Siła Lecha, szczęście Wisły
Treść
Fantastyczna bramka Semira Stilicia przesądziła o losach szlagierowego pojedynku Lecha Poznań z Legią Warszawa, po którym gospodarze utrzymali się w grze o tytuł, a goście praktycznie z niej wypadli. Ogromne szczęście w stolicy dopisało krakowskiej Wiśle, która pokonała Polonię po samobójczym golu Łukasza Piątka w ostatnich sekundach meczu.
Mecz w stolicy Wielkopolski zgromadził na trybunach wciąż budowanego stadionu komplet, 14 tysięcy widzów i mnóstwo obserwatorów z klubów zagranicznych. Ci drudzy przyjechali oglądać gwiazdy obu drużyn i postawa poznaniaków na pewno ich nie rozczarowała. Lech zagrał bowiem znakomicie, agresywnie i z pewnością siebie już od pierwszych minut. Gdyby nie Jan Mucha w bramce Legii, wynik zostałby ustalony zdecydowanie wcześnie niż w 78. minucie. Słowak bronił fantastycznie, a sposób na niego znalazł dopiero Stilić. Bośniak przymierzył dokładnie z rzutu wolnego, zdobywając gola zapewniającego gospodarzom bezcenne trzy punkty. "Kolejorz" był zdecydowanie lepszy (mógł mieć pretensje do sędziego, który nie podyktował rzutu karnego za faul Muchy na Robercie Lewandowskim), Legia w całym meczu stworzyła sobie jedną idealną sytuację - strzał Miroslava Radovicia, z linii wybił Bartosz Bosacki. - Zagraliśmy najlepsze spotkanie na wiosnę, ale byliśmy nieskuteczni. Kiedy Semir strzelił, kamień spadł mi z serca - powiedział prowadzący lechitów Jacek Zieliński.
Na pozycji lidera z przewagą czterech punktów nad Lechem utrzymała się Wisła, ale tym razem dopisało jej ogromne szczęście. Na Konwiktorskiej nie dość że nie widać było różnicy między ostatnim a pierwszym zespołem ligi, to jeszcze ton grze nadawali gospodarze. Szczególnie do przerwy mieli wyraźną przewagę i sporo sytuacji, z których powinna paść jedna-dwie bramki. Przynajmniej. "Czarne Koszule" były jednak nieskuteczne, a strzały Łukasza Trałki i Marcina Gołębiewskiego bronił Marcin Juszczyk. Wisła raziła nieporadnością, trochę lepiej wypadła po przerwie, ale w pewnym momencie chyba nawet sama zwątpiła, że może zwyciężyć. Nadeszła jednak kuriozalna 92. minuta: Łukasz Piątek wycofał piłkę do Sebastiana Przyrowskiego, ten zamachnął się, chcąc ją wybić w pole i... w nią nie trafił. Futbolówka wolniutko wturlała się do bramki, zapewniając krakowianom pełną pulę. - Polonia nie zasłużyła na przegraną, ale piłka nożna jest nieprzewidywalna. Dziś my się cieszyliśmy z tego, że przeciwnik popełnił o jeden błąd więcej - przyznał trener Henryk Kasperczak.
Szczęście dopisało też Ruchowi Chorzów. "Niebiescy" byli faworytami starcia ze Śląskiem, lecz to wrocławianie mogli i powinni zapisać na swym koncie komplet punktów. Dwukrotnie po strzałach z rzutów wolnych Sebastiana Mili piłka trafiała w słupek i poprzeczkę, słupek obił też Sebastian Dudek. Zasłużone zwycięstwo odniósł Piast Gliwice, choć tak naprawdę powinien strzelić nie jedną, ale trzy-cztery bramki. Niesamowite emocje zafundowały kibicom Zagłębie i Lechia, lubinianie prowadzili już 2:0, a... wygraliby gdańszczanie, gdyby w końcówce doskonałą okazję wykorzystał Paweł Buzała.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-04-06
Autor: jc