Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Są jeszcze Kuropaty...

Treść

Z księdzem prałatem Zdzisławem Peszkowskim, kapelanem Rodzin Katyńskich, rozmawia Anna Skopinska

Księże Prałacie, o cmentarzysku w Bykowni wiedzieliśmy już od dawna.
- Wszystkie gazety piszą o odkryciu tzw. Bykowni. A Bykownia to jest przeszło 22 tys. ludzi "wrzuconych" w doły śmierci. Tam jest zagon polski. I w tym zagonie jest 4181 Polaków. To polscy oficerowie i Polacy. Nazwiska ich wszystkich mamy. Wyszukaliśmy, wydębiliśmy je od Ukraińców. Tam nie ma ani krzyża, nie ma nawet żadnego napisu. Ciała przywożono tam z całej Polski Wschodniej, z Żytomierza, Winnicy, Chruszczan, Brześcia, nawet z Wilna. Poszło 114 transportów śmierci z 19 więzień Ukrainy, ze Stanisławowa, Równego, Łucka, Tarnopola, Sambora, Drohobycza i innych miejsc. W Kijowie wymordowano kilka tysięcy Polaków po likwidacji samodzielnego polskiego obwodu. Na Ukrainie w czasie II wojny trybem zwykłego ludobójstwa wydano 34 377 wyroków śmierci na Polakach.

Może teraz, po tylu latach to odkrycie jest po to, by właśnie w tym miejscu postawić krzyż?
- Tak, trzeba postawić krzyż i zidentyfikować szczątki. Przy ekshumacjach, w których brałem udział, każda czaszka, każda kość musiała przejść przez moje ręce. Tak, by potem można było uroczyście te szczątki pochować. Robiliśmy wszystko, co było można, by pomordowanych zidentyfikować. Ale to bardzo trudne. Mamy natomiast wyroki. I one powinny pomóc w identyfikacji.

Co to odkrycie i prace ekshumacyjne w Bykowni znaczą dla rodzin katyńskich?
- To przede wszystkim ulga, że oni gdzieś leżą. I wielka pociecha. Wielu znajdzie swoich. "Nasz Dziennik" przez półtora roku codziennie podawał nazwiska tych, którzy w danym dniu byli rozstrzelani we wszystkich obozach, m.in. w Bykowni. Czuję, że za jakiś czas okaże się, iż jest jakaś miejscowość, która się nazywa Kuropaty. A tam wymordowano tyle osób, co w Katyniu. Ich nazwiska mamy. Ale tam nigdy nie było mowy o tym, by zacząć prace ekshumacyjne. Z mojego punktu widzenia jako Polaka, jako tego, który był w Katyniu, to straszna krzywda, której doznajemy. Znaleźć groby zamordowanych Polaków i godnie ich pochować to jest nasz święty obowiązek. Dobrze, że teraz to wyszło. Ale pierwszym człowiekiem, który to odkrył w najpiękniejszy sposób, był Ojciec Święty. Jak przyjechał do Kijowa, to na drugi dzień rozpoczął swoją pracę - nawiedzenie Ukrainy - od tych grobów. Poszedł do Bykowni. Tam nie było żadnych krzyży, nic. Wszyscy się dziwili. Potem ucałowałem mu za to dłonie i powiedziałem: "Dziękuję Ci, że byłeś w Katyniu".

Pojedzie tam Ksiądz teraz?
- Pewno, że pojadę. Ale wtedy, gdy pojadę jako kapłan. Jeśli ekshumację robi się prawdziwie, uczciwie, to kapłan powinien być cały czas. Nawet któryś z wojskowych kapelanów. I tam każda kość, wszystko, co zostało znalezione, musi być uporządkowane. Wiele rzeczy nie znajdziemy w takim stanie, jakbyśmy chcieli. Teraz te listy z nazwiskami wydrukuję w specjalny sposób po to, by pocieszyć rodziny. Potem to samo zrobimy z Kuropatami. Będę też prosił wszystkie rodziny katyńskie, żebyśmy się pochylili w modlitwie najserdeczniejszej i w czasie tych prac byli obecni tam sercem, modlitwą i wiadomościami, które stamtąd przyjdą. Bo po tylu, tylu latach dopiero teraz to robimy.

Po tylu latach... Czy można to jakoś wytłumaczyć?
- Nie ma żadnego usprawiedliwienia, na miłość Bożą, nie ma. Bo jak można te rodziny katyńskie trzymać w takiej niepewności?! Przecież to są ich najdrożsi. I to było zaniedbanie, które tylko bolszewią można nazwać. Przez tyle lat nie zrobiliśmy nic, zaniedbaliśmy to, co do nas należało. Teraz musi powstać tam cmentarz. Ten cmentarz musi być piękny, musi być prawdziwy. A nazwiska pomordowanych muszą się znaleźć w kaplicy Golgoty Wschodu na Jasnej Górze. Bo pamięć o nich to jest nasz święty obowiązek.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2006-08-11

Autor: wa