Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Służby specjalne rozgrywają komisję

Treść

Wzrost liczby zdarzeń towarzyszących pracom komisji śledczej zdaje się jest wprost proporcjonalny do wyników jej prac - zakaz dostępu ekspertów komisji do dokumentów w kancelarii tajnej Sejmu, kontrola Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Sejmie, sms z pogróżkami do posła Romana Giertycha i przesłuchiwanie członków sekretariatu komisji akurat w tym czasie, gdy zeznaje kluczowy świadek, czyli były premier Leszek Miller.
Wyraźnie widać, że lewica wspierana jest przez obóz prezydencki i służby specjalne. W piątek wszczęto śledztwo w sprawie przecieków tajnych dokumentów z komisji śledczej. Stało się tak po tym, jak jedna z piątkowych gazet opublikowała treść tajnych notatek UOP z 2002 r., mówiących o tym, że to Leszek Miller osobiście zdecydował o wyborze dostawców ropy do PKN Orlen. Zdaniem jednego z oficerów ABW, nie może być wątpliwości, że przeciek nastąpił z komisji, która notatki otrzymała... dzień wcześniej.
- Zastanawiająca jest ta pewność ABW, bo według mnie mamy po prostu do czynienia z prowokacjami wobec komisji - mówi jeden z jej członków.
Według opozycji, prowokacją służb było też przesłuchanie członków sekretariatu komisji w czasie sobotniego przesłuchania Leszka Millera. Zdaniem posła Antoniego Macierewicza (RKN), mogło chodzić o próbę uniemożliwienia przesłuchania byłego premiera. Co ciekawe, o działaniach ABW nic nie wiedziało prezydium Sejmu. Nieprzypadkowo też pewnie w posiadaniu zatrzymanego w zeszłym tygodniu w sprawie afery w Rafinerii Trzebinia Pawła D. "znalazły się" klucz do pokoju przewodniczącego komisji śledczej w hotelu poselskim i dokumenty z komisji. Józef Gruszka (PSL) mówi, że D. pomagał mu jedynie w zapoznaniu się z linią do produkcji biopaliw, jaka funkcjonuje w trzebińskiej rafinerii.
W sobotę po południu okazało się, że pracownicy tajnej kancelarii Sejmu otrzymali polecenie, by udostępniać w niej dokumenty jedynie posłom mającym certyfikat dostępu do informacji ściśle tajnych. - Nie dostałem w tej sprawie żadnego oficjalnego zawiadomienia. Powiedzieli mi o tym eksperci, których nie wpuszczono do tajnej kancelarii - powiedział Gruszka. Zaznaczył, że sprawę wyjaśni w przyszłym tygodniu.
Komisja zażądała wyjaśnień w sprawie przesłuchania członków sekretariatu, a jak poinformował wiceszef komisji Zbigniew Wassermann, szef ABW Andrzej Barcikowski skontaktował się z nim za pomocą sms-a i przyznał, iż niefortunnie zbiegło się ono z przesłuchaniem Millera. "Czynności funkcjonariuszy ABW w czasie przesłuchania b. premiera Leszka Millera to niezamierzona niezręczność prowadzących kontrolę. Uczyniłem stosowny wytyk - pozdrawiam" - takie słowa skierował do posła PiS Barcikowski.
Nie był to jednak jedyny sms, który wywołał w sobotę zamieszanie. "Zostaw tę sprawę w spokoju, bo cię zaj...my. Pomyśl lepiej o swojej rodzinie, panie przewodniczący" - takie słowa odczytał na wyświetlaczu swojej komórki Roman Giertych (LPR) w trakcie przesłuchiwania Millera. Wiadomość została wysłana z automatu TP SA. Poseł LPR przyznał, że od jakiegoś czasu jest nękany także głuchymi telefonami na numer domowy, ale "to jest koszt pracy".
Sobotnie przesłuchanie byłego premiera rozpoczęła "ceremonia" wykluczania się z posiedzenia posła Andrzeja Różańskiego (SLD). Miało to związek z informacjami, jakie przekazał Millerowi w sprawie stenogramów z podsłuchów Pęczaka. Były premier właśnie od Różańskiego miał się dowiedzieć, że "na niego nic tam nie ma".
Miller rozpoczął swoje zeznania od krytyki komisji śledczej i deklaracji, że będzie odpowiadał jedynie na kwestie związane z uchwałą Sejmu. Nie chciał więc odpowiadać m.in. na pytania posła Andrzeja Grzesika (Samoobrona), który pokazywał świadkowi dokumenty świadczące o tym, że w firmach znajdujących się w kręgu PKN Orlen jest wielu znajomych Millera. Były premier nie przyznał się nawet do znajomości z żoną Józefa Oleksego.
Zaprzeczył, jakoby ustalał z prezydentem i Janem Kulczykiem skład Rady Nadzorczej PKN Orlen. Potwierdził jednak, że 20 lutego 2004 r. wieczorem, w przeddzień walnego zgromadzenia akcjonariuszy koncernu, do kancelarii premiera przyjechał Aleksander Kwaśniewski z ministrem Markiem Ungierem, ale tematem spotkania było zaplanowane na następny dzień posiedzenie Rady Gabinetowej. Przyznał też, że "pojawiły się sprawy bieżące".
- Także temat ewentualnego przewodniczenia Radzie Nadzorczej PKN Orlen przez Kulczyka - powiedział Miller.
O zatrzymaniu prezesa Andrzeja Modrzejewskiego miał się dowiedzieć dwie godziny później od rzecznika rządu Michała Tobera.
Wypowiedzi Millera cechowały arogancja i cynizm. Atakował poszczególnych członków komisji. Często uchylał sie od odpowiedzi, zasłaniając się brakiem pamięci lub wiedzy. Aż zastanawia fakt, jak był w stanie pełnić funkcję premiera.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2004-11-22

Autor: kl