Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sarkozy zachowywał się jak despota

Treść

Z Patrickiem Louisem, francuskim eurodeputowanym z grupy Niepodległość i Demokracja, rozmawia Anna Wiejak

Jak możemy określić ostatnie pół roku francuskiej prezydencji?
- Jako całkiem paradoksalne. Pan prezydent Nicolas Sarkozy był nieskuteczny, jako że nie respektuje reguł, którymi rządzą się unijne instytucje. Bywał skuteczny jedynie czasami. Paradoksalne, ponieważ nie rozumiem, dlaczego sztucznie podtrzymuje przy życiu traktat lizboński, który z kolei zabrania mu działać w sposób, w jaki działa. To były kpiny. Niemalże samodzielnie podjął decyzję w kwestii ratyfikacji, bez uzyskania zgody pozostałych państw. Rzecz ta przeszła i chociaż decyzja w tej sprawie powinna zostać podjęta przez wszystkie kraje europejskie, tak się nie stało. Można sobie zadać w tym momencie pytanie, dlaczego pan Barroso odważył się działać razem z Niemcami i Włochami, ale nie zwołano przywódców innych państw Europy. Te zareagowały natychmiast, że jest to działanie sprzeczne z przyjętymi w Unii normami.
Sarkozy miał w zupełności rację, mówiąc, iż należy respektować głos państw członkowskich Unii Europejskiej. Paradoksem jest jednak to, że ugruntował on traktat lizboński, nie respektując demokratycznego głosowania w Irlandii, i wbrew temu, co zostało przegłosowane, wmawia, że traktat lizboński jest dobrą rzeczą. Tymczasem zgodnie z zapisami traktatu lizbońskiego panu Sarkozy'emu nie wolno podejmować takich działań. I na tym, jak widać, polega cały paradoks.

Kto najwięcej wygrał, kto zaś przegrał w czasie pół roku francuskiej prezydencji?
- Przegrała dokładnie ta sama ekipa, która teraz odchodzi. W chwili obecnej apeluje o demokrację, ale nie słychać było tych głosów, kiedy Irlandczycy powiedzieli "nie". Kolejną największą przegraną sprawą są relacje między krajami europejskimi ze względu na to, iż pewne decyzje zostały podjęte bez porozumienia ze wszystkimi krajami Europy. Kultura Unii Europejskiej jest kulturą kompromisu, kulturą porozumienia, które jest pozytywne i istotnie nie może regulować kwestii kryzysu. Pan Sarkozy zadecydował, że zapłaci z góry za złe długi, gdyż środek ten często bywa skuteczny, gdy tymczasem tego typu działanie jest niezgodne z prawem Unii Europejskiej. Zatem w trakcie tej prezydencji stracił pakiet stabilizacji monetarnej, straciła także funkcjonująca w tradycyjny sposób Europa. Myślę, że tą, którą na tym zyskała, jest Europa narodów, która wyłoniła się w całej okazałości i nie pozwoli narzucić sobie tego, czego nie chce, w szczególności w dobie kryzysu.

Jak Pan sądzi, czy czeska prezydencja utrzyma obecny kierunek polityki wspólnotowej?
- Sądzę, że polityka czeskiej prezydencji dobrze zrobi Unii Europejskiej, ponieważ zapewni Wspólnocie więcej wolności jako takiej, więcej wolności obywateli, więcej odpowiedzialności ludzi, mniej technokracji, mniej projektów, które trafią do kosza, mniej administracji. Myślę, że czego by nie mówić, polityka prowadzona przez pana Sarkozy'ego doprowadziła poniekąd do awarii w Europie, przez którą ta stała się despotyczna i nie do zniesienia dla wszystkich, zamiast stawać się bardziej demokratyczną i bardziej skupioną na narodach. Wierzę, że Vaclav Klaus postawi na Europę narodów, nie zaś na despotyzm. Czeska prezydencja jest zatem dla Europy dobrym prognostykiem.

Jakich decyzji możemy się spodziewać w przyszłości?
- Rzetelnej debaty oraz decyzji, które uczynią Unię Europejską inną, bardziej transparentną, bardziej demokratyczną i bardziej odpowiedzialną.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-12-24

Autor: wa