Przejdź do treści
Przejdź do stopki

SLD odsłania twarz

Treść

Lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej Wojciech Olejniczak protestuje przeciwko określaniu Służby Bezpieczeństwa mianem organizacji zbrodniczej i sprzeciwia się zapowiadanej przez PiS ustawie deubekizacyjnej. Zdaniem szefa partii postkomunistycznej, w Służbie Bezpieczeństwa PRL pracowało "wielu porządnych ludzi". Według żołnierzy AK i NSZ, torturowanych i skazywanych w okresie PRL na wieloletnie więzienie, wypowiedź Olejniczaka to hańba. Kombatanci i osoby represjonowane domagają się publicznych przeprosin i odwołania go z funkcji wicemarszałka Sejmu.


- Jak on śmiał! To kpina z naszej historii, z cierpienia tysięcy ludzi męczonych i zabijanych w kazamatach SB, porywanych, szykanowanych i torturowanych przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa - nie kryje zdenerwowania Jan Podhorski, prezes wielkopolskiego Zarządu Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, w okresie PRL okrutnie torturowany i skazany na wieloletnie więzienie.
Występując w "Sygnałach Dnia", Wojciech Olejniczak, lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej, sprzeciwił się wczoraj projektowi ustawy deubekizacyjnej przygotowywanej przez Prawo i Sprawiedliwość. Jego zdaniem, proponowana przez PiS deubekizacja byłaby posunięciem niesprawiedliwym. Olejniczak stwierdził też, że nie można nazwać Służby Bezpieczeństwa organizacją przestępczą, wielu byłych funkcjonariuszy bezpieki przeszło bowiem pozytywną weryfikację w roku 1989.
- Nadzieje, że SLD nie będzie przedłużeniem PZPR, okazały się płonne. To ugrupowanie, które porzuciło idee komunizmu, ale zachowało komunistyczny pragmatyzm. Dziś postkomuniści egzystują dzięki sieci powiązań nomenklaturowo-gospodarczych z byłymi esbekami. Olejniczak i jego koledzy bronią ludzi, którzy służyli Moskwie, którzy siłą i przemocą trzymali Polskę w sowieckim bloku - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Andrzej Gwiazda, działacz "Solidarności", członek prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej aresztowany i prześladowany w stanie wojennym.
Wojciech Olejniczak nie tylko sprzeciwia się określeniu SB mianem organizacji zbrodniczej, lecz także zdecydowanie broni byłych funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki. Zapewnia publicznie, że w SB pracowało "wielu porządnych ludzi". Ludzie ci "robili dużo dobrego dla Polski, np. zajmowali się wywiadem gospodarczym"...
Wypowiedź wicemarszałka Sejmu poraża beztroskim lekceważeniem polskiej historii najnowszej, jest kpiną z cierpień i tragedii tych, którzy dostali się w ręce oprawców czy to z UB, czy SB. Jak podkreślają kombatanci, wskazywanie na rzekomo "dobrych ludzi" z SB można porównać z gloryfikowaniem gestapo, nazistowskiej służby, której niektórzy funkcjonariusze nie uciekali się podczas śledztw do przemocy. Nie przeszkodziło to jednak uznaniu gestapo przez trybunał w Norymberdze za organizację zbrodniczą!
- Nie spotkałem się z dobrym esbekiem czy ubekiem. Każdy wiedział, co robił i czemu służył. Owszem, zdarzało się, że ci u góry nie bili w trakcie śledztw, nie katowali, oni wydawali polecenia podwładnym. A ich koledzy? Wiedzieli doskonale, co się dzieje, po prostu umywali ręce - mówi kapitan Jan Górski, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK w Wielkopolsce, w okresie PRL skazany na wieloletnie więzienie za działalność niepodległościową.
Żołnierze AK i NSZ oraz środowiska skupiające walczących o niepodległą Polskę i represjonowanych w okresie PRL domagają się kategorycznie przeprosin ze strony Olejniczaka. Chcą także, by prezydium Sejmu ustosunkowało się do jego wypowiedzi i nałożyło stosowne sankcje. Ich zdaniem, polityk gloryfikujący SB nie powinien dalej pełnić funkcji wicemarszałka Sejmu.
- Niech on pokaże choć jednego dobrego esbeka. Nie ma takich! Dobrzy ludzie to ginęli za sprawą funkcjonariuszy komunistycznych służb we Wronkach, Rawiczu czy na Zamku Lubelskim. Wypowiedź Olejniczaka to hańba dla polskiego Sejmu. Powinien natychmiast przeprosić i odejść ze stanowiska - uważa Franciszek Wawrzyniak, żołnierz AK, skazany w PRL na 10 lat więzienia.

Psychopaci z bezpieki
W dzisiejszej Polsce nie tylko politycy partii postkomunistycznej, ale również historycy, którzy swoje szlify naukowe zdobywali w PRL, podejmują próbę jeśli nie gloryfikowania, to przynajmniej obrony SB. Wskazują np. na zmiany, jakie zaszły w tych służbach po przekształceniu UB w SB. W świetle materiałów IPN można jednak stwierdzić, że była to metamorfoza czysto kosmetyczna. Jedyna różnica polegała na tym, że w pierwszym okresie PRL katowano żołnierzy Podziemia Niepodległościowego, później zaś zbrodnie i szykany dotknęły duchowieństwo i działaczy "Solidarności".
- Do UB czy SB szli psychopaci, sadystyczni oprawcy mogący się wyżyć na bezbronnych ofiarach. Chciałbym, żeby Sejm zareagował na wypowiedź pana Olejniczaka, ale nie oczekuję przeprosin ze strony postkomunistów. To przecież są pogrobowcy morderców z SB - komentuje Jan Podhorski.

Powtórka z historii
Wykaz zbrodni, jakich dopuszczały się UB i SB, jest wstrząsający. O niektórych z nich pisaliśmy na łamach "Naszego Dziennika", np. gdy przed dwoma laty Sąd Rejonowy w Koninie uznał za winnych popełnienia szeregu przestępstw funkcjonariuszy konińskiej SB Jana D., Mirosława K., Henryka N. i Juliana K., oskarżonych przez IPN o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad działaczami NSZZ "Solidarność" w latach 1981-1985. W toku procesu świadkowie, często schorowani, przypominali metody śledcze esbeków: brutalne bicie, przystawianie pistoletu do skroni, grożenie, że ciężarna żona poroni, wyciąganie z łóżka świeżo operowanego człowieka. "Aresztowano mnie w 1985 roku. Po zatrzymaniu byłem bity, można wręcz powiedzieć - katowany. Byłem rozbierany do naga, pod paznokcie wbijano mi igły" - wspominał przed sądem Leszek Dęga.
Krzysztof Dobrecki, jeden z liderów podziemnej "Solidarności", opowiadał: "Otrzymaliśmy kiedyś od rolników warzywa i owoce, żeby rozprowadzić je wśród najbardziej potrzebujących, głównie rodzin internowanych. Udałem się więc do domu mojego kolegi. Drzwi otwarła kilkuletnia, maleńka dziewczynka i, co przerażające - miała sine do połowy ramiona i granatowe usta. Okazało się, że cierpi na wadę serca i wymaga leczenia, jednak funkcjonariusze SB zagrozili jej ojcu, że nie dostanie się do żadnego szpitala, dopóki on nie podpisze zobowiązania o współpracy. Wykorzystując rodzinne kontakty, udało się nam załatwić dziecku leczenie w szpitalu. Jednak tamtejsi lekarze uznali, że na leczenie jest już o rok za późno. Helikopterem odesłano ją do domu, by tam mogła godnie umrzeć. Dziecko zmarło po dwóch dniach".

Wielki wstyd
Wczorajsza wypowiedź wicemarszałka Olejniczaka to gloryfikacja zbrodniarzy z UB i SB, nie pierwsza i nie ostatnia w wykonaniu polityków lewicy. W poprzedniej kadencji działacze SLD podjęli, na szczęście niezrealizowaną, próbę przywrócenia uprawnień kombatanckich funkcjonariuszom UB i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dziś w demokratycznej Polsce wicemarszałek Sejmu wynosi ich na piedestał i nazywa dobrymi ludźmi! Nie mogą więc dziwić dramatyczne słowa z listu płk. Skarbimira Sochy, legendarnego żołnierza podkarpackiej AK: "Dzisiaj czujemy się niestety obywatelami drugiej kategorii, i to w Wolnej i Niepodległej Polsce, przyczyną [jest] to, że nasi oprawcy i mordercy naszych kolegów i braci otrzymują wysokie odznaczenia państwowe, są hołubieni. To wszystko napawa nas smutkiem. Mamy tylko jedno pragnienie. Polsko, Ojczyzno pozwól nam umrzeć w spokoju".
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2007-01-16

Autor: wa