Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Samowolka w służbach

Treść

Zadziwiająca zwłoka w wydawaniu rozporządzeń, od których zależała skuteczna kontrola nad służbami specjalnymi, wydawanie ustnych poleceń szefom służb, brak reakcji na nieprawidłowości w ich działaniach - to najpoważniejsze zarzuty, jakie Najwyższa Izba Kontroli stawia premierowi Leszkowi Millerowi i jego ministrom w swoim najnowszym raporcie, poświęconym zwierzchnictwu nad służbami specjalnymi. Prawdopodobnie w ciągu dwóch tygodni stanie się on oficjalnym dokumentem. Zdaniem obecnego koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna, raport NIK potwierdza to, co posłowie opozycji krytykowali przez ostatnie cztery lata.

Jak udało nam się dowiedzieć, kontrolerzy NIK od początku mieli mnóstwo problemów z przeprowadzeniem swoich ustaleń. W konsekwencji raport dotyka tak naprawdę tylko kwestii związanych z tym, co działo się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwie Obrony Narodowej oraz kierownictwach Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Wojskowych Służb Informacyjnych i Agencji Wywiadu. Najpilniej strzeżonych tajemnic specsłużb trudno szukać w raporcie. Byłego szefa ABW Andrzeja Barcikowskiego i byłych szefów Agencji Wywiadu kontrolerzy Izby obwiniają o to, że nie udostępnili kontrolerom dokumentów dotyczących działań operacyjnych. Generałowi Markowi Dukaczewskiemu z WSI dostało się jeszcze za znane już z prac speckomisji zarzuty nielegalnego przetrzymywania archiwów dawnego Urzędu Ochrony Państwa, nieprzekazywania dokumentacji do Instytutu Pamięci Narodowej. Pełna samowolka osób dzierżących w ręku potężne narzędzia, jakimi w każdym państwie są służby specjalne.

Zero zwierzchnictwa
Z raportu NIK wyłania się obraz Polski, w której służby są absolutnie niekontrolowane, a w zamian za swobodę muszą tylko wykonać co jakiś czas "polityczną akcję". Jak inaczej wyjaśnić fakt, że przez blisko trzy lata nie są wydawane rozporządzenia, od których zależy istnienie faktycznej kontroli nad działaniami ABW, WSI czy AW?
Negatywna ocena NIK, wbrew oczekiwaniom polityków SLD, jest czysto merytoryczna. Wylicza konkretne akty prawne, które powinny powstać, a nigdy nie powstały. Z faktu, że premier Leszek Miller wiele poleceń szefom służb wydawał ustnie, Izba wyciąga wniosek, że uniemożliwiało to egzekwowanie tych rozkazów. Faktycznie jednak, nazywając rzeczy po imieniu, należy mówić o ręcznym sterowaniu służbami.
Ustalenia NIK w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu i Wojskowych Służbach Informacyjnych obciążają nie tylko szefów tych służb, ale też ich zwierzchników. To oni nie opracowali w odpowiednim czasie pięciu rozporządzeń dotyczących ABW, czterech - AW, i kilkunastu - WSI. Co ciekawe, te akty prawne, które powstały, nie były tworzone przez organy mające maksymalizować, zgodnie z ustawą, swoją kontrolę nad formacjami specjalnymi, ale same służby. W konsekwencji więc nikt ich nie kontrolował. Nawet sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych.

Konieczne zmiany
- Przez całe cztery lata w mediach mówiliśmy o tym, że komisja w takim kształcie nie ma szans na skuteczną kontrolę służb - mówi poseł Andrzej Grzesik (Samoobrona), członek speckomisji. Dodaje, że komisji koniecznie trzeba dać instrument, dzięki któremu nie będzie dochodzić do takich sytuacji jak dotąd.
- Panowie ze służb przychodzą i mówią, co chcą, bo nie ma żadnej odpowiedzialności za te słowa - tłumaczy Grzesik. Jako przykład podaje marzec 2002 r., gdy Siemiątkowski speckomisji opowiedział całkowicie nieprawdziwą wersję okoliczności zatrzymania Modrzejewskiego. Kłamstwo wyszło na jaw znacznie później i stało się m.in. podstawą powołania komisji śledczej.
Także Zbigniew Wassermann przyznaje, że raport NIK nie jest zaskakujący, bo wyraźnie było widać, jak fatalna jest kondycja służb i nadzoru nad nimi. Zapowiada, że to już się zmienia, a zmiany mają być jeszcze dalej idące i - co najważniejsze - trwałe.
Ale Grzesik podkreśla, że PiS już dziś popełnia błędy poprzedników.
- Ta komisja powinna być jak najmniejsza i z przewagą opozycji, a nie tak jak zrobiły SLD i PiS, które zagwarantowały sobie de facto większość - mówi poseł Samoobrony.
- Tu chodzi o to, żeby kontrolować, ale i uspokajać swoje formacje, likwidować pojawiające się plotki o nadużyciach - dodaje Grzesik.
Wassermann zapewnia, że speckomisja będzie informowana o każdym posunięciu nowych zwierzchników specsłużb. I zapowiada pełną współpracę. A komisja na pewno zajmie się szybko sprawą nadzoru nad służbami. W ciągu 2-3 tygodni NIK opublikuje oficjalnie swój raport, który stanie się obiektem dyskusji w obrębie speckomisji. Bo na takie błędy, jakie popełniał SLD, nie ma już miejsca. Szczególnie w formacji, która od tak dawna przekonuje o determinacji w unormowaniu sytuacji w służbach specjalnych. SLD nigdy nie czarował takimi obietnicami.
Mikołaj Wójcik

Bez niespodzianek
Z koordynatorem ds. służb specjalnych Zbigniewem Wassermannem rozmawia Mikołaj Wójcik

Czy wnioski raportu Najwyższej Izby Kontroli są dla Pana zaskakujące?
- To wszystko wpisuje się w ocenę, jakiej dokonywała w poprzedniej kadencji komisja ds. służb specjalnych, w której zasiadałem. Nie jest to niespodzianka, ale dobrze, że teraz także taka instytucja, jak NIK, wskazuje te nieprawidłowości, bo nam zarzucano krytykanctwo polityczne.

Raport wymienia całą listę winnych tego stanu rzeczy - prócz szefów służb także ministra obrony narodowej Jerzego Szmajdzińskiego...
- To potwierdza prawidłowość naszych reakcji. Przecież badając działanie Wojskowych Służb Informacyjnych, wysyłaliśmy zawiadomienia o nieprawidłowościach nie tylko do wojskowych organów ścigania, lecz także do ministra Szmajdzińskiego. Potem zwracaliśmy mu uwagę na brak reakcji tychże organów. Jak reagował minister? Jak parasol ochronny dla tych nieprawidłowości, toteż nie dziwi mnie, że NIK mówi o odpowiedzialności szefa MON.

Cały passus raportu jest poświęcony osobie, która konstytucyjnie ma wpisane zwierzchnictwo nad służbami specjalnymi, czyli premierowi Leszkowi Millerowi. Czytamy m.in., że większość poleceń służbowych była wydawana ustnie, a nie pisemnie.
- Dosadnym potwierdzeniem tej uwagi jest cała sprawa zatrzymania byłego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Rola premiera Leszka Millera w tej akcji była niebagatelna. Prace speckomisji czy sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen pokazały nam, że szef rządu niejednokrotnie był informowany o szczegółach tajnych śledztw. Tak było np. z tajnym postępowaniem w sprawie ewentualnych nieprawidłowości w działaniu spółki J&S. Ani Miller, ani Zbigniew Siemiątkowski mimo posiadanej wiedzy nie skorzystali z możliwości zmiany decyzji o umorzeniu sprawy. Premier, zamiast odgrywać rolę rozdającego zadania i kontrolującego, traktował służby specjalne jako element swojej politycznej władzy.

Czy raport NIK pomoże w skutecznym powrocie do wniosków wypływających z raportu końcowego komisji orlenowskiej?
- Nawet i bez niego trzeba do tego wrócić. Ale raport takiej instytucji z pewnością wzmacnia nasz głos o szeregu nieprawidłowości w służbach z czasów rządu SLD.

Dziś jest Pan z "drugiej strony". Sytuacja jest inna?
- Dziś nikt nie zamierza używać służb do walki politycznej. Na ich czele stoją nie politycy, a funkcjonariusze tych formacji. Mają za zadanie wykonywać swoje obowiązki i, jak podkreśla premier, służyć. Wola utworzenia Centralnego Biura Antykorupcyjnego potwierdza, że nasz rząd będzie dążył do jak najlepszej efektywności służb specjalnych i nikt, także z kręgów władzy, nie będzie już nietykalny.

Premier Kazimierz Marcinkiewicz nie wydaje służbom, jak Leszek Miller, ustnych poleceń?
- To bardzo zły sposób funkcjonowania. Jestem daleki od takich działań, premier też. Takie sytuacje się nie zdarzają i zrobimy wszystko, by już nigdy się nie zdarzały.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2005-11-29

Autor: ab