Sarkozy rzuca wyzwanie kryzysowi
Treść
Nie będzie redukcji deficytu budżetowego ani podnoszenia podatków. Nie będzie polityki zaciskania pasa, która zawsze zawodziła - zapowiedział prezydent Francji Nicolas Sarkozy, przemawiając w Wersalu do francuskich parlamentarzystów. Mimo że deficyt Francji przekroczy w tym roku 7 proc. PKB, Sarkozy zapowiedział nową pożyczkę publiczną na rozruszanie pogrążonej w recesji francuskiej gospodarki.
Komentatorzy podkreślają, że było to pierwsze od 136 lat przemówienie prezydenta Francji przed połączonymi izbami - Zgromadzeniem Narodowym i Senatem. Spektakularny charakter wystąpienia nie był przypadkowy. Oto szef francuskiego państwa i rządu postanowił rzucić wyzwanie Unii Europejskiej, rządom poszczególnych państw członkowskich, światowej finansjerze i dominującej do niedawna neoliberalnej szkole ekonomii.
Sarkozy zdecydowanie odrzucił stanowisko prezentowane przez wspomniane gremia, iż podstawowym zadaniem rządu jest utrzymanie w ryzach deficytu budżetowego, czyli dążenie do równowagi między dochodami i wydatkami państwa. Dla Sarkozy'ego najważniejszym celem jest ożywienie i rozwój gospodarki oraz utrzymanie miejsc pracy, to zaś wymaga w obecnej sytuacji dostarczenia środków publicznych, nawet za cenę powiększenia deficytu. Owszem, należy, zdaniem prezydenta, redukować "zły deficyt", tzw. deficyt strukturalny, czyli ograniczać wydatki na rozdętą biurokrację, reformować niesprawne struktury administracyjne i publiczne fundusze, ale to tylko trzecia część deficytu Francji. Pozostałe dwie trzecie to wydatki niezbędne z punktu widzenia państwa oraz środki publiczne, którymi rząd stara się ożywić pogrążoną w kryzysie gospodarkę, a ocenia się, że wpompował już w system ok. 30 mld euro. Tych ostatnich wydatków nie wolno, zdaniem Sarkozy'ego, uszczuplać, ponieważ cięcia budżetowe są w kryzysie lekarstwem gorszym od choroby (czyli deficytu): powodują dalszy spadek wpływów podatkowych od przedsiębiorstw i obywateli, a w rezultacie pogłębiają deficyt. Ile pieniędzy publicznych rząd wyasygnuje tym razem, na razie nie wiadomo.
Prezydent wykluczył też redukcję deficytu poprzez podniesienie podatków.
- To opóźniłoby wyjście z kryzysu - podkreślił. Zapewnił, że deficyt zostanie bezboleśnie wchłonięty, gdy ruszy gospodarka, a wraz z nią - wpływy podatkowe. Deficyt budżetowy Francji, który według początkowych założeń miał być utrzymany w granicach 2,5-3 proc. PKB wymaganych przez traktat z Maastricht, sięgnie w tym roku, jak się ocenia - 7,5 procent. Mimo pomruków niezadowolenia ze strony Komisji Europejskiej Sarkozy nic sobie z tego nie robi. Ba, prowadzi kampanię na rzecz zmiany parametrów traktatowych.
- Nie wiemy, kiedy kryzys się skończy, musimy zrobić wszystko, by skończył się jak najszybciej. Świat, jaki nastanie po kryzysie, będzie lepiej rozumiał francuskie przesłanie - mówił Sarkozy, wzywając parlamentarzystów do zmiany poglądu na deficyt budżetowy.
- Francja przyjmuje budżety z deficytem od 35 lat - przypomniał.
Nowa pożyczka rządowa zostanie przeznaczona na kredytowanie inwestycji w infrastrukturze, innowacyjności, nowe technologie, reformę systemu kształcenia. Za jej rozdysponowanie ma odpowiadać pełnomocnik rządu w randze ministra. Oprócz tego stworzony zostanie fundusz, z którego finansowane będzie utrzymywanie przez firmy miejsc pracy oraz wypłata wynagrodzeń przez pierwszy rok pobytu na bezrobociu. Sarkozy zapowiedział też zmianę zasad wypłaty emerytur. Ma ona polegać na zastąpieniu systemu "pay as sou go" (tzn. pracujący finansują na bieżąco emerytów) - osobnym funduszem emerytalnym, który łatwiej byłoby utrzymać pod kontrolą i w porę niwelować narastający deficyt państwowej kasy. W tym samym celu prawdopodobnie podniesiony zostanie we Francji wiek emerytalny, choć prezydent nie powiedział tego głośno.
O tym, że ambitny Sarkozy będzie "enfant terrible" światowego establishmentu, można było się przekonać już jesienią ubiegłego roku po sposobie, w jaki niepokorny Francuz przywitał nadciągający globalny kryzys finansowy. Sarkozy zareagował mianowicie... apelem o głęboką refleksję nad kapitalizmem.
- Idea absolutnej władzy rynku, której nie powinny krępować żadne reguły, żadna polityczna interwencja, jest szalona. Pomysł, że "rynki zawsze mają rację", jest szalony - oznajmił bez ogródek.
Jego wezwania do zreformowania światowej gospodarki i finansów jak na razie pozostają jednak bez większego echa. Wszyscy przysiedli, czekając, jak zareaguje globalna gospodarka na krajowe pakiety antykryzysowe warte setki miliardów euro i dolarów oraz politykę redukcji stóp procentowych przez banki centralne. Podreperowano tu i ówdzie nadwerężone finanse banków, przeprowadzono przejęcia, zasypano ślady po upadłych kolosach. Wielu żywi nadzieję, że kryzys minie i wróci to, co było. Tak naprawdę nikt nie wie, czy w tym kryzysie już odbijamy się od dna, szorujemy po nim, czy też będziemy się zapadać dalej. Sarkozy, który nie ukrywa przez Francuzami, że idą trudne lata, może okazać się jednym z nielicznych realistów.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-06-29
Autor: wa