Sarkozy wierzy w swoją gwiazdę
Treść
Zapewne inaczej wyobrażał sobie Nicolas Sarkozy swój dwuletni bilans na stanowisku prezydenta Francji. Superaktywny w polityce wewnętrznej i na arenie międzynarodowej, wszechobecny w mediach, ponosi koszta obecnego kryzysu finansowego, na który jak na razie nie znalazł skutecznej odpowiedzi.
Od czasu zadeklarowania w Douai w grudniu 2008 r. generalnej mobilizacji przeciw kryzysowi prezydent wielokrotnie wygłaszał takie same deklaracje w Pałacu Elizejskim i w czasie wizyt w różnych regionach kraju. - Trudności, jakich oczekujemy w 2009 r., będą duże, ale nie ma możliwości, byśmy byli bezczynni - powtarzał przy każdej okazji, tłumacząc, że "kryzys wzywa nas do kontynuowania reform, a nie do ich wstrzymania, bo dzięki nim wyjdziemy z niego wzmocnieni".
W rzeczywistości okazało się, że same chęci prezydenta nie wystarczą i rząd musiał zmienić priorytety swojej polityki. Lejtmotyw pierwszego roku prezydentowania, osławione "pracować więcej, by więcej zarabiać", stał się ofiarą kryzysu. W sytuacji systematycznego wzrostu bezrobocia deklaracje Nicolasa Sarkozy'ego stają się dla Francuzów mało przekonywające. W obawie przed wzrostem deficytu publicznego prezydent preferuje "aktywizowanie koniunktury" dzięki inwestycjom, co źle jest odbierane przez socjalistyczną opozycję, zarzucającą mu brak popierania konsumpcji i zapominanie o wyborczych obietnicach "zwiększenia siły nabywczej ludności". Coraz więcej zastrzeżeń dociera też z jego własnego ugrupowania politycznego - Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP). Szereg jej ważnych polityków niepokoi się wzmocnieniem roli państwa w kierowaniu gospodarką. Popierają ich liberałowie i Związek Przedsiębiorców Francuskich (MEDEF). Coraz częściej podważana jest sama metoda Sarkozy'ego. Do tych, którzy od dwóch lat wskazują na "szaleństwo" prezydenta, dołączył ostatnio były premier Dominique de Villepin, twierdząc, że "od prezydenta państwa nie oczekuje się, by był przewitaminizowany, ale by był mądry".
Chwały Nicolasowi Sarkozy'mu nie przyniósł też sposób rozładowania długiego kryzysu socjalnego w zamorskich terytoriach Francji i nominacja na dyrektora grupy bankowej Banque Populaire-Caisse d'Epargne jego współpracownika Fran?ois Pérola.
W tej sytuacji popularność prezydenta systematycznie spada. Większość Francuzów (65 proc.) nie jest z niego zadowolona. W publicznych wypowiedziach Nicolas Sarkozy twierdzi, że niekorzystne wyniki sondaży i ostatnia masowa manifestacja pierwszomajowa są "normalnym" wyrazem zaniepokojenia Francuzów w obliczu kryzysu. Wciąż opowiada się za swoją metodą uprawnia polityki, twierdząc, że "zwiększenie wzrostu gospodarczego przez konsumpcję jest nieskuteczne i nie po to został wybrany, by być zamknięty w biurze". W obliczu wciąż skłóconej Partii Socjalistycznej prezydent Francji wierzy w siebie i w to, że do przyszłych wyborów w 2012 r. uda mu się zmienić bieg wydarzeń.
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2009-05-07
Autor: wa