Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Saakaszwili, odejdź!

Treść

Zablokowane ulice w centrum, pikieta przed parlamentem - tak wyglądała wczoraj stolica Gruzji - Tbilisi. To efekt trwających od kilku dni protestów opozycji, która domaga się dymisji prezydenta Micheila Saakaszwilego. Tymczasem zdaniem "Kommiersanta", Rosja, której miało najbardziej zależeć na dymisji nielubianego przez Moskwę prezydenta, wolałaby, aby pozostał on na stanowisku, bo to gwarantuje, że Gruzja nie zostanie przyjęta do NATO i będą ją omijać zachodni inwestorzy.

Wczoraj przed parlamentem zebrało się około 60 tys. Gruzinów, którzy zablokowali samochodami i metalowymi barierkami ulice w centrum stolicy. Demonstranci oskarżają Saakaszwilego o niewywiązanie się z obietnic przeprowadzenia reform gospodarczych i społecznych, które zapowiadał podczas "rewolucji róż" w 2003 roku, a dzięki którym wygrał wybory. Demonstranci oskarżają również prezydenta o wciągnięcie Gruzji w przegraną wojnę z Rosją w sierpniu ubiegłego roku. Krytykujący Saakaszwilego uważają, że popełnił on zbyt dużo błędów w czasie konfliktu z Rosją, dlatego nie może pozostać u władzy do końca kadencji, która kończy się w 2013 roku. - Saakaszwili i jego administracja doprowadzili kraj do bardzo ciężkiej sytuacji - mówił jeden z protestujących.
Tymczasem Micheil Saakaszwili wezwał opozycję do dialogu, informując jednocześnie, że nie ulegnie żądaniom rezygnacji ze stanowiska. - Odpowiedź na to pytanie jest oczywista: nie - stwierdził. - Nie mamy wyjścia, musimy rozmawiać i dzielić się odpowiedzialnością - dodał Saakaszwili. Zaapelował również o "jedność na scenie politycznej".
Z kolei rosyjski dziennik "Kommiersant" pisze, iż odwołanie Saakaszwilego nie jest wbrew pozorom na rękę Moskwie. - Dopóki Saakaszwili jest u władzy, dopóty można zapomnieć o wejściu Gruzji do NATO. Utrzymanie władzy przez Saakaszwilego stawia także pod znakiem zapytania atrakcyjność Gruzji dla zachodnich inwestorów - pisze gazeta. Zdaniem "Kommiersanta", chodzi tu głównie o projekty budowy gazociągów, które miałyby ominąć Rosję. - Polityka nie powinna opierać się na kategorii: "lubimy, nie lubimy" - dodaje rosyjski dziennik. Sugeruje również, że sytuacja diametralnie zmieniła się od "rewolucji róż" w 2003 roku, a Moskwa nie może już wpływać na "procesy zmiany władzy w Gruzji". - Wtedy to szef MSZ Rosji Igor Iwanow udał się do Tbilisi, aby przekonać Eduarda Szewardnadzego do oddania stanowiska prezydenta Saakaszwilemu - przypomina "Kommiersant". - Rosja nie może uczynić tego samego w wypadku Saakaszwilego. Będzie musiała przyglądać się gruzińskim wydarzeniom z boku, aż któraś ze stron będzie górą - dodaje. Dziennik dostrzega, że niekorzystna zarówno dla Rosji, jak i Zachodu "byłaby próżnia władzy z ogniskiem niestabilności na Zakaukaziu, mogąca powstać przy próbie kolejnej 'aksamitnej rewolucji'".
Wojciech Kobryń, PAP
"Nasz Dziennik" 2009-04-11

Autor: wa