Sąd Okręgowy w Warszawie wyłączył do odrębnego rozpoznania sprawę Stanisława Kruczka, jednego z oskarżonych w procesie grudnia '70
Treść
Sąd Okręgowy w Warszawie, prowadzący proces oskarżonych o sprawstwo kierownicze masakry robotników na Wybrzeżu w 1970 r., zawiesił postępowanie wobec Stanisława Kruczka. Dowodził on jedną z jednostek wojskowych tłumiących robotnicze protesty. Sędziowie wystąpili do szpitala o przesłanie opinii stwierdzającej, kiedy oskarżony będzie mógł uczestniczyć w czynnościach sądowych.
Warszawski sąd okręgowy postanowił wczoraj wyłączyć do odrębnego rozpoznania sprawę Stanisława Kruczka, jednego z oskarżonych w procesie grudnia '70. Oskarżony dowodził w 1970 r. jedną z jednostek wojskowych tłumiących robotnicze protesty. - Obecny stan zdrowia Stanisława Kruczka w świetle opinii lekarskich nadesłanych do sądu stanowi okoliczność utrudniającą łączne rozpoznanie spraw - uzasadniał tę decyzję sędzia Piotr Wachowicz. Do sądu dotarło wczoraj pismo ze szpitala stwierdzające, że oskarżony w obecnym stanie zdrowia "nie jest zdolny do uczestniczenia w czynnościach sądowych i składania zeznań".
Kolejnym krokiem sądu, który uznał, że schorzenie, na które cierpi Kruczek, stanowi poważną przeszkodę do dalszego postępowania, było postanowienie o zawieszeniu wobec niego prowadzenia procesu karnego. Jednocześnie sąd wystąpił do szpitala o przesłanie opinii stwierdzającej, kiedy oskarżony będzie mógł uczestniczyć w czynnościach sądowych.
Na rozpoznanie przez sąd czekają zgłoszone już wcześniej wnioski prokuratora Bogdana Szegdy o ograniczenie liczby świadków tylko do istotnych osób oraz o ujawnienie tajnych akt dotyczących masakry na Wybrzeżu. Niewykluczone, że zostaną one rozpatrzone na początku października. Ograniczenie liczby świadków znacznie przyśpieszyłoby, trwający już pięć lat, proces, w którym do przesłuchania pozostaje jeszcze ok. 500 osób.
Zeznający wczoraj świadek Stanisław B. powiedział, że rano 17 grudnia, kiedy udawał się do pracy w Stoczni Gdynia, zastał kordon milicji wraz z czołgiem. Padały apele: "Rozejdźcie się do domu", chociaż dzień wcześniej wicepremier Stanisław Kociołek w telewizji mówił: "Przystąpcie do normalnej pracy". Demonstranci odśpiewali hymn narodowy oraz "Boże, coś Polskę" i ruszyli w stronę stoczni. Wówczas padły strzały. Stanisław B. usłyszał wtedy od kolegi Jacka Węglarza: "Chyba dostałem". Wraz z innymi osobami zaniósł go do samochodu, a potem poszedł razem z pochodem do centrum miasta. Po raz drugi strzelano w jego stronę, gdy był na ul. Władysława IV. Do ludzi strzelano również z milicyjnego śmigłowca.
Inny świadek Ryszard M., który strzelał do manifestantów, zeznał, że jego koledzy, jak twierdzi - z powodu pomyłki, oddali do demonstrantów serie strzałów, a nie pojedyncze, jak było w rozkazach.
W grudniu 1970 r., podczas tłumienia w miastach Wybrzeża robotniczych protestów przeciwko drastycznym podwyżkom cen żywności, zginęły - według oficjalnych danych - 44 osoby, a ponad 1160 odniosło rany. Proces w tej sprawie ruszył dopiero w 2001 roku. Na ławie oskarżonych zasiada obecnie 5 osób. Oprócz Wojciecha Jaruzelskiego są to m.in. jego zastępca gen. Tadeusz Tuczapski oraz wicepremier Stanisław Kociołek.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2006-09-20
Autor: wa