Sarkozy grozi Kaddafiemu
Treść
Francja obiecuje nasilenie ataków na siły posłuszne libijskiemu dyktatorowi Muammarowi Kaddafiemu, a w najbliższym czasie zamierza rozważyć także dozbrajanie grup rebeliantów w tym kraju. Paryż, a także Londyn wyślą do Libii niewielkie grupy oficerów, które pomogą szkolić oddziały przeciwników Kaddafiego, aby ci mogli skuteczniej przeciwstawiać się armii rządowej. Jednocześnie wykluczono możliwość wprowadzenia na teren Libii wojsk lądowych zachodniej koalicji.
Francuskie władze poinformowały, że liczba wysłanych do Bengazi oficerów nie będzie wyższa niż 10. Podobną liczbę swoich żołnierzy zadeklarowała wysłać do Libii Wielka Brytania. Wraz z tymi zapowiedziami prezydent Francji Nicolas Sarkozy ogłosił intensyfikację nalotów na pozycje armii Kaddafiego. Te deklaracje Sarkozy wygłosił w czasie spotkania z przywódcą Narodowej Rady Libijskiej Mustafą Abdelem Dżalilem. Paryż jako pierwszy kraj uznał utworzoną przez rebeliantów NRL za prawowierne władze kraju i "jedynego reprezentanta narodu libijskiego".
Jeszcze przed przybyciem do Francji Mustafa Abdel Dżalil apelował w liście skierowanym do opinii międzynarodowej o kontynuowanie pomocy rebeliantom, "nie tylko w postaci nalotów, ale także poprzez dostarczanie wyposażenia i broni". Po wyjściu z Pałacu Elizejskiego oświadczył, że otrzymał ze strony francuskiej zapewnienie o wzmocnieniu wsparcia dla libijskich rebeliantów. Poinformował też, iż zaprosił Sarkozy´ego do odwiedzenia Bengazi. - Byłoby to ważne przy dodaniu rewolucji odwagi - cytuje Dżalili PAP. Oświadczył on ponadto, że kierowana przez niego rada będzie działać na rzecz ustanowienia w Libii państwa demokratycznego, w którym prezydent obejmie władzę nie siłą, ale w wyniku wyborów.
Obecnie jednak nie ma w krajach NATO jednogłośnych decyzji co do dalszej polityki wobec Libii. Najdalej idące wnioski formułuje Paryż. Przewodniczący parlamentarnej komisji spraw zagranicznych Axel Poniatowski domaga się od ONZ wysłania sił specjalnych, aby, jak stwierdził, "nie pchać się w niepotrzebne bagno". Z kolei minister spraw zagranicznych Alain Juppé zaznaczył, że jest całkowicie przeciwny wysłaniu tam sił lądowych. Doradca Nicolasa Sarkozy´ego, Bernard-Henri Lévy, obrońca libijskich rebeliantów, potwierdził, iż dwóch oficerów łącznikowych, Francuz i Anglik, już przebywa w sztabie generalnym rebeliantów w Bengazi na wschodzie kraju. Do ich zadań należy m.in. przekazywanie informacji o sytuacji na froncie dowództwu NATO.
Władze libijskiego reżimu ostrzegają, że podobne słowa i czyny tylko przedłużą trwające już od marca walki. Minister spraw zagranicznych Libii Abd al-Ati al-Obeidi stwierdził, że naloty pogarszają sytuację w jego kraju. Podkreślił, że gdyby zaprzestano ataków z powietrza, wówczas rząd Libii może w ciągu sześciu miesięcy przeprowadzić wybory, w tym takie, które zadecydują o przyszłości przywódcy kraju Muammara Kaddafiego. Według jego słów, wybory mogłyby się odbyć pod nadzorem ONZ i wówczas mogłyby dotyczyć jakiejkolwiek kwestii wysuniętej przez wszystkich Libijczyków.
Łukasz Sianożęcki
Współpraca Franciszek L. Ćwik, Caen
Nasz Dziennik 2011-04-21
Autor: jc