Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd zatwierdził pomoc

Treść

Rząd Angeli Merkel zatwierdził na wczorajszym posiedzeniu europejski mechanizm pomocy dla krajów strefy euro wraz z niemieckim zobowiązaniem udzielenia przez Berlin gwarancji kredytowych w wysokości 123 mld euro.
Kraje unijne przekażą 500 mld euro, resztę na pakiet pomocowy wyłoży Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Z funduszy europejskich największa pula przypada na Niemcy - 123 mld, ale kwota ta, co podkreślają ekonomiści, może ulec zwiększeniu do 150 mld euro w sytuacji, gdy inne kraje nie będą mogły "nic dać", gdyż same w wyniku kryzysu będą potrzebowały pomocy. Wówczas - straszą niemieckie media - wszyscy sięgną do kieszeni najbogatszych, czyli Niemców. Pomimo takich zagrożeń Angela Merkel zdecydowanie popiera wprowadzenie pakietu ratunkowego dla strefy euro i nadal pragnie, aby cały pakiet został jak najszybciej przyjęty zarówno przez Bundesrat, jak i przez Bundestag.
Pomimo tłumaczeń samej kanclerz oraz wielu prób przekonywania, że pakiet ratunkowy jest niezbędny i posłuży także dobru niemieckich obywateli, nadal ponad 60 proc. Niemców jest zdecydowanie przeciwnych udzielaniu europejskim bankrutom jakiejkolwiek pomocy. Również Związek Niemieckich Podatników ostro skrytykował rząd i kanclerz za to, że do ratowania strefy wspólnej waluty podejmuje zbyt szybko i łatwo ryzykowne decyzje, które będą kosztowały miliardy euro, co odbije się negatywnie na kieszeni niemieckiego podatnika.
Sceptycznie o skuteczności całego pakietu ratunkowego wypowiada się nawet szef Bundesbanku Axel Weber. Jego zdaniem, decyzja, aby Europejski Bank Centralny (EBC) w razie konieczności skupował na rynku wtórnym obligacje krajów, które mają trudności z finansowaniem swojego zadłużenia, jest dużym błędem. Równie ostro takie rozwiązanie skrytykował ekspert ekonomiczny z prywatnego banku Delbrueck Bethmann Maffei AG Michael Haras. Według niego, skupowanie przez EBC obligacji krajów znajdujących się w kryzysie doprowadzi jedynie do większego ich zadłużania.
Także niemieckie media ostro i bez pardonu krytykują kanclerz Angelę Merkel i jej gabinet, przypominając, że niemieckie elity polityczne podczas wprowadzania wspólnej waluty obiecywały stabilizację i dobrobyt, a teraz niemiecki podatnik musi ponosić koszty błędnej polityki innych krajów lub nawet ich życia ponad stan, jak w przypadku Grecji. Hamburski dziennik "Bild Zeitung", atakując rządzących za wydawanie miliardów na bankrutów, stwierdza ironicznie, że znowu w Europie Niemcy okazują się głupkami. Gazeta cytuje słowa eksperta ekonomii Christopha Schmidta, który z goryczą przyznaje, że "nie taką unię walutową obiecywali nam politycy, miała ona być gwarancją stabilizacji i niezależności EBC, ale stało się całkowicie inaczej". "Bild Zeitung" stwierdza ponadto, że wprowadzenie parasola ratunkowego dla euro jest przegraną dla Europy.
Tymczasem koalicyjni politycy CDU, CSU i FDP domagają się powołania specjalnej komisji parlamentarnej do wyjaśnienia roli, jaką odegrali rząd SPD/Zieloni oraz były kanclerz Gerhard Schroeder, którzy zdecydowali o przyjęciu Grecji do strefy euro. Chadecy i liberałowie żądają wyjaśnienia, jak to się stało, że pomimo powszechnej wiedzy o słabej kondycji ekonomicznej Aten, a także podawaniu przez ten kraj fałszywych danych ekonomicznych, zostało to całkowicie zlekceważone i państwo to przyjęto do eurostrefy.
Niemcy przypominają, że w roku 2001 wyrażono zgodę na przyjęcie euro przez Ateny zdecydowanie na wyrost, o czym postanowił także rząd Gerharda Schroedera. - Przyjęcie Grecji do strefy wspólnej waluty odbyło się na podstawie fałszywych danych i chcemy dokładnie sprawdzić i wyjaśnić, jak do tego doszło, dlaczego nikt tego nie zauważył i kto jest za to odpowiedzialny - stwierdził ekspert do spraw gospodarczych w CDU Kai Wegner. W podobnym tonie wypowiadają się politycy FDP. - Kryzys w Grecji i całej strefie euro doprowadził do poważnych obaw i niepewności wielu obywateli, dlatego powinniśmy zrobić wszystko, aby wyjaśnić, jak do tego doszło - powiedział w jednym z wywiadów poseł FDP Marco Buschmann.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2010-05-12

Autor: jc