Skazać Kiszczaka
Treść
Sprawa, która według ocen prawników powinna się zakończyć po kilku posiedzeniach sądu, toczy się już szesnaście lat. W poprzednich procesach Czesław Kiszczak był tylko raz skazany, bo sądy albo go uniewinniały, albo uznawały, że sprawa uległa przedawnieniu. Rodziny ofiar liczą na to, że tym razem będzie inaczej. Dziś przed Sądem Okręgowym w Warszawie pierwsza rozprawa w czwartym procesie Kiszczaka.
Po kilkunastu latach oczekiwania na rozliczenie zbrodni w kopalni "Wujek" rodziny ofiar i ich koledzy spodziewają się, że wreszcie zapadnie sprawiedliwy wyrok. - Jeśli sąd uwzględni sugestie apelacji, do czego jest zobowiązany, to jesteśmy tutaj o krok dalej. Może wreszcie zapadnie sprawiedliwy wyrok - mówi Krzysztof Pluszczyk, przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek". W przeciwieństwie do sądu, mają wyrobione jednoznaczne zdanie o winie byłego ministra spraw wewnętrznych. - Dla nas tutaj, na Śląsku, nie ma żadnych wątpliwości, że Kiszczak jest winny, i to nie tylko śmierci górników z "Wujka". W konsekwencji wydania szyfrogramu zginęło wielu ludzi w Polsce, nie tylko w stanie wojennym, ale również po nim - podkreśla Pluszczyk.
Zgodnie z aktem oskarżenia Kiszczak umyślnie sprowadził "niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi" przez skierowanie 13 grudnia 1981 r. szyfrogramu do jednostek milicji, które miały pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego, m.in. kopalnie "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Prokuratura stoi na stanowisku, że Kiszczak przekazał w nim - bez podstawy prawnej - dowódcom oddziałów MO swoje uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni palnej. Kiszczakowi grozi za to do 10 lat więzienia.
Mecenas Janusz Margasiński, pełnomocnik rodzin górników zastrzelonych w kopalni "Wujek", ocenia, że szyfrogram był bezprawny i doprowadził do tragedii. - Stanowił podstawę dla służb reżimowych do dławienia oporu i strzelania do ludzi - podkreśla. Dodaje, że Kiszczak ustalił w szyfrogramie reguły postępowania i zezwolił na używanie broni przez podległe mu pododdziały.
Sądy warszawskie mają jednak trudności z przyjęciem takiego stanu rzeczy, czego nie mogą zrozumieć górnicy. - Sprawa Kiszczaka, czego w pewnym momencie nie potrafiliśmy do końca zrozumieć, została wyłączona z tego procesu i przeniesiona do Warszawy. Nagle tam miała zupełnie inny przebieg - mówi Pluszczyk. Proces Kiszczaka ciągnie się już od roku 1994. W pierwszej decyzji sądu z 1996 r. uniewinniono go, a kolejny wyrok z 2004 r. skazywał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Oba orzeczenia zostały uchylone przez sąd apelacyjny. W ostatnim procesie przed Sądem Okręgowym w Warszawie w 2008 r. stwierdzono, że karalność nieumyślnego - jak przyjęto - czynu Kiszczaka przedawniła się w 1986 r., zatem sprawę umorzono.
Wyrok ten poddał druzgocącej krytyce Sąd Apelacyjny w Warszawie w październiku zeszłego roku. Stwierdził on, że sąd okręgowy źle ocenił winę Kiszczaka, uznając, że popełnił swój czyn nieumyślnie. - Przeprowadzona przez sąd pierwszej instancji analiza materiału dowodowego w zakresie ustalenia zamiarów oskarżonego jest nietrafna - uzasadniał sąd. W konsekwencji nie można było umorzyć tej sprawy ze względu na jej przedawnienie.
Według sądu apelacyjnego, Kiszczak dopuścił się zbrodni komunistycznej, której przedawnienie nastąpi dopiero w 2020 r., a nie - jak przyjął sąd okręgowy - w 1986 roku. - Termin przedawnienia upływa 1 sierpnia 2020 r., jako że przepis dotyczący zbrodni komunistycznej po przyjęciu umyślności powoduje konieczność przyjęcia, że czyn ten jest zbrodnią komunistyczną - wskazywał sędzia. Podkreślił, iż były szef MSW miał obowiązek wydania aktu regulującego użycie broni palnej w sytuacjach nadzwyczajnych, co wynikało z dekretu o stanie wojennym. - Wyjaśnienia oskarżonego, że ktoś mu coś radził albo że dekret w sposób wystarczający to regulował, nie mogą się ostać, bo jest to delegacja z dekretu, którą miał obowiązek wykonać - brzmiało uzasadnienie. Niewątpliwie Kiszczak musiał zdawać sobie sprawę z tego, "że przepisy dekretu o stanie wojennym w sposób dalece niewystarczający regulowały zasady użycia oddziałów zwartych i możliwość użycia przez nie środków przymusu i broni palnej". I musiał być świadomy tego, iż może dojść do "niekontrolowanego użycia broni, w tym do oddawania strzałów z broni palnej w czasie akcji odblokowywania zakładów pracy".
Czy te wskazówki pozwolą szybko przeprowadzić kolejny proces? Prawnicy zgodnie mówią, że to "prosta, nieskomplikowana" sprawa, która nie wiedzieć czemu trwa już tyle lat. - To jest sprawa, która powinna zostać osądzona na nie więcej niż dwóch, trzech posiedzeniach - ocenia Margasiński. Podobnie sądzi oskarżyciel w tym procesie, katowicki prokurator Zbigniew Zięba, i drugi pełnomocnik rodzin górników zastrzelonych w kopalni "Wujek", mecenas Maciej Bednarkiewicz. Podkreślają jednak, że sąd okręgowy musi dokładnie zastosować się do zaleceń apelacji.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-02-05
Autor: jc