Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Salon wytrzeźwień"

Treść

Kilka tygodni temu napisałem "Notatki" o literaturze PRL. Stwierdziłem w nich, że warto powrócić do powieści tamtych czasów, że dzięki temu poznamy więcej prawdy o czasach PRL. Ci, którzy pamiętają tamte czasy, nie zawsze pamiętają wszystko. Poza tym pewne rzeczy i sprawy wydawały się nam wtedy normalne czy wręcz oczywiste. Potem już o nich nie myśleliśmy. Gdy dziś przypominamy je sobie, jesteśmy często przerażeni. Czy to naprawdę mogło tak wyglądać?

Ostatnio sięgnąłem po powieść Edmunda Niziurskiego pt. "Salon wytrzeźwień" (1964). Dotąd znałem tego pisarza tylko jako autora zabawnych opowieści dla dzieci i młodzieży, takich jak "Sposób na Alcybiadesa", "Awantura w Niekłaju", "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa". "Salon wytrzeźwień" to wstrząsająca opowieść o codzienności w PRL. Zdumiewa fakt, że ówczesna cenzura zezwoliła na ukazanie się tego dzieła. Jego akcja rozgrywa się przede wszystkim w środowisku służby zdrowia. Główny bohater to lekarz, alkoholik i degenerat, stały bywalec izby wytrzeźwień, znany milicji uczestnik wielu burd i bójek. Ten lekarz pozostaje jednak lekarzem, stara się dbać o swoich pacjentów, wypełniać sumiennie przysięgę Hipokratesa i udaje mu się to w większym stopniu niż jego trzeźwym i cieszącym się społecznym szacunkiem kolegom.
Gdy pracuje jako lekarz sportowy, zostaje usunięty z pracy, bo upomina się o to, na co jego koledzy przymykają oko, o to, by sportowcy, których zdrowie szwankuje, nie nadwyrężali go jeszcze bardziej udziałem w zawodach. Gdy zostaje lekarzem zakładowym, doprowadza do tego, że w fabrycznym gabinecie zaczynają pojawiać się pacjenci, którym pomaga uniknąć wielu poważnych problemów zdrowotnych. Dotąd robotnicy unikali lekarzy zakładowych, wiedząc, iż reprezentują oni tylko interesy fabryki i że nie będą ich leczyć, a tylko przyczynią się, by zwolniono ich - jako nieprzydatnych - z pracy.
Możemy oczywiście założyć, że nakreślony przez Niziurskiego obraz peerelowskiej służby zdrowia jest przerysowany, że jego powieści bliżej do groteski niż dokumentu, ale i tak nie da się zaprzeczyć, że prezentuje ona pewną - i to mroczną - prawdę o tamtych czasach, prawdę o ówczesnej służbie zdrowia. Czy tę prawdę o PRL i setki jej podobnych pamiętamy? Czy uświadamiamy sobie dziś do końca, jak traktowano wtedy człowieka i całe społeczeństwo? Warto sięgać po takie powieści, jak "Salon wytrzeźwień". Nie wolno zapominać nam o tym, co powodowało, że marzyliśmy wtedy o Polsce i normalnym życiu. Te powody bowiem w coraz większym stopniu powracają i nasze marzenia nie przestały być aktualne. Tylko czy dziś robimy wszystko, by je zrealizować?
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2007-11-08

Autor: wa