Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sarkozy ciągnie sondaże UMP w dół

Treść

Wszystko wskazuje na to, że rządzącej Unii Ruchu Ludowego (UMP) i prezydentowi Nicolasowi Sarkozy'emu nie uda się przełożyć ubiegłorocznych sukcesów wyborów parlamentarnych i prezydenckich na zbliżające się
wybory samorządowe, których pierwsza tura odbędzie się za tydzień.

Prawdopodobnie UMP straci władzę w szeregu miast, którymi dotychczas rządziła, głównie na rzecz socjalistów. Wprawdzie do końca kampanii pozostał jeszcze tydzień, ale nie wydaje się, by pracował on na rzecz rządzącej centroprawicy.
Źródeł spadku poparcia dla UMP francuscy analitycy upatrują przede wszystkim w systematycznym spadku siły nabywczej przeciętnego mieszkańca Francji, spirali drożyzny, zwłaszcza podstawowych produktów codziennej konsumpcji, takich jak nabiał, mięso, chleb, makarony. Od listopada 2007 r. do stycznia 2008 r. podrożały one aż o 42 procent. Optymizmem nie napawa też przewidywana na bieżący rok koniunktura gospodarcza, która nie przekroczy 2 proc., nie dając szansy na tworzenie nowych miejsc pracy.
Wielu wyborców, którzy dotąd głosowali na UMP, odda głosy na inne partie, ze względu na prywatne zachowania prezydenta, które 82 proc. Francuzów ocenia krytycznie. Nie podoba im się rozwód głowy państwa i związanie się z młodszą od niego o 14 lat modelką Carlą Bruni. Oburzenie wywołało także niedawne zachowanie na wystawie rolniczej, gdzie prezydent do mężczyzny, który nie chciał się z nim przywitać, powiedział: "Wypchaj się, dziadu". Francuzi uważają, że tego typu zachowania nie są godne najwyższej osoby w państwie.
Pochopnym byłoby jednak sądzić, że zbliżające się wybory do rad miejskich i kantonalnych przewrócą obecną mapę polityczną Francji. Mimo dużego społecznego niezadowolenia, w wyborach samorządowych liczą się przede wszystkim konkretne zdolności lokalnych kandydatów w rozwiązywaniu codziennych problemów, przed jakimi stoją mieszkańcy miast i gmin. To te kryteria będą podstawowym wyznacznikiem wyborczym dla Francuzów.
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 2008-03-01

Autor: wa