Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Siła Biało-Czerwonych

Treść

O takim początku rozgrywanych w Austrii mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych marzyliśmy - wczoraj w Innsbrucku fantastycznie chwilami dysponowani podopieczni Bogdana Wenty pokonali Niemców i wykonali pierwszy krok w stronę wymarzonego medalu. Bohaterami meczu byli Sławomir Szmal, Barłomiej Jaszka i Karol Bielecki, którzy dokonywali na boisku rzeczy niesamowitych. Dziś nasi zmierzą się ze Szwedami, jeśli wygrają, będą pewni awansu do kolejnej rundy.
- Na tych mistrzostwach każdy mecz będzie jak finał, tak samo ważny i ciężki - podkreślał często trener Wenta. Dodawał jednak szybko i wtórowali mu podopieczni, że zwycięstwo na początek, w pierwszym spotkaniu, dodałoby zespołowi skrzydeł i pozwoliło z większym optymizmem i pewnością siebie oczekiwać kolejnych wyzwań. Traf chciał, że na dzień dobry naszym przyszło zmierzyć się z reprezentacją Niemiec, w meczu z wieloma podtekstami, budzącym ogromne emocje. Obie drużyny na przestrzeni ostatnich lat spotykały się ze sobą kilka razy i zawsze toczyły niesamowite boje. Tak było w finale mistrzostw świata w 2007 r. i fazie grupowej ostatniego mundialu. Niemcy okazywali się wówczas lepsi, teraz nasi zapowiadali rewanż. Bardzo chcieli zwyciężyć, znaleźć na tego właśnie przeciwnika skuteczny sposób. Inna sprawa, że - tak jak mówił Wenta - na mistrzostwach Europy każdy jeden mecz przybliża do celu i może zadecydować o być albo nie być w strefie medalowej.
Wszyscy spodziewali się niesamowitej walki i ogromnych emocji i taki też wczorajszy pojedynek był. Pierwsi bramkę zdobyli Niemcy, ale po chwili Tomasz Tłuczyński wyrównał z rzutu karnego. Początkowe fragmenty miały bohaterów w osobach Sławomira Szmala i Bartłomieja Jaszki: nasz bramkarz bronił w nieprawdopodobnych sytuacjach, a rozgrywający podawał kolegom oraz sam skutecznie wykańczał akcje. W 11. min miał już na koncie trzy trafienia, a Polacy wygrywali 6:4. Przez kolejne minuty wynik się nie zmieniał, Szmal nadal łapał niesamowite piłki, a koledzy z pola... obijali słupek i poprzeczkę. Gdyby nie to, gdyby nie brak szczęścia, Biało-Czerwoni odskoczyliby rywalom na bezpieczny dystans. Polacy cały czas fantastycznie bronili, ale na moment zatracili pewność pod bramką rywala. Efekt - osiem minut bez gola. Niemcy wyrównali, naszych na prowadzenie wyprowadził ponownie Karol Bielecki. W 28. min przy stanie 9:8 dla Biało-Czerwonych na ławkę kar powędrował Michał Jurecki. Jego koledzy w osłabieniu spisali się rewelacyjnie, Bielecki trzy razy przymierzył z dystansu, a na przerwę nasi zeszli, prowadząc 12:8. To był fantastyczny rezultat.
Druga połowa rozpoczęła się doskonale, od gola Tłuczyńskiego z rzutu karnego. Pięć bramek to już był dystans naprawdę poważny, bezpieczny, dający spory wentyl bezpieczeństwa. Rywale wiary nie stracili, robili, co mogli, by odwrócić losy spotkania, lecz na Szmala nie byli w stanie znaleźć sposobu. Nasz bramkarz grał nadzwyczajnie, jego koledzy z obrony też. W 38. min po potężnym rzucie Bieleckiego nasi odskoczyli na 17:11. Było świetnie, ale zbyt wcześnie na radość z sukcesu. Piękno piłki ręcznej polega przecież także na tym, że w ciągu kilku minut można odwrócić losy teoretycznie rozstrzygniętego starcia. Niemcy o tym pamiętali i walczyli do końca. W końcówce dwukrotnie zbliżyli się do naszych na odległość dwóch bramek, ale w tych nerwowych momentach ciężar gry wziął na siebie kolejny bohater, debiutant Tomasz Rosiński. Trafił dwa razy, odbierając przeciwnikom nadzieję.
Dziś nasi zagrają ze Szwecją. Jeśli wygrają, zapewnią sobie awans do drugiej rundy i przybliżą się znacznie do podium. Trzymamy kciuki!
Piotr Skrobisz

Polska - Niemcy
27:25 (12:8).
Polska: Sławomir Szmal, Piotr Wyszomirski - Karol Bielecki 6, Bartłomiej Jaszka, Bartosz Jurecki po 4, Krzysztof Lijewski, Tomasz Tłuczyński, Tomasz Rosiński po 3, Mateusz Jachlewski, Mariusz Jurasik, Michał Jurecki, Patryk Kuchczyński po 1, Marcin Lijewski, Artur Siódmiak.

Nasz Dziennik 2010-01-20 nr 16

Autor: jc