Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Spokój i wielka niewiadoma

Treść

W Demokratycznej Republice Konga panuje obecnie względny spokój. Polscy misjonarze posługujący w regionie jeziora Kiwu informują, że są bezpieczni, jednak ich życie to wielka niewiadoma. Ludzie żyją w nieustannym strachu przed kolejnym ruchem rebeliantów. Siostra Dominika Laskowska, pallotynka, misjonarka posługująca w Rutshuru, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" informuje, że w mieście panuje względny spokój. - Na razie nic nam nie zagraża, czujemy się bezpiecznie - mówi. Sytuacja powoli wraca do normy. W niedzielę normalnie były odprawiane Msze św., w których licznie uczestniczyli wierni. Co więcej, władze zarządziły, że od poniedziałku mają być ponownie otwarte szkoły. Jednak i w poniedziałek, i wczoraj szkoły pozostały puste. Mieszkańcy Rutshuru i okolicznych miejscowości z obawy przed rebeliantami nie zezwolili dzieciom na udział w lekcjach. - Ludzie bardzo się boją - podkreśla misjonarka. - Sytuacja o tyle się pogarsza, że ludzie są przeciwni rebeliantom i nie wiadomo, jak oni zareagują na ten opór młodzieży i rodziców, którzy boją się wysłać dzieci do szkoły - wyjaśnia s. Dominika. - Jest wielka niewiadoma, co dalej będzie - dodaje. W ubiegłym tygodniu dotarł do Rutshuru długo oczekiwany konwój z pomocą humanitarną, a kilka dni temu dotarła też pomoc do sąsiedniej miejscowości. Jednak - jak wyjaśnia s. Dominika - o ile żywności nie brakuje, o tyle leki już się skończyły. Trzy siostry od Aniołów, które od kilku tygodni mieszkają w domu pallotynek w Rutshuru, nadal nie wróciły do swojego domu w Ntamugega, między Rutshuru a Gomą. Obecnie wyjechały na spotkanie formacyjne do Rwandy, po powrocie z niego na początku grudnia zadecydują, czy pozostać w Tutshuru, czy wrócić do swojego domu. Od kilku tygodni w Demokratycznej Republice Konga, na terenach objętych wojną w regionie jeziora Kiwu, w północno-wschodniej części kraju, trwają regularne walki między rebeliantami dowodzonymi przez gen. Laurenta Nkundę a armią kongijską. Generał Nkunda z plemienia Tutsi uzasadnia swoje działania zwalczeniem uzbrojonych band plemienia Hutu, które po wojnie domowej w sąsiedniej Rwandzie znalazły schronienie w Kongu. Maria Popielewicz "Nasz Dziennik" 2008-11-26

Autor: wa