Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Schroeder chce koalicji z chadecją

Treść

Kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder wczoraj wieczorem opowiedział się jednoznacznie za utworzeniem koalicji przez dwa największe niemieckie ugrupowania, SPD i partie chadeckie CDU/CSU, i powołaniem przez nie rządu zdolnego do sprawowania władzy przez całą czteroletnią kadencję. Deklaracja Schroedera jest znaczącym krokiem na drodze do przełamania politycznego pata, który powstał po wyborach parlamentarnych z 18 września, jednak decydujące dla zawarcia lewicowo-chadeckiej koalicji będą środowe rozmowy liderów obu bloków politycznych.
- Jestem za powstaniem takiej koalicji. Zrobię wszystko, by powstała. Wszystkie próby stworzenia innych układów zakończyły się fiaskiem - powiedział Schroeder wczoraj wieczorem w wywiadzie dla pierwszego programu telewizji niemieckiej ARD. Zdaniem kanclerza, Partia Lewicy (postkomuniści i dysydenci z SPD sprzeciwiający się reformom rządu) przeciwstawia się wszelkim zmianom i jest w mniejszości. FDP i część chadeków, którzy chcą zlikwidować państwo opieki socjalnej, "też pozostały w mniejszości".
Gerhard Schroeder uważa, że jedynym realistycznym wyjściem z sytuacji jest "Agenda 2010", czyli rządowy program reform "popierany przez większość członków obu największych partii". Kanclerz wymienił reformę służby zdrowia, reformę rynku pracy i systemu emerytalnego oraz opiekę nad osobami niedołężnymi jako najważniejsze zadania dla przyszłego rządu. Schroeder zapewnił, że problem, kto ma stanąć na czele rządu, "będzie rozwiązany i musi być rozwiązany". Jego zdaniem, najpierw trzeba omówić sprawy programowe i zdecydować, czy koalicja może powstać, a dopiero potem rozstrzygać sprawy personalne. Kanclerz podkreślił, że nie ulegnie naciskowi kilku "prowincjonalnych polityków" CDU. Nawiązał w ten sposób do żądań premiera Hesji Rolanda Kocha, który domaga się, aby rozmowy rozpoczęły się dopiero wtedy, gdy Schroeder zrezygnuje z aspiracji do fotela kanclerskiego. "Welt am Sonntag" napisał wczoraj, że podobne stanowisko zajmuje także przewodnicząca CDU Angela Merkel. Jej zdaniem, warunkiem rozpoczęcia negocjacji powinno być uznanie przez Schroedera prawa partii chadeckich do obsadzenia stanowiska kanclerza.

Czy utrzyma się powyborczy pat?
Wczorajsza deklaracja Schroedera mimo wszystko nie jest w stanie zmienić obrazu sytuacji, że nasi zachodni sąsiedzi mają do czynienia z poważną komplikacją sceny politycznej, jakiej nie pamiętają najstarsi politolodzy. Wynik wyborów parlamentarnych z 18 września sprawił, że na razie nie ma możliwości utworzenia rządu ani przez koalicję chadeków z liberałami, ani przez rządzącą dotychczas koalicję SPD/Zieloni. Ze względu na zdecydowany opór części chadeckich polityków wobec zawarcia koalicji z socjaldemokratami nie ma także żadnych gwarancji, że środowe rozmowy zakończą się sukcesem.
Przypomnijmy, że chadecja (CDU wraz z CSU) zdobyła 35,2 proc. głosów, zaś SPD - 34,3 proc. Oznacza to, że na ugrupowania te głosowało mniej wyborców niż w 2002 r. (na CDU/CSU o 3,3 proc., na SPD o 4,2 proc.). Zyskali za to potencjalni koalicjanci tych ugrupowań. Liberałowie z FDP zdobyli 9,8 proc. głosów, co jest jednym z najlepszych wyników w historii tej partii. Niezły wynik odnotowali także koalicjanci SPD/Zieloni, na których głosowało 8,1 proc. wyborców. Zaskakująco dobrze wypadli lewacy z Partii Lewicy, którzy otrzymali 8,7 proc. głosów.
Wyniki te jednoznacznie świadczą o tym, że ani koalicja chadeków z FDP, ani koalicja SPD z Zielonymi nie uzyskały niezbędnej większości do utworzenia stabilnego rządu. Wprawdzie Angela Merkel wraz z CDU i CSU odniosła zwycięstwo, ale z tak słabym wynikiem, że nawet wśród członków jej własnej partii coraz częściej słychać opinie, że szefowa musi ponieść konsekwencje polityczne swojej klęski wyborczej. Całe Niemcy nazywają jej wynik wyborczy "bardzo gorzkim zwycięstwem". Analitycy są zgodni, że wyborcy wyraźnie pokazali, iż co prawda nie chcą rządów obecnej koalicji, ale jednocześnie nie chcą Merkel jako kanclerza. Mimo to chadecy, jako zwycięzcy tych wyborów, chcą, aby na czele nowego rządu stanęła przewodnicząca CDU.
Tymczasem również socjaldemokraci czują się zwycięzcami. Zaraz po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów parlamentarnych kanclerz Gerhard Schroeder, mimo że jego ugrupowanie straciło ponad 4 punkty procentowe i przestało być największą siłą w Bundestagu, zachowywał się jak zdecydowany zwycięzca. To on ogłosił w swoim sztabie wyborczym i przed kamerami telewizyjnymi, że czuje się zwycięzcą i nadal będzie kanclerzem.

Wielka koalicja?
Wiadomo już, że z postkomunistyczną Partią Lewicy żadne ugrupowanie nie będzie prowadziło rozmów koalicyjnych. Chociaż więc na scenie politycznej pozostaje pięć partii, które teoretycznie mogą tworzyć koalicje, to jednak po wczorajszej deklaracji kanclerza Schroedera największą szansę ma tzw. wielka koalicja - CDU/CSU/SPD. Prawdziwym problemem przy takiej konstelacji będzie wyznaczenie osoby do urzędu kanclerskiego. CDU/CSU jako zwycięzcy wyborów nawet słyszeć nie chcą o innym kandydacie niż Angela Merkel. Natomiast politycy SPD zapowiadają publicznie, że kanclerzem Niemiec pozostaje nadal Gerhard Schroeder, ponieważ ich zdaniem wyborcy wyraźnie pokazali, że nie chcą pani Merkel na tym stanowisku.

A może nowe wybory?
Cała prasa niemiecka, komentując wyniki niedzielnych wyborów, jest zgodna, że wyborcy ułożyli trudną łamigłówkę. Politolodzy mówią także o ewentualnym rozpisaniu nowych wyborów parlamentarnych. W opinii komentatorów, nawet jeśli powstanie tzw. wielka koalicja, to przetrwa ona jedynie kilka, kilkanaście miesięcy. Wtedy i tak prezydent będzie musiał rozpisać nowe wybory parlamentarne. - Lepiej więc wcześniej niż później - sugerują niektórzy eksperci. Nieliczni tylko zauważają, że bardziej niż różnice programowe chadeków i socjaldemokratów dzielą sprawy ambicjonalne, co dowodzi, że chadecja utraciła już tytuł do określania się jako partia prawicowa.
Waldemar Maszewski, KWM, PAP

"Nasz Dziennik" 2005-09-26

Autor: ab