Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sikorski "dożyna watahy" Polonii

Treść

Choć minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski oficjalnie temu zaprzecza, istnienie umownie zwanej "czarnej listy", tj. nieformalnego spisu znanych działaczy organizacji polonijnych, znanych ze sceptycznego stosunku do rządu Donalda Tuska, to fakt. Polscy dyplomaci zrywają kontakty z kolejnymi przedstawicielami organizacji polonijnych w Kanadzie i USA, tłumacząc to "wytycznymi resortu". By zostać przez MSZ uznanym za persona non grata, wystarczy krytyczny stosunek do szefa MSZ, nie "ufać" Donaldowi Tuskowi i... słuchać Radia Maryja. Zdaniem przedstawicieli Polonii, szykany dotykające środowiska polonijne osłabią pozycję Polski na arenie międzynarodowej. - Polonia na świecie jest społecznością zróżnicowaną w pochodzeniu i poglądach społeczno-politycznych, ale ten fakt nie przeszkadzał nam nigdy w solidarnym występowaniu w interesie Polski. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie może dyktować nam, co jest dobre, a co złe, jakie myślenie jest poprawne, a jakie nie. Wydaje się jednak, że rząd polski chce rządzić Polonią i - jak za czasów komunistycznych - próbuje ją rozbić i osłabić. A w efekcie osłabia się pozycję Polski - mówi Jerzy Czartoryski, prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej, oddziału w Ottawie. Jest on jedną z kilku osób, które w ostatnich tygodniach dla przedstawicieli polskiej dyplomacji stały się - mówiąc oględnie - niewygodnymi. Pracownicy polskich placówek dyplomatycznych w rozmowach z polonusami tłumaczą te decyzje zaleceniami ministra Radosława Sikorskiego i Ministerstwa Spraw Zagranicznych; resort ten miał przygotować specjalne, nieformalne wytyczne zawierające nazwiska działaczy polonijnych, z którymi dyplomaci mieli zerwać współpracę. O sprawie informowaliśmy w styczniu br. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w przesłanym do redakcji sprostowaniu przekonywało, że "czarna lista" nie istnieje. Jak zapewniał wówczas Piotr Paszkowski, rzecznik prasowy MSZ, "zalecenie" miało dotyczyć wyłącznie Jana Kobylańskiego, prezesa USOPAŁ, i osób związanych z tą organizacją. Tymczasem - jak się okazuje - wbrew zapewnieniom Sikorskiego i jego urzędników "czarna lista" jest i ma się dobrze. W nieformalnym wykazie nazwisk osób, z którymi dyplomaci powinni zerwać kontakty, znajdują się - jak twierdzą działacze Polonii kanadyjskiej - w żaden sposób niezwiązane z Kobylańskim. Jak się bowiem okazuje, by podpaść Sikorskiemu, nie trzeba mieć żadnych związków z Kobylańskim. Wystarczy krytycznie oceniać działania szefa MSZ czy po prostu pozytywnie, publicznie wypowiadać się na temat Radia Maryja. To - jak się okazało w przypadku działaczy Kongresu Polonii Kanadyjskiej - wystarczający powód, by usłyszeć od urzędników z ambasady polskiej w Kanadzie o specjalnych wytycznych i zakazie kontaktów. Jak mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Jerzy Czartoryski, członek Polskiego Instytutu Naukowego w Kanadzie i zarazem przewodniczący Kongresu Polonii Kanadyjskiej w Ottawie, o tym, że jego nazwisko znajduje się na "czarnej liście" MSZ, dowiedział się dzięki nadmiernej gadatliwości jednego z pracowników ambasady, kiedy - wbrew przyjętym i stosowanym od lat zasadom - nie został zaproszony na spotkanie z przebywającym wówczas w Kanadzie ministrem Sikorskim. - Tajemnica wyszła na jaw w trakcie przygotowań do wizyty ministra Sikorskiego. Na jedno z takich spotkań zaproszony został prezes zarządu głównego KPK Władysław Lizoń. Wówczas ambasador Piotr Ogrodziński poinformował, że moja osoba oraz sekretarz KPK Stanisław Godzisz znajdują się na liście osób, z którymi ambasadzie zakazano kontaktów - mówi Czartoryski. Ottawski Kongres Polonii Kanadyjskiej wydał w tej sprawie specjalne oświadczenie, które zbulwersowało środowiska polonijne na całym świecie. Polonusi chcą poznać powody wpisania działaczy Kongresu Polonii Kanadyjskiej na listę osób, z którym dyplomatom nie wolno się kontaktować. - Zastanawiam się, co jest powodem umieszczenia mnie na "czarnej liście". Czy to, że będąc delegatem, jesienią 2007 roku na zjeździe Polonii i Polaków w Warszawie krytycznie oceniałem sposób jego organizacji i prowadzenia? Czy może to, że jesienią w Ottawie zorganizowano spotkania z panią Anną Walentynowicz, prof. Nowakiem i Stanisławem Michalkiewiczem? A może fakt, że ośmieliłem się pojechać jako gość na zjazd USOPAŁ i tam publicznie pozytywnie wypowiedzieć się o ojcu Tadeuszu Rydzyku? - zastanawia się Czartoryski. Przedstawiciele organizacji polonijnych domagają się ujawnienia nazwisk wszystkich osób objętych "dyplomatycznym embargiem". Szanse na odpowiedź są chyba jednak niewielkie. MSZ bowiem oficjalnie zaprzecza, by taka lista istniała. Zaskakuje jednak fakt, że wśród działaczy polonijnych, którzy w ten czy inny sposób dowiadują się, iż na współpracę polskiej dyplomacji nie mogą liczyć, są wyłącznie osoby znane z poglądów prawicowych, konserwatywnych, negatywnie recenzujących poczynania rządu Donalda Tuska. - To skandal, Platforma zostawia po sobie spaloną ziemię. Każdy, kto ma coś wspólnego z PiS, z Radiem Maryja, z prawicą, natychmiast jest szykanowany i ograniczany w możliwości działania. Teraz ten proceder dotknął organizacji polonijnych. To nie przysłuży się interesom Polski. Zamiast wykorzystywać siłę, jaką stanowi Polonia, próbuje się ją rozbić - komentuje sprawę poseł Zbigniew Kozak (PiS). Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-02-27

Autor: wa