Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sondaże kreują rzeczywistość

Treść

Choć do wyborów parlamentarnych pozostaje zaledwie kilka dni, wiele mediów już dawno odtrąbiło sukces Platformy Obywatelskiej. Pomimo że do wyborów prezydenckich jeszcze sporo czasu, sukces Donalda Tuska jest dla nich pewny, a jedyna wątpliwość polega na tym, czy potrzebna będzie mu jedna czy jednak dwie tury głosowania. A przecież sądzimy - i jesteśmy w tej świadomości utrzymywani także przez Państwową Komisję Wyborczą - że wybory rozstrzygają się przy urnach. Olbrzymie znaczenie socjotechniczne ma jednak publikacja sondaży badania opinii publicznej, a także ich interpretacja w mediach.
Nie bez znaczenia jest przy tym fakt, że w większości działających w Polsce ośrodków badawczych przeważa kapitał zagraniczny - niemiecki, brytyjski czy amerykański.
W sondażach OBOP i PBS, robionych na zlecenie "Gazety Wyborczej", "Polityki" czy TVP, słupek poparcia dla Tuska i PO wystrzelił w górę kilkanaście dni temu. Choć tempo wzrostu osłabło, każdy kolejny sondaż - poza najnowszym, opublikowanym w prasie wczoraj - wskazuje na coraz wyższe ich notowania. Ale już w sondażu Polskiej Grupy Badawczej wszystkie wyniki są porównywalne z rezultatami innych ośrodków, poza... dorobkiem liderów, różniącym się bardzo znacznie na niekorzyść Tuska. To o tyle ciekawe, że PGB we wszystkich ostatnich wyborach było zawsze najbliżej ostatecznego wyniku.

To w metodzie jest szaleństwo
- To kwestia przyjętej metody badania - twierdzi dr Jacek Chołoniewski z Estymatora, który wraz z Ośrodkiem Badań Wyborczych współtworzy PGB. Grupa stosuje metodę "on street" (ang. na ulicy). W skrócie polega ona na tym, że ankieterka (najczęściej jest to kobieta) według ustalonego klucza płci i wieku wybiera ankietowanych na ulicy. Każdy z nich otrzymuje kartkę, na której znajdują się nazwiska kandydatów bądź komitetów wyborczych. Przez cały czas badania ankieterka jedynie asystuje. - To jest znaczna różnica niż przy badaniu telefonicznym, gdy nazwiska są odczytywane bądź w najnowocześniejszych metodach, gdzie wykorzystuje się komputer - tłumaczy dr Chołoniewski.
PGB uwzględnia w wynikach sondaży tylko tych, którzy deklarują chęć głosowania. To sprawia, że pyta się nawet dwa razy większą grupę niż ok. tysiąca badanych osób. Inne ośrodki nie wprowadzają takich ograniczeń. Co więcej, gros z publikowanych badań jest prowadzona przez telefon, choć w Polsce tylko 75 proc. populacji posiada telefon stacjonarny. Międzynarodowe standardy mówią, że wyniki takiej sondy mogą być miarodajne, gdy wskaźnik ten przekracza 90 proc.
- Sytuacja wywiadu może być dla ankietowanego wstydliwa - tłumaczy różnice w sondażach Urszula Krassowska z TNS OBOP. Dodaje, że wobec ankietera respondenci mogą zadeklarować głosowanie na którąś z pozytywnie postrzeganych partii, a potem zagłosować na inną - zgodnie z własnymi poglądami.

Wiele zależy od pytania
- Coraz częściej odkrywamy, że nawet proste i drobne detale związane ze stawianiem pytań mogą mieć ogromny wpływ na wynik - uważa prof. Herbert Asher z University of Ohio. Na przykład w czerwcu br. sztab wyborczy kandydata na prezydenta Liwiusza Ilasza zamówił w OBOP sondaż poparcia dla tego kandydata. Objął on tylko osoby, które zamierzają pójść do wyborów, a zadane pytanie brzmiało: "Czy poparłbyś kandydata Liwiusza Ilasza w wyborach prezydenckich, pomimo iż jest spoza układu partyjnego?". W badaniu tym uzyskał 4-procentowe poparcie, chociaż w innych sondażach poparcie dla Ilasza nie przekracza 1 proc., a więc mieści się w granicach błędu statystycznego. Teoretycznie wynosi on bowiem 3 proc., choć np. w ubiegłorocznych wyborach do europarlamentu CBOS prognozował 8 proc. poparcia dla Ligi Polskich Rodzin, która osiągnęła niemal dwukrotnie lepszy wynik.
Badania najczęściej zamawiają w firmach partie polityczne oraz media. Im bliżej wyborów, tym częściej. Stąd też taki nawał sondaży w ostatnich tygodniach. Najtańsze z nich kosztują 8-9 tys. zł. Podawane opinii publicznej słupki poparcia dla partii lub kandydatów to jednak zaledwie niewielki wycinek informacji pochodzących z danego badania. Zamawiającego dużo bardziej interesuje, jak rozkłada się "elektorat", czy większy nacisk położyć na prowadzenie kampanii na wsi czy w mieście, wśród młodych ludzi czy emerytów. Choć wszyscy politycy mówią o dystansie do sondaży poparcia, to najczęściej właśnie im ten dystans jest trudno zachować.

Kolega skontroluje...
- Badania opinii publicznej są ważnym elementem demokracji, stanowią cenne źródło informacji dla władz państwowych, partii politycznych, a także dla obywateli, ale im większą pełnią rolę w demokratycznym państwie, tym dokładniejszej i bardziej wnikliwej kontroli powinna podlegać ich jakość - uważa dr Adam Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Żaden z ośrodków badania opinii nie podlega kontroli innej niż rynek. - To rynek weryfikuje wiarygodność ośrodka, bo w tym, który będzie się bardzo mylił, nikt nie będzie zamawiał sondaży - mówi dr Chołoniewski.
Jedyną instytucją mogącą kontrolować ośrodki przeprowadzające sondaże jest Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku (OFBOR). Zrzesza ona kilka najbardziej znanych podmiotów, które... kontrolują same siebie. Jednak taki audyt jest dość drogi i nie każdy się na niego decyduje. Do OFBOR należą m.in. CBOS, OBOP, PENTOR, PBS oraz ARC Rynek i Opinia. Między bajki można więc włożyć sentencję metodologa nauk społecznych, nieżyjącego już wybitnego socjologa Stanisława Ossowskiego, który mówił, że "odpowiedzialność naukowa wymaga, aby cały proces badawczy odbywał się w pełnym świetle, tak aby każdej osobie kompetentnej umożliwić jego kontrolę".

Centrum zbada
Na wniosek Prawa i Sprawiedliwości po wyborach parlamentarnych Centrum im. Adama Smitha dokona oceny zgodności wyników sondaży z rzeczywistymi wynikami. Podobny eksperyment został wykonany w ubiegłym roku. Analizowane dane dotyczyły wyborów do Parlamentu Europejskiego z 13 czerwca 2004 r. Jako kryterium zgodności wyników przyjęto sumę różnic pomiędzy wynikami danego sondażu dla kolejnych komitetów wyborczych a oficjalnymi wynikami wyborów podanymi przez Państwową Komisję Wyborczą. Im mniejsza była suma, tym dokładniejsze wyniki analizowanego sondażu. Bezkonkurencyjna była PGB, zdecydowanie wyprzedzając PENTOR i PBS. Przeszacowanie dotyczyło głównie dwóch komitetów wyborczych - Platformy Obywatelskiej i Samoobrony.
Mikołaj Wójcik

Perpetuum mobile poparcia
Im wyżej komitet jest w sondażach, tym więcej się o nim mówi, jako uczestniku podziału mandatów w przyszłym Sejmie. Im więcej się mówi, tym wyżej jest w sondażach. Na naszych oczach stworzono swoiste perpetuum mobile, które zamiast pomagać demokracji, niszczy ją.
Oczywiście twórcy sondaży dodają, że to tylko badanie, że jest możliwość błędu statystycznego i tak dalej. Tylko że wówczas pałeczkę manipulacji przejmują od nich dziennikarze. "Może nie będzie potrzebna druga tura?" - usłyszałem w stacji należącej do sieci Agora po publikacji pierwszego sondażu z ponad 40-procentowym poparciem dla kandydata Platformy Obywatelskiej. Monika Olejnik zaprasza do swojego programu dwóch "niezależnych" socjologów - prof. Ireneusz Krzemiński staje się wręcz "Nałęczem" Donalda Tuska, dr Jacek Raciborski zajmuje się apologią Włodzimierza Cimoszewicza. Między nimi duży telebim, na którym wielka podobizna Tuska góruje nad znacznie mniejszymi Cimoszewicza i Lecha Kaczyńskiego. Jeśli wyświetlana przez 30 sekund reklama telewizyjna może zachęcić do wyboru danego produktu, to o ileż bardziej kilkanaście minut podobnej manipulacji w telewizji, zwanej publiczną.
Dlatego im bardziej znaczne będą różnice między sondażami a wynikami wyborów, tym większy dowód na to, że jeszcze mamy demokrację.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-09-20

Autor: ab