Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Soczi? Raczej nie

Treść

Adam Małysz, na pytanie, czy myśli o występie na igrzyskach w Soczi za cztery lata, odpowiedział po chwili wahania, że raczej nie. Żadnych deklaracji jednak nie złożył, nie podał też dat granicznych. Przyznał tylko, że zamierza skakać dotąd, dopóki będzie osiągał dobre wyniki, a ze sportu czerpał radość.
W poniedziałek wieczorem naszego czasu Orzeł z Wisły oddał ostatni skok na olimpijskim obiekcie w Whistler. Skok piękny, daleki, prawie 140-metrowy. Dzięki niemu nasza ekipa awansowała na szóstą pozycję w kończącym zmagania konkursie drużynowym. Tylko szóste miejsce - oczekiwania były bowiem większe, optymiści widzieli Polaków na podium, nawet prezes Apoloniusz Tajner głosił, że poza zasięgiem są tylko Austriacy, a do zdobycia jest srebro lub brąz. Wedle zapowiedzi, trójka naszych miała latać dobrze, Małysz doskonale, a ta mieszanka powinna była zaowocować historycznym sukcesem. Nie zaowocowała. Małysz, owszem, fruwał pięknie, ale jego młodsi koledzy już nie. Nie sprostali presji, nie byli mentalnie gotowi na walkę o najwyższe cele. Igrzyska ich przerosły, a z drugiej strony nie prezentowali formy upoważniającej do snucia ambitnych planów. - To nie była olimpijska dyspozycja. Nawet na treningach nie zawsze skakaliśmy dobrze, a podczas konkursu doszły emocje i stres. Nerwy się nasiliły i koniec był, jaki był - zauważył Kamil Stoch. Polacy byli rozczarowani, bo przed zawodami mierzyli wysoko. Nadziejami napełniały udane drużynowe występy w Pucharze Świata, genialna postawa Małysza, ale tym razem ona nie wystarczyła. - Pozostał niedosyt. Jednak nawet gdyby wszyscy nasi skakali na miarę możliwości, zajęlibyśmy co najwyżej czwarte miejsce. Rywale byli tego dnia świetni, poza zasięgiem - przyznał Tajner.
O ile jednak Kamil Stoch, Stefan Hula i Łukasz Rutkowski są przyszłością polskich skoków, o tyle poniedziałkowa próba Adama Małysza mogła być jego ostatnią na igrzyskach. Orzeł z Wisły ma ponad 32 lata, dużo jak na skoczka. Po dwóch srebrnych medalach znów poczuł niesamowitą moc i radość ze sportu, ale czasu nie oszuka. Wie, że cztery lata to niesamowicie dużo, i sam raczej nie spodziewa się, że wytrwa do Soczi. - Dopóki będę miał wyniki, motywację i radość ze skakania nie odłożę nart na półkę. Nie mogę zatem powiedzieć, że na pewno nie pojadę do Soczi, choć teraz nie wydaje mi się to prawdopodobne. Na razie skupiam się na bliższej przyszłości, chciałbym wystartować w kolejnym sezonie i mistrzostwach świata w Oslo - powiedział.
Z drugiej strony sam Małysz zauważył, że wiek niekoniecznie musi odgrywać decydującą rolę. Przed igrzyskami wielu ekspertów nie dawało Polakowi żadnych szans w walce o medal, tymczasem zdobył dwa. - I udowodniłem, że nawet mając 32 lata, można walczyć o najwyższe cele. Trzeba tylko cieszyć się tym, co się robi - przyznał. Polak na pewno był też pod wrażeniem występów jednego ze swoich konkurentów, który w Whistler skakał pięknie i daleko, choć 6 czerwca skończy 38 lat! To Japończyk Noriaki Kasai.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-02-24

Autor: jc