Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sarkozy sam nie dokona cudów

Treść

Z politologiem Reynaldem Secherem rozmawia Franciszek L. Ćwik

Nicolas Sarkozy traci poparcie społeczne. Jakie Pana zdaniem są tego przyczyny? Czy nie ma na to wpływu jego niedawny rozwód i związanie się z włoską modelką, o 13 lat od niego młodszą?
- Rozwód i związek z Carlą Bruni ma na pewno jakiś wpływ na postrzeganie Sarkozy'ego przez francuską ulicę, ale tak naprawdę to Francuzi od dawna już nie przykładają wagi do prywatnego życia swoich "książąt".

Dawniej jednak prezydenci się nie rozwodzili. Czy nie obserwujemy we Francji dochodzenia do władzy ludzi pokolenia 1968 r., dla których małżeństwo i rodzina nie przedstawiają już wartości?
- Nie można wyciągać tak daleko idących wniosków. Na pewno konsekwencją 1968 r. jest tzw. emancypacja kobiet i ogólnie pojęte rozluźnienie norm moralnych, obyczajowych.

Jak ocenia Pan wystąpienie prezydenta na wtorkowej konferencji prasowej?
- To było wielkie wydarzenie, gdyż obiecał na nim dokonanie dogłębnych zmian i reform we Francji. Szereg środowisk wyraża jednak swoje obawy co do zdolności Sarkozy'ego odnośnie do przeprowadzenia tych rewolucyjnych zmian. Jak dotychczas są to jedynie obietnice. Stowarzyszenia pro-life z niepokojem patrzą na obecność w zespole prezydenta Simon Veil, autorki ustawy legalizującej w 1975 r. aborcję. Obecnie ma ona stanąć na czele specjalnej komisji ds. bioetyki. Sytuacja we Francji jest bardzo skomplikowana. Trzeba pamiętać, że z budżetu państwa żyje tu 56 proc. społeczeństwa. Dlatego jest dla mnie oczywiste, że na przeprowadzenie reform potrzeba sporo czasu. Wiele czasu zajmie również zmiana mentalności przeciętnego Francuza. Myślę, że Sarkozy wie o tym i dlatego szuka szerokiego zaplecza społecznego do realizacji swoich zamiarów.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-01-10

Autor: wa