów. Ponieważ od tego roku konkurs będzie ogłaszany we wrześniu każdego roku, a termin nadsyłania prac będzie zawsze obowiązywał do 31 marca roku następnego, mamy nadzieję, że więcej artystów uwierzy w siebie i postanowi wspomóc naszą działalność promującą i odkrywającą muzykę polską.

Kto może uczestniczyć w konkursie?
- Aby uczestniczyć w konkursie, należy zaproponować wydawcy repertuar zgodny z nazwą konkursu (zapomniana muzyka polska), przedstawić swoje nagranie dowolnego repertuaru (aby uniknąć zgłoszeń ludzi nieradzących sobie jeszcze z wykonawstwem). Jednocześnie uczestnik konkursu nie może mieć w swoim dorobku nagrań komercyjnych. Chcę pomagać polskim artystom debiutującym w branży fonograficznej. Bardzo ważne jest, aby zgłaszać projekty monograficzne (poświęcone jednemu kompozytorowi), gdyż mają największe szanse zainteresowania nas, a także by ten kompozytor zmarł co najmniej 70 lat temu.

Proszę wyjaśnić te ostatnie dwa warunki?
- Zauważyłem, że artyści mają przykrą tendencję nagrywania recitali (które nazywam składankami). Otóż to, co się sprawdza na koncercie, zupełnie nie sprawdza się w fonografii. Muzyk myśli, że skoro zbiera brawa na koncercie, to każdy słuchacz marzy o kupieniu jego płyty. Być może tak jest w ciągu 10 minut po koncercie, ale nie wiele dni później w sklepie płytowym, chyba że się ma taką renomę jak Zimerman, Domingo czy Mutter. Ci artyści przyciągają swoim nazwiskiem. Natomiast przysłowiowy Kowalski, dopóki pozostaje w cieniu tych pierwszych, może tylko przyciągnąć odkrywczym repertuarem. Zrozumieli to w większości muzycy zagraniczni, o czym świadczy ogromna liczba płyt monograficznych poświęconych zapomnianej muzyce. Recitale pojawiają się na ogół w wielkich wytwórniach, które i tak coraz mniej swoich środków poświęcają na muzykę poważną. Dochodzi do tego, że nawet płyty tych najznakomitszych muzyków ukazują się dzięki sponsoringowi. Skoro w muzyce polskiej jest tyle do odkrycia, tyle do nagrania, naprawdę nie warto tracić czasu i energii na nikomu niepotrzebną płytę.
Jeśli chodzi o drugi warunek, to uważam, że kompozytorzy żyjący lub posiadających spadkobierców nie mogą należeć jeszcze do "zapomnianej muzyki polskiej".

Czy sądzi Pan, że wygrana w Pańskim konkursie pomoże artyście w karierze?
- Artyście może pomóc w karierze ciężka praca i łut szczęścia. Przygotowanie projektu, a następnie jego realizacja to dopiero początek. Jeśli później artysta nie zadba o koncerty promocyjne, to nagranie przejdzie bez echa. Trzeba w promocję samego siebie włożyć wiele energii, pracy i pieniędzy, nie mając pewności, że coś się w zamian otrzyma. Nie tak łatwo jest zorganizować koncert, na dodatek z wysoką gażą. Uważam, że będąc na dorobku, należy inwestować w siebie, a tym jest np. granie również darmowych koncertów. W krajach Europy Zachodniej czy USA jest czymś oczywistym, że gra się również za zwykłe "dziękuję". Przecież nic tak dobrze nie promuje artysty, jak jego obecność na salach koncertowych, afiszach, w mediach. A jeśli przy okazji muzyk może pochwalić się dorobkiem fonograficznym... W ramach mojego wydawnictwa organizuję koncerty, głównie po to, by promować nagrania i artystów, którzy je zrealizowali. Co ciekawe, z dużo większym zrozumieniem realiów spotykam się u artystów dojrzałych, renomowanych, z ustaloną pozycją na rynku, a także zagranicznych. Może trzeba by temu zaradzić, wprowadzając przysposobienie do biznesu - artysta jest przecież firmą jednoosobową - na uczelniach artystycznych stopnia średniego i wyższego. Zawód muzyka wymaga myślenia z wieloletnim wyprzedzeniem. Doraźne działania raczej nic nie dają.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-06-04

Autor: wa