Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Skorża: jak trzy mecze

Treść

Ten mecz kosztował nas tyle sił, ile trzy spotkania w lidze polskiej - przyznał po przegranym przez krakowską Wisłę pojedynku z Tottenhamem w Londynie trener Maciej Skorża. "Biała Gwiazda" uległa 1:2, identycznym wynikiem zakończyło się starcie Lecha Poznań w Wiedniu z Austrią. Obie nasze drużyny walkę o awans do fazy grupowej Pucharu UEFA rozpoczęły nieszczególnie, ale nie stoją na straconej pozycji. Wciąż mają szansę zakończyć ją sukcesem. Gdy krakowianie poznali swego rywala w pierwszej rundzie pucharowych zmagań, mogli załamać ręce. Znów (po Barcelonie) trafili na krezusa, który latem wydał gigantyczne pieniądze na transfery, mającego ambicje stać się liczącą siłą ligi angielskiej. Mimo miernego początku rozgrywek (pozycja outsidera Premier League to dla fanów stołecznego klubu szok) Anglicy byli uważani za zdecydowanych faworytów starcia z mistrzem Polski. I owszem, pierwszy mecz wygrali, ale dość szczęśliwie. W rewanżu wszystko zdarzyć się może, tym bardziej że wiślacy zaprezentowali się jako drużyna dojrzała i świadoma swej klasy. - Zdecydowanie był to nasz najlepszy mecz wyjazdowy w tym sezonie - powiedział Skorża, dodając: - Podjęliśmy wyrównaną walkę, od pierwszych minut graliśmy dobrze, agresywnie, starając się zneutralizować ofensywne atuty przeciwnika. I przez długi czas nam się to udawało. Wiślacy zaskoczyli rywali, próbując już na samym początku przejąć inicjatywę i narzucić swoje warunki. Grali o dwie klasy lepiej niż choćby w stolicy Katalonii, gdzie już przed meczem przestali wierzyć w możliwość nawiązania walki. Tym razem byli zdecydowani, pewni, a na pierwsze trafienie gospodarzy odpowiedzieli tak błyskawicznie, jak pięknie. Akcja, po której Tomas Jirsak wyrównał, była niemal perfekcyjna. - Jestem zły, że potem straciliśmy kolejną bramkę, mam też wątpliwości, czy nie poprzedził ją faul na Cleberze - kontynuował trener mistrzów Polski, i miał trochę racji. Faul był, inna sprawa, iż wcześniej sędzia nie uznał prawidłowo zdobytego gola dla Anglików. Krótko mówiąc: gra i postawa krakowian mogła przypaść do gustu, szkoda przegranej, ale szansy na awans nie stracili. Przeciwnie. - Rewanżu oczekuję z optymizmem. Czeka nas jednak spore wyzwanie, aby za dwa tygodnie każdy piłkarz był nie tylko zdrowy, ale i w optymalnej dyspozycji - przyznał Skorża. Trochę słabiej zaprezentował się za to Lech - ten sam, który w niedzielę rozbił Wisłę 4:1 w meczu ligowym. Poznaniacy zdawali się mieć dużo więcej atutów w ręku niż wiedeńczycy, co najwyżej przeciętni, a jednak przegrali. Szczęśliwie tylko 1:2. - Lech zagrał trochę poniżej możliwości, spodziewałem się po nim więcej. Wiem jednak, że to bardzo dobra drużyna, zatem w Poznaniu czeka nas trudna przeprawa - powiedział Jacek Bąk, jeden z filarów defensywy Austrii. Nie mylił się, bo podopieczni Franciszka Smudy wypadli kiepsko. Zabrakło im doświadczenia, cwaniactwa, pozwolili sobie narzucić warunki gry gospodarzy, długo nie potrafili przeprowadzić groźnej, zakończonej strzałem akcji. Pozytywnie zareagowali tylko raz, gdy minutę po stracie pierwszej bramki Hernan Rengifo wyrównał. - Nie ma co jednak robić tragedii. Wiedzieliśmy, że Austriacy są groźni przy stałych fragmentach, a mimo to pozwoliliśmy im na wiele. Szczególnie do przerwy nasza gra wyglądała chaotycznie i musimy z tego wyciągnąć wnioski - przyznał Smuda. Trener lechitów miał dużo pretensji do pracy sędziego. Słusznie. Arbiter w kontrowersyjnych okolicznościach podyktował jedenastkę dla gospodarzy (niewykorzystaną), nie usunął z boiska Bąka za wybitnie niesportowe zachowanie, często się mylił, zazwyczaj na korzyść Austriaków. Prawdą jest jednak, iż poznaniacy nie polegli przez sędziego, tylko przez własną słabość. Obie polskie drużyny bitwę przegrały, ale wojny jeszcze nie. Przed własną publicznością mogą z powodzeniem powalczyć o odrobienie strat. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-09-21

Autor: wa