Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Spór o polską duszę

Treść

Zbliża się 65. rocznica Powstania Warszawskiego. W związku z tym jubileuszem jak bumerang powraca spór dotyczący każdego z naszych wielkich narodowych zrywów niepodległościowych o sens walki zbrojnej, która za każdym razem była prowadzona z o wiele silniejszym przeciwnikiem.

"Idealiści" bronią powstań jako przejawu szlachetnych aspiracji niepodległościowych Polaków i aktów, które tworzyły i umacniały tożsamość narodową. "Realiści" je krytykują jako bezsensowną daninę krwi i osłabianie polskiego żywiołu oraz twierdzą, że zamiast romantycznego, naiwnego bohaterstwa lepiej było uprawiać politykę realistyczną. Czy jedni i drudzy nie mają po trosze racji?
- Powstanie Warszawskie było jednym z największych błędów popełnionych przez dowództwo AK. Ten zryw nie miał najmniejszych szans powodzenia - stwierdził 23 lipca prof. Jan Ciechanowski podczas promocji kolejnego wznowienia swojej książki "Powstanie Warszawskie". Autor to ceniony historyk, od końca lat czterdziestych mieszkający w Anglii. Jako kilkunastolatek walczył w Powstaniu, został ranny i dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Profesor jest znany ze swego krytycznego stanowiska wobec decyzji Komendy Głównej AK.
- Powstanie zakończyło się straszliwą klęską, katastrofą i ruiną, która nie dotknęła żadnej innej stolicy w Europie od czasu najazdu Hunów na Rzym. 200 tys. ludzi zginęło, 500 tys. wygnano i skazano na poniewierkę. Miasto zrównano z ziemią - mówił podczas promocji swojej książki.
Trudno zarzucić profesorowi częsty nawet wśród historyków błąd tak zwanego prezentyzmu, czyli przykładania dzisiejszych kryteriów wiedzy oraz ocen do wydarzeń z przeszłości. Dziś niektórzy na przykład uważają, że błędem była odsiecz Wiednia w 1683 roku. Bo przecież Turcy chcieli się układać z ówczesną Rzeczpospolitą, a ratując Austrię, wzmocniliśmy naszego przyszłego zaborcę... Poza tym Turcja przez 123 lata nie uznała zaborów, a na słynne pytanie na dworze kolejnych sułtanów, gdzie jest ambasador Rzeczypospolitej, padała niezmienna przez cały wiek XIX odpowiedź: "poseł z Lechistanu jeszcze nie przybył". Jan Ciechanowski na poparcie swej tezy o Powstaniu przytacza argumenty historyczne sprzed podjęcia decyzji o jego wybuchu.
Do 14 lipca 1944 roku Tadeusz Bór-Komorowski w ogóle nie myślał o powstaniu w Warszawie. W depeszy do Londynu z tego dnia stwierdzał nawet, że doprowadziłoby to tylko do wielkich strat. Całkowicie zmienił zdanie 21 lipca po spotkaniu z Tadeuszem Pełczyńskim i gen. Leopoldem Okulickim. Ze stolicy wysyłano ludzi i broń na wschód, by wesprzeć kolejne etapy akcji "Burza", która w Wilnie i we Lwowie zakończyła się jednak fiaskiem. Pamiętam rozmowy z moim nieżyjącym już ojcem, Jerzym Jackowskim (ps. "Brzoza"), który brał udział w akcji "Burza" we Lwowie i pełnił funkcję oficera łącznikowego dowództwa 5. DP Armii Krajowej. Jako oficer wywiadu doskonale zdawał sobie sprawę, że akcja nie ma szans, ale wierny przysiędze rzetelnie wykonywał swoje polskie obowiązki. Profesor Ciechanowski, choć także był sceptyczny, również był zdyscyplinowanym żołnierzem: "Na rozkaz stanęliśmy do walki i na rozkaz ją zakończyliśmy".
Spór o Powstanie i rozważanie: "Co by było gdyby...", będą zapewne trwały w następnych pokoleniach, bo to spór o polską duszę. Jakkolwiek jest oceniana decyzja o jego wybuchu, stanowi ono kartę naszej historii pisaną wielkimi zgłoskami. To apogeum pięcioletniej walki podziemnej z niemieckim okupantem oraz nadchodzącą ze wschodu zdradziecką machiną sowieckiego stalinizmu. Powstańcy Warszawy przeciwstawili się dwóm najstraszliwszym totalitaryzmom XX-wiecznej Europy: hitleryzmowi i stalinizmowi. Walkę militarnie i politycznie przegrali, ale to jednak pamięć o Powstaniu - tak żywo obecna w umysłach Polaków podczas 45-letniego zniewolenia - pozwoliła się nam odrodzić w pamiętnym zrywie solidarnościowym, a następnie obalić komunizm.
Jan Maria Jackowski
"Nasz Dziennik" 2009-07-25

Autor: wa