Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Spór o Centrum

Treść

Prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką uda się jutro z dwudniową wizytą do Berlina, gdzie spotka się m.in. z kanclerz Niemiec Angelą Merkel i prezydentem Horstem Kellerem, a także złoży wizytę w Bundestagu. W wywiadzie udzielonym przed podróżą tygodnikowi "Der Spiegel" prezydent Kaczyński skrytykował niemieckie plany budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom, wskazując, że prowadzą one do relatywizacji historii.
Na kilka dni przed swoją wizytą w Berlinie, która zaczyna się jutro, prezydent Lech Kaczyński skrytykował na łamach "Der Spiegel" projekt budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom w Berlinie, określając inicjatywę szefowej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach jako "bardzo złą propozycję".
- Takie Centrum doprowadzi (...) do relatywizowania winy, tym bardziej że w ciągu ostatnich pięciu, sześciu lat wyczuwamy w Niemczech nowy intelektualny klimat, którym jesteśmy zaniepokojeni - powiedział prezydent. Lech Kaczyński zaznaczył, że pozytywnie ocenia dotychczasowe działania Niemców na polu rozliczenia się z własną przeszłością oraz nie zamierza kwestionować faktu, iż Niemcy także doznali cierpień wskutek wojny, niemniej jednak Centrum "po pierwsze - bardzo selektywnie ukazywałoby cierpienia Niemców, a po drugie
- prowadziłoby do relatywizacji winy".

Triumf niemieckiego "ja"
Kwestia umieszczenia w Berlinie "widocznego znaku" upamiętniającego wysiedlenia Niemców ujęta została w umowie koalicyjnej partii tworzących rząd CDU - CSU - SPD. W ramach realizacji tego zamierzenia rozważana jest propozycja, aby sprowadzić z Bonn do Berlina otwartą 2 grudnia 2005 r. wystawę pod nazwą "Ucieczka, wypędzenie, integracja", poświęconą niemieckim przesiedlonym i połączyć ją z przygotowywaną przez szefową Związku Wypędzonych Erikę Steinbach ekspozycją nt. przesiedleń, która ma obejmować wszystkie masowe ucieczki, wypędzenia i przesiedlenia XX wieku. Helga Hirsch, członkini fundacji, którą kieruje Steinbach, wysunęła na łamach "Die Welt" propozycję, aby wystawa, której otwarcie w centrum stolicy zjednoczonych Niemiec ma nastąpić 10 sierpnia br., stała się wstępem do utworzenia stałej placówki w Berlinie - Centrum przeciwko Wypędzeniom.
"Niemiecka wina nie ulegnie zatarciu, a równocześnie, mimo tej winy, przerwane zostanie milczenie o niemieckich cierpieniach" - twierdzi Hirsch, podkreślając, że Niemcy mają do tego prawo. Krytykom koncepcji Centrum, tak jak np. Salomon Korn z Centralnej Rady Żydów w Niemczech wskazującym, że dojdzie tu do umieszczenia na jednej płaszczyźnie zdarzeń, których historycznie nie wolno utożsamiać, Hirsch odpowiada, iż wychodzą z błędnego założenia, że indywidualna pamięć musi odzwierciedlać wielką historię, gdy tymczasem, jej zdaniem, cierpienie jest sprawą subiektywną i nie musi być prostą wypadkową obiektywnych wydarzeń.

Polskie antidotum
Polska powinna w tej sytuacji podjąć intensywne zabiegi, aby w Berlinie stanęło Centrum Martyrologii Narodu Polskiego - uważa mecenas Stefan Hambura, berliński adwokat, jeden z aktywnych uczestników debaty o przesiedleniach, autor artykułów na ten temat w prasie polskiej i niemieckiej. Pomysł poparł wicemarszałek Sejmu Marek Kotlinowski (LPR). Dotyczący tej propozycji artykuł zamieścił miesięcznik poświęcony historii "Mówią wieki", którego współtwórcą przed laty był obecny minister spraw zagranicznych Stefan Meller.
- Niemieckie miasta opodatkowały się na rzecz budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom - poinformował "Nasz Dziennik" mecenas Hambura (informację na ten temat można znaleźć na stronie internetowej www.z-g-v.de). W jego ocenie, projekt ma silne poparcie społeczeństwa i niemieckich elit, dlatego trudno będzie zapobiec jego realizacji. Podobnego zdania jest poseł Janusz Dobrosz (LPR), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
- Jeśli nawet rząd niemiecki nie zdecyduje się na firmowanie Centrum, to zorganizują je instytucje i osoby prywatne. Będzie tak jak z roszczeniami "wypędzonych" - rząd odżegnuje się od roszczeń, ale niemieckie prawo ich nie wyklucza - ostrzega Dobrosz.

Przeciw ignorancji
Placówka dokumentująca zbrodnie na Narodzie Polskim pełniłaby, zdaniem Dobrosza, rolę antidotum wobec próby relatywizacji historii, jaką jest Centrum przeciwko Wypędzeniom, w którym na jednej płaszczyźnie przedstawione będą cierpienia ofiary i jej kata. Czy forsowanie Centrum Martyrologii Polskiej w Berlinie nie osłabi sprzeciwu Polski wobec budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom? Zdaniem Dobrosza, jedno drugiemu nie przeszkadza.
- Centrum Martyrologii Polskiej powinno przypominać Niemcom, że przed wysiedleniem był 1 września 1939 r. - mówi mecenas Hambura.
Placówka taka byłaby też źródłem informacji dla Niemców, którzy wykazują ignorancję, jeśli chodzi o polską kartę w II wojnie światowej. Prezydent Niemiec Roman Herzog podczas wizyty w Polsce na obchodach 50. rocznicy Powstania Warszawskiego pomylił je z powstaniem w getcie, a burmistrz Berlina Klaus Wowereit nie potrafił w telewizyjnym quizie podać daty wybuchu II wojny światowej.
Poseł Dobrosz jest sprawozdawcą projektu uchwały Sejmu, która zobowiązuje polski rząd do podjęcia ofensywy w rozmowach z rządem niemieckim na rzecz upamiętnienia martyrologii Polaków. Projekt jest obecnie przedmiotem konsultacji w Konwencie Seniorów i prawdopodobnie trafi wkrótce na forum izby.

Niemieckie reakcje
Po stronie niemieckiej propozycja Centrum Polskiej Martyrologii budzi mieszane uczucia. Pełnomocnik rządu ds. stosunków polsko-niemieckich Gesine Schwan jest zdania, że taka placówka nie powinna ograniczać się do przedstawienia męczeństwa, lecz pokazywać także inne aspekty polskiej historii. Podobnego zdania jest przewodniczący komisji spraw zagranicznych Bundestagu Ruprecht Polenz (CDU). Natomiast inny polityk CDU, przewodniczący Bundestagu Norbert Lambert, wolałby, aby cierpienia Polaków zostały uwzględnione w ramach Centrum przeciwko Wypędzeniom wśród trzynastu innych poszkodowanych narodów, obok cierpień niemieckich wypędzonych. Budowę Centrum popiera też przewodniczący rady nadzorczej Deutsche Banku dr Rolf-E. Breuer. Jak tę kwestię widzi pani kanclerz Angela Merkel? Odpowiedź powinna przynieść wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Berlinie.
Polska poniosła relatywnie największe straty ludnościowe w II wojnie światowej. Na każde tysiąc mieszkańców zginęły 222 osoby, podczas gdy straty Jugosławii wyniosły 108 osób na tysiąc mieszkańców, ZSRS - 40 osób, a Czechosłowacji - 15.
Małgorzata Goss

"Nasz Dziennik" 2006-03-07

Autor: ab