Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sąd: Ubiegłoroczna stawka nie obowiązuje

Treść

Rosyjski gaz nie będzie przesyłany tranzytem przez Ukrainę według ubiegłorocznej stawki - taką decyzję podjął Sąd Gospodarczy w Kijowie. Werdykt sądu ma być zabezpieczeniem złożonego tego dnia przez resort pozwu o uznanie za nieważną umowy pomiędzy Naftohazem a rosyjskim Gazpromem. Pozew ma być rozpatrzony 9 stycznia.

Podstawą uznania umowy za nieważną jest to, że została ona podpisana przez byłego zastępcę prezesa zarządu Naftohazu Ihora Woronina, który nie był do tego upoważniony przez Radę Ministrów Ukrainy - uważają przedstawiciele ukraińskiego ministerstwa paliw i energetyki.
Rosyjski monopolista Gazprom odciął 1 stycznia surowiec Ukrainie, gdyż nie udało się porozumieć z Naftohazem w sprawach cen paliwa i cen tranzytu. W zeszłym roku Ukraina kupowała tysiąc metrów sześciennych gazu za 180 USD. W tym roku Gazprom początkowo chciał 250 USD, nie zgadzając się jednocześnie na podwyżkę ceny za tranzyt, która według Kijowa nie powinna być niższa niż 2 USD za tysiąc metrów sześciennych. Niepowodzenie w rozmowach doprowadziło również do ograniczenia dostaw do państw Unii Europejskiej. Według Gazpromu, dzieje się tak z winy Naftohazu, który ma nielegalnie pobierać gaz przeznaczony dla odbiorców w Unii. - Ukradziono 50 milionów metrów sześciennych gazu, to znacząca ilość - powiedział Miedwiediew wczoraj w Paryżu. Według Naftohazu, to prowokacja, a Gazprom celowo zmniejszył tłoczenie tranzytowego gazu o prawie 7 procent. Rosjanie nie ograniczyli się jednak tylko do przekonania Francuzów, aby wywierali presję na Ukraińców. Chcieli do tego namówić również Bułgarów. Dyrektor wykonawczy państwowej spółki gazowej Bulgargaz Dymitar Gogow poinformował, że Rosja wezwała Bułgarię do zaskarżenia Ukrainy. Według niego, jest to "próba odwrócenia uwagi". - Bułgaria nie ma umów z ukraińskimi firmami w sprawie dostaw gazu. Ukraina nie ma zobowiązań wobec nas. Możemy zwracać się jedynie do firm, które podjęły się dostarczać nam surowiec - stwierdził Gogow.
Wojciech Kobryń, PAP
"Nasz Dziennik" 2009-01-06

Autor: wa