Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Śmierć w ogniu wydarzeń

Treść

Łukasz Sianożęcki


Pracownicy mediów ponieśli śmierć w budynku centrum prasowego, który zawalił się po tym, jak pociski wystrzelone przez syryjską armię spadły na dzielnicę Baba Amr. W tym samym ataku zabitych zostało także kilkanaście innych osób. Ostrzał tej kontrolowanej przez opozycję dzielnicy trwa nieustannie od dwóch dni.

Colvin i Ochlik przebywali w momencie bombardowania w jednym budynku, który opozycjoniści wykorzystywali jako prowizoryczne centrum prasowe. Następnie pociski spadły także na znajdujący się w pobliżu domu ogród. Stało się to akurat wtedy, kiedy przebywający wewnątrz ludzie starali się z niego uciec.
Co najmniej trzech innych dziennikarzy reprezentujących zachodnie media odniosło w tym ataku obrażenia. Spośród nich w bardzo ciężkim stanie jest Amerykanka.
Francuski minister spraw zagranicznych Alain Juppé poinformował, że śmierć dziennikarzy zostanie zbadana w specjalnym dochodzeniu. - To po raz kolejny obrazuje, jak bardzo eskaluje sytuacja w Syrii. Represje się nasilają i są coraz bardziej nie do zniesienia - stwierdził Juppé. - Mam nadzieję, że piątkowe spotkanie "przyjaciół Syrii" w Tunisie będzie w stanie wypracować pokojowe rozwiązanie - dodał szef francuskiej dyplomacji.
Remi Ochlik był 28-letnim fotoreporterem. Ostatnio pracował na Haiti oraz relacjonował wydarzenia z "arabskiej wiosny". Marie Colvin miała 50 lat. Była zagraniczną korespondentką "Sunday Timesa" od ponad dwudziestu lat. Relacjonując wydarzenia ze Sri Lanki w 2001 roku, dziennikarka straciła oko w wyniku wybuchu pocisku. Jeszcze we wtorek, przekazując doniesienia dla BBC, informowała, że bombardowanie dzielnicy Baba Amr jest "nieustające".
Rebelianci informują, że nasilenie ataków na Hims doprowadziło już do śmierci kilkuset osób. Zaledwie wczoraj w ich ocenie zginęło co najmniej 40 osób, w tym także miejscowy dziennikarz Rami al-Sayed, który w internecie umieszczał relacje z oblężenia miasta. Zmarł w wyniku ran odniesionych po eksplozji szrapnela.
Międzynarodowy Czerwony Krzyż wezwał syryjskie władze do wprowadzenia choć krótkiego zawieszenia broni, które pozwoliłoby na dostarczenie żywności oraz leków do najbardziej dotkniętych przemocą regionów. Do tej pory organizacja nie doczekała się odpowiedzi.
Większość zachodnich dziennikarzy została wydalona z Syrii na mocy dekretu prezydenta Baszara al-Asada, kiedy to rewolta w kraju miała swój początek w marcu ubiegłego roku. Jednak z czasem coraz większa ich liczba dostawała się na terytorium tego państwa incognito, aby przekazywać wiadomości z samego centrum wydarzeń. W zeszłym miesiącu dziennikarz telewizyjny z Francji Gilles Jacquier został zabity w Hims, w czasie organizowanej przez rząd wycieczki do tego miasta.

Nasz Dziennik Czwartek, 23 lutego 2012, Nr 45 (4280)

Autor: au