Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Spokojnie z tym traktatem

Treść

Niemieckie media z wielką uwagą i olbrzymim niepokojem śledziły debatę w czeskim Senacie w sprawie traktatu lizbońskiego, bojąc się, że eurosceptyczni czescy politycy odrzucą ten projekt. Dużo spokojniej na ewentualną ratyfikację traktatu, i to zarówno przez Czechy, Irlandię, Niemcy, jak i Polskę, czekają politycy austriackiej partii wolnościowej FPOE, którzy zapowiadają, iż zaraz po wejściu w życie traktatu lizbońskiego i tak zaskarżą go do austriackiego Trybunału Konstytucyjnego.

Austriacki eurodeputowany Andreas Moelzer, który jest jednocześnie ponownym kandydatem austriackiej partii wolnościowej FPOE do Parlamentu Europejskiego, potwierdził wczoraj, że liczy na czeskich senatorów, którzy powinni odrzucić traktat lizboński. Ale jeżeli tego nie zrobią i jeżeli zostanie on także ratyfikowany przez wszystkie państwa członkowskie (czyli Irlandię, Niemcy i Polskę), to wtedy do akcji wkracza FPOE i składa skargę na traktat lizboński do austriackiego Trybunału Konstytucyjnego.
"Nasz Dziennik" potwierdził w biurze poselskim Andreasa Moelzera w Wiedniu, że taki wniosek jest szykowany. Asystent europosła dr Bernhard Tomaschitz poinformował nas, że austriackie prawo zezwala na składanie podobnych wniosków do Trybunału Konstytucyjnego tylko w stosunku do traktatu lub innej ustawy, jeżeli wejdzie ona w życie, czyli w przypadku traktatu lizbońskiego dopiero po procesie ratyfikacji przez wszystkie kraje członkowskie.
- Jeżeli złożylibyśmy naszą skargę wcześniej, na przykład w tej chwili lub miesiąc temu, to zostałaby ona po prostu odrzucona, jako - przynajmniej na razie - bezprzedmiotowa. Według austriackiego prawa można skarżyć tylko ważne i obowiązujące ustawy - powiedział nam Tomaschitz. I tylko dlatego partia wolnościowa musi czekać na ewentualne wejście w życie traktatu w całej Unii.
Informacje te, dotyczące zasady składania skarg do Trybunału Konstytucyjnego w Austrii, potwierdził "Naszemu Dziennikowi" także prawnik dr Lorenz Riegler z wiedeńskiej kancelarii, która specjalizuje się m.in. w prawie wspólnot europejskich i prawie międzynarodowym.
Niemieccy politycy (na czele z kanclerz Angelą Merkel) bardzo dokładnie i z wielkim niepokojem obserwują sytuację w Czechach, próbując przy okazji wywierać różne naciski na tamtejszych polityków. Wszyscy pamiętają połajankę czeskiego prezydenta na Hradczanach w wykonaniu kilku eurodeputowanych, w tym przede wszystkich ze strony Niemców: Martina Schulza (SPD) i Daniela Cohn-Bandita z partii Zielonych, a ten ostatni ponownie popisał się obraźliwymi słowami w stosunku do Czechów. W jednym z wywiadów udzielonych w Strasburgu niemiecki polityk stwierdził, że nie jest wykluczone, iż czeskim senatorom za odrzucenie traktatu zapłacił prezydent Klaus. - To nie żart - powiedział Cohn-Bandit. - Każdy, kto zna Czechy, wie, że tam jest to możliwe - podkreślił.
Niemcy robią - jak widać - wszystko, aby ich ukochany traktat lizboński wszedł jak najszybciej w życie. Po zachowaniu Cohn-Bandita można wywnioskować, że niektórzy politycy niemieccy nie przebierają w środkach, aby to osiągnąć, posuwają się nawet do obrzydliwych pomówień o korupcję. Szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier (SPD) już od kilku dni głośno wyraża swoje nadzieje, że czeski senat stanie na wysokości zadania i zgodzi się na ratyfikację traktatu lizbońskiego.
Jak dowiedział się "Nasz Dziennik" w biurze prasowym Niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, sędziowie tego gremium jeszcze nie podjęli decyzji co do terminu rozstrzygnięcia trzech skarg na traktat lizboński złożonych przez: deputowanego CSU Petera Gauweilera, partię lewicową i wspólnie przez cztery osoby - byłego szefa zarządu koncernu Thyssen AG Dietera Spethmanna, byłego europosła z ramienia CSU Franza Ludwiga Grafa Stauffenberga, specjalistę od spraw gospodarczych Joachima Starbatty i berlińskiego profesora prawa Markusa Kerbera. Jak dowiedzieliśmy się w biurze prasowym Bundesverfassungsgericht, najprawdopodobniej decyzja w tej sprawie zapadnie dopiero w czerwcu, a najpóźniej w lipcu tego roku. Zgodnie z literą prawa prezydent Horst Koehler nie może złożyć końcowego podpisu pod niemiecką ratyfikację traktatu, zanim sędziowie nie rozstrzygną problemu.
Traktat lizboński jest ukochanym dzieckiem kanclerz Angeli Merkel, która od początku nie kryła, że porozumienie w sprawie ostatecznego kształtu nowego traktatu reformującego UE to wielki sukces, w którym Niemcy odegrały ważną rolę, gdyż to za ich prezydentury został skrystalizowany proces traktatu.
Waldemar Maszewski
"Nasz Dziennik" 2009-05-07

Autor: wa