Sienkiewicz w Ameryce
Treść
Z księdzem prałatem Zdzisławem J. Peszkowskim, kapelanem Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
W księgarniach można nabyć książkę autorstwa Księdza, zatytułowaną "Sienkiewicz w Ameryce". Jej podstawę stanowi praca magisterska napisana przez Księdza w 1957 roku w Orchard Lake w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego zdecydował się Ksiądz na jej publikację dopiero teraz, po pięćdziesięciu latach?
- Z tą książką to była następująca historia, jeżeli chodzi o jej wydrukowanie. Praca magisterska, którą przywiozłem ze sobą ze Stanów Zjednoczonych przez długie lata leżała w moich szpargałach. Kiedyś wpadła mi ona w ręce i postanowiłem dać ją do przeczytania pani Marii Bokszczanin, jednej z największych znawczyń Sienkiewicza, z którą się zaprzyjaźniłem. Wzięła ją, przeczytała i zadzwoniła do mnie w nocy przejęta. - Proszę księdza - mówiła - książka musi zostać wydrukowana. Pytam ją, dlaczego? - Bo tam dużo jest takich rzeczy, których my tu nawet u nas nie mamy, o których nie wiedzieliśmy. Powiedziałem jej, że możemy całość wydrukować, ale pod jednym warunkiem: że po przeczytaniu raz jeszcze tego, co napisałem, poprawi to, co powinno zostać zmienione. - Nic nie trzeba poprawiać - odpowiedziała. Książka więc, do której dodałem trochę rzeczy własnych, rodzinnych została wydrukowana w 90. rocznicę śmierci Sienkiewicza...
Wiem, że oprócz fascynacji dziełami Sienkiewicza, łączą Księdza z samym autorem pewne związki rodzinne. Czy mógłby Ksiądz o nich opowiedzieć?
- W Warszawie było Zgromadzenie Panien Kanonicznych, które pochodziły z bardzo dobrych domów, lecz z jakiś powodów nie wyszły za mąż i czekały na zamążpójście. Córka Sienkiewicza była jedną z tych, które odgrywały w nim dość istotną rolę. Pewnego dnia wdowiec Sienkiewicz przyjechał tam i wziął za swoją żonę Marię Babską, która była przy nim do końca życia. W tym samym mniej więcej czasie dotarł do Zgromadzenia również mój dziadek Władysław Ślepowron-Kudelski. Ponieważ był także wdowcem, a miał kilkoro dzieci, w tym moją mamę, postanowił również poślubić jedną z kanoniczek. Tak się złożyło, że pani ta także nazywała się Maria Babska. W ten sposób stała się ona macochą mojej mamy, a więc moją "babcią-macochą".
Co więcej może o niej Ksiądz powiedzieć?
- W kronikach naszej rodziny Peszkowskich-Kudelskich zapisano, że babcia w Kuźminie koło Sanoka często zbierała dzieci z wiosek na wieczorny różaniec, modlitwy, opowiadania. Pewnego wieczoru na zakończenie modlitwy, stary zegar rodzinny spadł ze ściany i rozbił się. Babcia powiedziała wtedy, że na pewno ktoś z naszej rodziny odszedł do Pana. Następnego dnia przyszła wiadomość, że 15 listopada umarł w Vevey Henryk Sienkiewicz. Dobry Bóg mi pozwolił, że w drodze do Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w 1938 roku odwiedziłem w Toruniu moją "babcię-macochę" i jej synów: Merka i Alka. Wielkie to było przeżycie i serdeczne. Zjadłem u babci śniadanie, dostałem kanapki na dalszą drogę do Grudziądza. To było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Rozdzieliła nas wojna. W tym momencie rozpoczęła się pewna świadoma więź z Sienkiewiczem.
Te powiązania rodzinne sprawiły, że pojawiło się u Księdza to szczególne zainteresowanie twórczością autora "Trylogii"?
- Tak można powiedzieć. Gdy przyszło mi pisać pracę magisterską, wśród różnych innych pomysłów na jej temat, wybrałem właśnie Sienkiewicza jako pewien ukłon rodzinny. Kiedy przebywałem w Ameryce, trzykrotnie podczas wakacji pracowałem w parafii koło Anaheim w Yorba Linda, gdzie miałem możliwość w detalach przejść przez prawie wszystkie miejsca, w których przebywał Sienkiewicz podczas swojego dwuletniego pobytu w Ameryce. To między innymi miało wpływ właśnie na temat mojej pracy magisterskiej: "Sienkiewicz w Ameryce i wpływ Sienkiewicza na Amerykę". Ponadto jako profesor, wykładowca w Zakładach Naukowych Seminarium Polskiego w Orchard Lake, przywiązywałem ogromną wagę do dziejów, twórczości i rocznic związanych z Sienkiewiczem.
Maria Bokszczanin z Instytutu Badań Literackich PAN, edytor "Listów" Henryka Sienkiewicza, napisała we wprowadzeniu do książki, że zawiera ona "materiały nowe, po raz pierwszy zamieszczone w szkicu krytycznym". Na jakie ciekawostki natrafił Ksiądz w czasie studiowania dzienników amerykańskich z epoki, w której żył Sienkiewicz?
- Przede wszystkim na wiadomości dotyczące tłumaczy Sienkiewicza. Zapoznałem się z tym, jaki był status Sienkiewicza na amerykańskim rynku wydawniczym. Wszystko, co tylko można było znaleźć w tych gazetach o Sienkiewiczu, jego dziełach, przedstawiłem w swojej pracy. Dowiedziałem się m.in., jak głęboko niektórzy w Ameryce odbierali jego dzieła.
Czy można powiedzieć, że Sienkiewicz w decydujący sposób zaważył na stosunku Polonii Amerykańskiej do własnej Ojczyzny będąc poprzez swoje pisma wychowawcą licznych pokoleń w duchu miłości i szacunku do niej?
- Na pewno jego wpływ był dosyć duży. Kiedy dostał Nagrodę Nobla był postacią, którą Polonia mogła się pochwalić, zwłaszcza że między nim a Paderewskim istniała przyjaźń. Wtedy zaczęło się też szczególne oddziaływanie Sienkiewicza.
19 października 2006 roku Polski Uniwersytet na Obczyźnie (PUNO) w Londynie, na którym przed pięćdziesięciu laty obronił Ksiądz swoją pracę magisterską o Sienkiewiczu, nadał Księdzu tytuł doktora honoris causa. Jak odebrał Ksiądz to wyróżnienie?
- To było wielkie przeżycie z dwóch powodów. Mianowicie dlatego, że była to właśnie uczelnia, na której obroniłem magisterium i doktorat oraz dlatego, że miałem zawsze wielki szacunek dla tego Uniwersytetu, na którym wykładali wybitni uczeni, a którego obecnym rektorem jest prof. dr druh Wojciech Falkowski. Gdy odbierałem ten zaszczytny tytuł, moja radość była ogromna, bo powiało dawnymi czasami. Towarzyszyli mi w tym moje ukochane grono instruktorskie i młodzież harcerska. Z bijącym sercem oglądałem przygotowaną przez nich inscenizację przedstawiającą koleje mojego życia. Na tej uroczystości obecne były także rodziny moich towarzyszy z 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, umiłowani "Indianie" i Rodziny Katyńskie. To spotkanie w Londynie było specjalną wędrówką do czasów mojej młodości.
Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-03-24
Autor: wa