Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Słabe wykopki

Treść

Nie więcej niż 8,5 mln ton - takie w tym roku mają być zbiory ziemniaków. Przed rokiem produkcja niewiele przekroczyła 9 mln ton. Ten spadek jest spowodowany głównie przez dwa czynniki: zmniejszenie areału upraw i deszczową pogodę, która przeszkadza w wykopkach. Polacy jedzą też coraz mniej ziemniaków.
Wrzesień to tradycyjny czas wykopków, ale w tym roku w wielu regionach będą one sporo opóźnione, bo na polach wciąż stoi woda. - Woda jest po kostki, a ziemia jest już tak nasiąknięta, że nie wiem, kiedy będzie można wjechać ciągnikiem na pole - mówi Janusz Niestępski, który rok temu o tej porze już dawno miał ziemniaki zebrane z pola. Teraz czeka co najmniej na 4-5 dni bezdeszczowej pogody, aby ziemia trochę przeschła. W takiej samej sytuacji jest wielu innych plantatorów, co powoduje, że straty w uprawach będą spore, a w dodatku jakość ziemniaków także będzie gorsza niż w poprzednich latach.
Jednak od lat produkcja bulw w naszym kraju spada. To w głównej mierze skutek stopniowego zmniejszania areałów upraw - tak jest i teraz. O ile przed rokiem powierzchnia pól, gdzie posadzono ziemniaki, przekraczała pół miliona hektarów, o tyle w tym roku wyniosła nie więcej niż 490 tys. hektarów, a zbiory spadną z około 9,2 do 8,5 mln ton. Rolnicy zmniejszają powierzchnię upraw głównie dlatego, że spada popyt na kartofle, gdyż wielu Polaków ogranicza ich obecność w codziennej diecie, czego nie równoważy np. sprzedaż chipsów czy frytek. Produkcja ziemniaków jest więc coraz mniej opłacalna. Trzeba też zauważyć, iż likwidowane są zwłaszcza mniejsze plantacje. Jeszcze w latach 70. i 80. ziemniaki zajmowały około 2 mln hektarów, a zbiory przekraczały 20 mln ton. Jeszcze 20 lat temu jeden przeciętny Polak spożywał rocznie prawie 150 kg bulw (większość w formie nieprzetworzonej jako jeden z podstawowych składników obiadu), teraz jest to około 120 kilogramów. Ale w Europie wciąż należymy do krajów o najwyższym spożyciu ziemniaków.
Być może uprawy nie kurczyłyby się tak bardzo, gdyby rolnicy mogli sprzedać więcej bulw dla przemysłu przetwórczego. Ale z tym jest problem, bo np. produkcja skrobi ziemniaczanej jest limitowana przez Komisję Europejską.
Obecna sytuacja na rynku wpłynie zapewne zarówno na zwiększenie importu, jak i wzrost cen. Już teraz za ziemniaki trzeba zapłacić o kilkadziesiąt procent więcej niż rok temu. Na giełdzie rolnej w Broniszach pod Warszawą kilogram bulw kosztuje średnio 73 gr, w Lublinie trzeba zapłacić przeciętnie 74 gr, a we Wrocławiu 70 gr, podobne ceny są także w Poznaniu. Na targowiskach ceny detaliczne przekraczają 1 złoty. Zdaniem ekspertów, ziemniaki mogą być jeszcze droższe, zwłaszcza że braki na rynku krajowym od kilku lat musimy pokrywać importem. W ostatnich latach sprowadzaliśmy po około 100 tys. ton rocznie, ale w obecnym sezonie import może być jeszcze większy, gdyż nasze ziemniaki z racji warunków wegetacji będą gorszej jakości i przez to będą też gorzej się przechowywać. Tak więc nie ma obawy, że w sklepach zabraknie nam kartofli, choć coraz częściej jako kraj pochodzenia nie będzie wskazywana Polska, ale np. Holandia czy Niemcy. Mamy też ograniczone możliwości eksportu głównie z powodu braku masy towarowej, zwłaszcza ziemniaków odmian holenderskich, które są najczęściej poszukiwane na rynku wschodnim.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-09-21

Autor: jc