Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sankcje oznaczają wojnę

Treść

Prezydent Korei Południowej Li Miung Bak w orędziu do narodu zażądał od Rady Bezpieczeństwa ONZ nałożenia nowych sankcji na Koreę Północną, która w marcu zatopiła południowokoreański okręt wojenny, zabijając 46 marynarzy. Żądania te poparli także amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton oraz prezydent Barack Obama, obiecując dalsze wsparcie. Tymczasem Phenian oświadczył, że jeżeli Seul nie zaprzestanie swojej retoryki, doprowadzi do wybuchu wojny.
W wygłoszonym wczoraj orędziu do narodu prezydent Li Miung Bak podkreślił, że nie będzie dłużej tolerować "brutalności" swojego północnego sąsiada oraz że reżim zapłaci za nieuzasadniony atak na okręt wojenny Cheonan. Poinformował, że w pierwszej kolejności w ramach sankcji wprowadza zakaz wpływania północnokoreańskiej floty handlowej na wody terytorialne Korei Południowej. Podkreślił dodatkowo, że w obliczu ewentualnej agresji jego kraj powoła się na prawo do obrony.
W sprawie zatopienia południowokoreańskiego okrętu wypowiedziała się także przebywająca z oficjalną wizytą w Pekinie amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton, podkreślając, że Korea Północna musi odpowiedzieć za zatopienie korwety. - Żądamy, by Korea Północna przestała zachowywać się prowokacyjnie - powiedziała Clinton, otwierając chińsko-amerykańskie rozmowy. Zapewniła także, że Stany Zjednoczone "ciężko pracują nad tym, by uniknąć eskalacji" konfliktu pomiędzy oboma krajami.
Wcześniej też prezydent USA Barack Obama zdecydowanie poparł Koreę Południową, zlecając swojej administracji zrewidowanie polityki wobec Korei Północnej. Wezwał także amerykańską armię do bezpośredniej współpracy z wojskowymi z Korei Południowej.
Po tych zapowiedziach zostały zaplanowane manewry morskie z udziałem Stanów Zjednoczonych. Ich cel to przećwiczenie walki z okrętami podwodnymi. Ponadto Korea Południowa weźmie u boku USA udział w ćwiczeniach dotyczących zatrzymywania ładunków związanych z programem nuklearnym i rakietowym. Wznowione mają być transmisje antypółnocnokoreańskie nadawane za pośrednictwem megafonów rozmieszczonych wzdłuż ufortyfikowanej granicy między dwoma państwami.
W miniony czwartek Seul oświadczył, że posiada dowody wskazujące na to, że północnokoreański okręt podwodny wpłynął w marcu na południowokoreańskie wody terytorialne i zaatakował korwetę Cheonan. Atak torpedowy, w wyniku którego zginęło 46 południowokoreańskich marynarzy, potwierdziła także międzynarodowa ekipa dochodzeniowa. Tymczasem Korea Północna konsekwentnie zaprzeczająca tym informacjom ostrzegła, że wszelkie próby odwetu bądź ukarania Phenianu za ten incydent będą oznaczały wojnę.
Odpowiadając na te doniesienia, największy północnokoreański dziennik "Rodon Sinmun" napisał wczoraj, że wyniki dochodzenia stanowią "poważną prowokację, której nie należy tolerować". "Grupa zdrajców nie uniknie naszej bezlitosnej kary" - czytamy w jednym z komentarzy w tej gazecie. Phenian, odnosząc się do sprawy, zagroził, że jeżeli Seul zainstaluje na granicy megafony emitujące antypółnocnokoreańskie komunikaty, wówczas ostrzela ich sprzęt. Cytowany przez agencję KCNA jeden z północnokoreańskich dowódców wojskowych zapowiedział ponadto, że w razie dalszego eskalowania napięcia przez Seul władze podejmą "poważniejsze kroki".
Marta Ziarnik, PAP, Reuters
Nasz Dziennik 2010-05-25

Autor: jc