Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Śląsk dopada kryzys

Treść

Przez ostatnich kilka lat Górny i Dolny Śląsk były stawiane za wzór regionów przyciągających małe i duże inwestycje, dzięki którym powstały tysiące nowych miejsc pracy w przemyśle czy branży wysokich technologii. Teraz jednak w Katowicach, Opolu i Wrocławiu czuć niepokój o przyszłość. Coraz więcej zakładów dopada kryzys, a od początku roku już kilkadziesiąt tysięcy ludzi straciło pracę. A to niestety nie koniec dużych zwolnień grupowych. Problemy dotknęły zwłaszcza sektor motoryzacyjny.

Dane z Wojewódzkich Urzędów Pracy w Katowicach, Wrocławiu i Opolu są zatrważające. Aleksandra Skalec z Biura Prasowego Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach alarmuje, że na koniec stycznia 2009 roku liczba osób zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy przekroczyła 138 tys., co oznacza wzrost liczby bezrobotnych w porównaniu z grudniem aż o prawie 15,5 tys. osób. Stopa bezrobocia jest jeszcze stosunkowo niska - 7,7 proc., ale dane szacunkowe z lutego wskazują, że będzie wyższa, bo rejestry bezrobotnych zwiększyły się o prawie 10 tys. nazwisk. Relatywnie najlepsza sytuacja na rynku pracy jest Katowicach i Tychach, a najwięcej bezrobotnych jest w powiatach: myszkowskim (15,3 proc.), zawierciańskim (13,2) oraz częstochowskim (13,0).
Kryzys gospodarczy znacznie wpłynął na wzrost bezrobocia również na Opolszczyźnie - w grudniu 2008 roku stopa bezrobocia wynosiła 9,9 proc., a na koniec lutego było to już 11,9 procent. Najtrudniejsza sytuacja jest w powiatach: brzeskim (około 20 proc.), nyskim (17,8) i namysłowskim (16,4). Źle prezentują się także dane z województwa dolnośląskiego, w którym stopa bezrobocia w styczniu 2009 roku wynosiła 11,3 proc., a w minionym roku była poniżej 10 procent. Najgorsza sytuacja jest w podregionie wałbrzyskim (18,6 proc. bezrobocia).
Informacje o sytuacji na rynku pracy na Śląsku są niepokojące, bo do tej pory te trzy województwa uchodziły za regiony, gdzie gospodarka rozwija się niezwykle dynamicznie. Co roku napływały tu krajowe i zagraniczne inwestycje o wartości setek milionów złotych, a na Górnym i Dolnym Śląsku inwestowały zarówno średnie, jak i wielkie firmy międzynarodowe, wykorzystując dogodne położenie Śląska na skrzyżowaniu ważnych szlaków komunikacyjnych, infrastrukturę i duże zasoby fachowej kadry zawodowej. Nie było praktycznie miesiąca, aby nie otwierano tu z pompą nowej fabryki. Katowice i Wrocław były wręcz stawiane za wzór rejonów stwarzających dogodne warunki dla inwestorów i zamiast np. z szybami kopalnianymi i piecami hutniczymi Górny Śląsk zaczęto kojarzyć z przemysłem motoryzacyjnym.
Teraz jednak cały Śląsk szybko zaczął odczuwać skutki światowego kryzysu ekonomicznego, który spowodował spadek zamówień i produkcji i wpędził wiele przedsiębiorstw w kłopoty. Aby się ratować, zakłady przeprowadzają zwolnienia grupowe.
Pogłębiający się kryzys gospodarczy i finansowy wymusza na pracodawcach zwolnienia grupowe (obejmują minimum 10 proc. pracowników), o których zresztą często decydują szefowie zagranicznych central tych spółek. Tylko w styczniu 2009 roku do WUP w Katowicach zgłoszono zwolnienia grupowe z 26 zakładów (ostatecznie takie zwolnienia dotknęły 21 firm). Zaś w całym 2008 roku zwolnienia grupowe przeprowadzono w 81 zakładach. Natomiast w ubiegłym miesiącu taką procedurę zwolnień zapowiedziało 11 kolejnych firm. Zagrożenia zwolnieniami dotyczą w szczególności przemysłu motoryzacyjnego, metalurgicznego i odzieżowego. Najszybciej pracę tracą osoby o niskich kwalifikacjach.
Ale kryzys wywołuje kłopoty także w małych przedsiębiorstwach. - Główną przyczyną wzrostu bezrobocia w Częstochowie i powiecie częstochowskim są nie tyle zwolnienia grupowe, co fakt, że wobec kryzysu sporo osób prowadzących działalność gospodarczą i sporo przedsiębiorstw pozwalniało po jednej osobie - tłumaczy Andrzej Zaguła z biura pośrednictwa pracy w Powiatowym Urzędzie Pracy w Częstochowie. - To nie zwolnienia grupowe spowodowały u nas wzrost bezrobocia: to nie było tak, że ktoś nagle zwolnił 1500 osób, tylko było dużo pojedynczych zwolnień, około 1250 podmiotów zwolniło po jednej osobie - dodaje Zaguła.
Zwolnienia dotyczą w znacznym stopniu firm branży samochodowej, które do niedawna były motorem napędowym śląskiej gospodarki. Takata Petri, zajmująca się produkcją części i akcesoriów samochodowych, pod koniec stycznia zlikwidowała już swój oddział w Kłobucku, zwalniając 176 osób. Teraz zwolnienia dotkną części załogi w zakładzie w Wałbrzychu. Ogółem z Takata Petri ma odejść prawie 400 osób. W oświadczeniu władz zakładu czytamy m.in.: "Przez okres ostatnich trzech miesięcy zakład podejmował stałe działania prewencyjne, mające na celu zabezpieczenie dalszego obniżenia poziomu zamówień, poprzez reorganizację zmian oraz skrócenie czasu pracy. Głównym dążeniem firmy była ochrona miejsc pracy naszych pracowników i zatrzymanie ich w zakładzie". Redukcję etatów zapowiada też Rieter Automotive Poland z Katowic i Isuzu Motors Polska w Tychach.
Lear Corporation Poland II w Tychach, który zajmuje się produkcją poszyć, pianek, kompletnych siedzeń, zagłówków oraz podłokietników do samochodów, zwolnił ponad 300 osób. Firma nie chce komentować powodów zwolnień, bo - jak się dowiedzieliśmy - "polityka firmy zabrania rozmów z prasą". W oficjalnym oświadczeniu dyrekcji fabryki umieszczonym na stronie internetowej Lear Corporation czytamy: "W związku z pojawiającymi się w mediach informacjami na temat redukcji zatrudnienia w Lear Corporation Poland II Sp. z o.o. w Tychach, pragniemy poinformować, że konieczność grupowych zwolnień części pracowników została spowodowana trudną sytuacją rynkową, która w ostatnich miesiącach dotknęła wiele firm branży motoryzacyjnej na całym świecie". Spółka zapewnia, że "robi wszystko, by zminimalizować negatywne skutki zwolnień grupowych".
Otwarcie o swoich problemach informuje za to Coroplast w Dylakach (opolskie). - Firma jest producentem i dostawcą elektroniki motoryzacyjnej dla większości światowych koncernów samochodowych. Poczynając od grudnia 2008 roku, występuje systematyczne zmniejszanie zamówień na produkowane przez naszą firmę wyroby. Trudności te powodują konieczność zmniejszenia zatrudnienia pracowników i zwolnienia grupowe. W lutym i marcu 2009 roku odeszło z naszej firmy 190 osób - informuje Jan Śliwiński, pełnomocnik zarządu Coroplastu.
Niestety, zwalniane osoby nie mogą za bardzo liczyć na znalezienie nowego zatrudnienia: w styczniu 2009 roku do śląskich urzędów pracy wpłynęło zaledwie 9,5 tys. ofert zatrudnienia. Jest to aż o 6 tys. mniej niż w styczniu 2008 roku. Przykładem może być Częstochowa, gdzie w lutym wpłynęło niespełna 600 ofert pracy, a rok temu było ich o 500 więcej.
Wcale nie lepiej jest w województwie opolskim - przykładowo w powiecie namysłowskim, który ma jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia, w styczniu i lutym wpłynęły tylko 184 oferty. W Namysłowie sytuacja jest o tyle trudna, że wśród bezrobotnych przeważają kobiety, a jeśli pojawiają się jakiekolwiek propozycje zatrudnienia, to dotyczą głównie mężczyzn.
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-03-17

Autor: wa