Skamieniałe serca
Treść
Ani bogacz o okrutnym sercu, ani też biedak, którego imię nawet się zachowało - Łazarz, żywiący się odpadkami ze stołu możnych, nie są głównymi bohaterami dzisiejszej Jezusowej opowieści. To ludzkie "ja" stoi w jej centrum. Raz rozrosłe do monstrualnych rozmiarów, niszczące i niewidzące nikogo i niczego poza sobą, raz pokorne i ufne, pomne tego, że tak bardzo zależy w swoim istnieniu od Stwórcy.
Nie ma w tej przypowieści, skądinąd bardzo krótkiej i prostej, analizy czynów, życiowego dorobku, szczegółowego bilansu zasług i porażek. Jest tylko jeden rys: żyli obok siebie dwaj ludzie, ale orbity ich światów przecinały się na śmietniku. Światów różnych, nieprzystających do siebie, zamkniętych - jakby z zupełnie innych galaktyk. Wyznaczonych z jednej strony granicą purpury i bisioru, zapachem drogich perfum, dźwiękami muzyki, z drugiej żebraczymi łachmanami, cuchnącymi ranami i towarzystwem psów - współbiesiadników. Trudno o głębiej wyrysowany kontrast! W tym bardzo jaskrawym kontekście bogaty człowiek zostaje tak naprawdę potępiony tylko za jeden największy swój grzech: obojętność. Wszystko inne stało się jego konsekwencją. Za swoje skamieniałe "ja". Za pogardliwe "co mnie to obchodzi!". Za to, że zamknął się na bliźniego, który potrzebował jego miłosierdzia. A tak niewiele było trzeba. I tego jednak zabrakło. "Między nami a wami zionie ogromna przepaść - mówi Abraham, kiedy już zakończyły się ziemskie żywoty obu ludzi - tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać". Skąd się ona wzięła? To puste miejsce, z którego kamień został wybrany po to, by obudować zakochane tylko w sobie ludzkie serce. A tam, na drugim brzegu życia, nie będzie już ani czasu, ani narzędzi, by tę przepaść zasypać. Może więc - zanim jeszcze nie jest za późno - warto byłoby częściej w rachunku sumienia stawiać sobie pytanie: czy i w moim, i twoim życiu nie za dużo maskowanej, świetnie usprawiedliwionej obojętności? I próbować zasypywać przepaści, dopóki są jeszcze wąskimi szczelinami...
Ciekawe, że orbita życia Jezusa i orbity życia tysięcy ludzi także spotkały się na śmietniku miejskim na Golgocie. Jezus - odrzucony, sponiewierany przez tych, którzy nie życzyli sobie tego, by burzył ich stabilizację i pewien ustalony porządek życia, gdzie więcej miejsca poświęcano religijnej poprawności, dziesięcinom niż rzeczywistej trosce o drugiego człowieka - poznał do głębi ludzki los. Chciał to zmienić, ale nie pozwolono Mu. Tak im się wydawało, choć było to złudne. Swoim zwycięstwem nad śmiercią i pogardą dał nam nadzieję, że jeśli człowiek pokona swoje upodobanie do egoistycznego zamykania się w swoim świecie, dobro w ten sposób powstałe będzie miało wartość nieprzemijającą.
Dzisiejsze przesłanie Liturgii Słowa to bardzo czytelna przestroga dla ludzi, którzy kierują się w życiu zasadą: A co mnie to (on, ona, ono) obchodzi?! Świat telewizji, multimediów sprawia, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej mamy tendencję do zamykania się w swoich własnych orbitach. Nie obchodzi nas los sąsiadów, znajomych. - Niech sobie radzą sami! Niech im państwo pomoże! Niech idą do Caritas!... Nie rozwiązuje problemu dana kilka razy w roku moneta na taką czy inną akcję charytatywną. Chodzi o coś więcej - używając słów Jana Pawła II - o wyobraźnię miłosierdzia. Ona dopiero ma moc zasypywania przepaści. Wszelkich.
Marcin Jasiński
"Nasz Dziennik" 2007-09-29
Autor: mj