Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd ma większość w parlamencie

Treść

Pięciu nowych ministrów, w tym dwóch wicepremierów, w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza

Pół roku po wyborach mamy koalicyjny rząd chadecko-ludowo-narodowy, dysponujący większością w parlamencie. Tworzą go: Prawo i Sprawiedliwość ze 155 posłami, Samoobrona posiadająca 55 mandatów, Liga Polskich Rodzin z 27 głosami i siedmioosobowe Narodowe Koło Parlamentarne, które gwarantują także wyraźną większość koalicji w Senacie (50 senatorów ma PiS, 7 - NKP, a trzech Samoobrona). Pięciu nowych ministrów, w tym dwóch wicepremierów - Roman Giertych i Andrzej Lepper - odebrało wczoraj tuż po godz. 16.00 nominacje z rąk prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego. Godzinę później po raz pierwszy w nowym składzie zebrał się na uroczystym posiedzeniu rząd.

- Członkostwo w rządzie Rzeczypospolitej Polskiej to awans i odpowiedzialność, i temu obowiązkowi trzeba podołać - te słowa prezydent skierował do nowo powołanych wiceprezesów Rady Ministrów: Romana Giertycha, który pełnić będzie jednocześnie funkcję ministra edukacji narodowej, i Andrzeja Leppera, szefa resortu rolnictwa zarazem. Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej pokieruje Anna Kalata z Samoobrony, Gospodarki Morskiej - Rafał Wiechecki z LPR, a na czele Ministerstwa Budownictwa stanie Antoni Jaszczak z Samoobrony.
Michał Seweryński został szefem nowego resortu po podziale: nauki i szkolnictwa wyższego, a Jerzy Polaczek ministrem transportu.
Wczoraj premier przyjął dymisję Stefana Mellera. Resort spraw zagranicznych pozostaje na razie bez szefa. Wszystko wskazuje na to, że będzie nim obecny przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Zalewski (PiS), choć wymienia się również eurodeputowanego Wojciecha Roszkowskiego. Ten jednak zaprzecza, jakoby otrzymał taką propozycję. Ostateczna decyzja - być może już w poniedziałek.
- Mamy w Polsce rząd, który ma większość parlamentarną. Zmieniła się sytuacja polityczna, która utrudniała realizację naprawy naszego państwa - mówił wczoraj prezydent Lech Kaczyński na uroczystości zaprzysiężenia nowych ministrów. Dodał, że choć koalicyjny rząd w swym obecnym składzie nie będzie miał "łatwego życia", to jednak odniesie sukces.
- Z taką nadzieją na wniosek pana premiera Marcinkiewicza dokonałem zmian w składzie Rady Ministrów - powiedział.
Sytuacja polityczna, którą najkrócej można opisać terminem "poszukiwanie większości", niespodziewanie zupełnie przyspieszyła w nocy z czwartku na piątek. Wieczorne rozmowy telefoniczne liderów PiS (głównie Adama Lipińskiego) i LPR (Marka Kotlinowskiego) były przygotowaniem gruntu pod finalizowanie negocjacji. Wszystko po to, by jeszcze przed najbliższym posiedzeniem Sejmu była większość w parlamencie. Tempo uzgodnień i margines ustępstw PiS zaskakiwały wszystkich.
Rano w swojej kancelarii premier Kazimierz Marcinkiewicz przyjął szefa LPR Romana Giertycha. Rozmowa trwała godzinę.
- Przebiegała w bardzo interesującej atmosferze, ale kierujemy się zasadą umiarkowanego optymizmu - mówił wiceszef klubu PiS Marek Kuchciński, który koordynował negocjacje PiS - LPR. Ocenił jednak jako "mało prawdopodobne", by jeszcze w piątek Liga weszła do rządu.
Niedługo potem wicemarszałek Sejmu Marek Kotlinowski (LPR) potwierdził medialne spekulacje, że dla prezesa Ligi rozważane jest stanowisko wicepremiera oraz ministra edukacji i sportu. Jego optymizm, że finał rozmów to kwestia "kilku godzin", podzielił już godzinę później ostrożny wcześniej Marek Kuchciński (PiS).
Od początku LPR postawiła twarde warunki negocjacyjne: teka wicepremiera, dwa resorty i kilka zmian w programie "Solidarne Państwo". Sprawy komplikowały dwie rzeczy: resort gospodarki morskiej został wcześniej obiecany Samoobronie, a premier nie chciał odejścia z rządu ministra edukacji i nauki Michała Seweryńskiego. Pierwszy udało się załatwić po spotkaniu z Andrzejem Lepperem. Antoni Jaszczak, według tych uzgodnień, miałby objąć - jednak wydzielony - resort budownictwa. Drugą kwestię próbowano rozwiązać przez stworzenie ministerstwa edukacji i sportu dla Giertycha, a szkolnictwa wyższego i nauki dla Seweryńskiego. Wówczas z rządu odszedłby Tomasz Lipiec. Ale pomysł został bardzo szybko skrytykowany przez środowiska sportowe, które długo walczyły o oddzielny resort. Premier zgodził się więc na powiększenie liczby ministrów konstytucyjnych o jeszcze jednego. Ostatecznie jest więc ich osiemnastu.
- Nie ilość resortów świadczy o tym, czy państwo jest tanie, czy nie, bo tanie i sprawne państwo to państwo, w którym nie wydamy ani złotówki więcej z powodu reorganizacji rządu, która w tej chwili następuje - uspokajał krytyków zwiększenia liczby ministerstw premier.
Ale kłopotem była też liczba wicepremierów. Dotychczas w rządzie takie funkcje mieli Ludwik Dorn i Zyta Gilowska. Wiadomo było, że trzecim będzie Lepper. Podczas rozmów z PSL, PiS odmówił przyznania kolejnej teki wiceprezesa Rady Ministrów Waldemarowi Pawlakowi. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że to przesądziło o negatywnej dla koalicji decyzji Rady Naczelnej PSL. Tym razem decyzję o tym, czy w rządzie może być czwarty wicepremier, PiS pozostawił w rękach prezydenta. A Lech Kaczyński się zgodził.
Lidze przypadł więc resort edukacji dla Giertycha, ale też Ministerstwo Gospodarki Morskiej. Najmłodszym (28 lat) ministrem konstytucyjnym został Rafał Wiechecki, poseł LPR ze Szczecina. Tak jak zapowiadał wcześniej premier, a co ostatnio wydawało się już nieaktualne, rozdzielono również Ministerstwo Transportu i Budownictwa. Antoni Jaszczak z Samoobrony będzie kierował resortem budownictwa, a transportu Jerzy Polaczek. Jego zastępcą będzie Bogusław Kowalski, lider Narodowego Koła Parlamentarnego, które ostatecznie ma się ukonstytuować w Sejmie we wtorek rano. Choć Marek Kotlinowski wyraźnie mówił wczoraj, że jest dla nich miejsce na powrót w szeregi Ligi, to warto pamiętać, że wejście w koalicję z PiS było tylko jednym z warunków, jakie stawiało pięcioro posłów i popierające ich szeregi działaczy LPR. Innymi były m.in. zmiany we władzach klubu (należy się spodziewać, że teraz Giertych odda przewodnictwo) i partii oraz oddanie posłom "lojalek" podpisywanych przed wyborami i wyjaśnienie zarzutów dotyczących finansów partii.
Wiążące decyzje o składzie koalicji rządzącej i rekonstrukcji rządu były podejmowane w siedzibie prezydenta. To Lech Kaczyński miał ostatnie zdanie, czy Giertych w ogóle może być w rządzie, czy też nie. Po minie szefa LPR, gdy wrócił do Sejmu, widać było, że ocena prezydenta była dla niego pozytywna. W biurze klubu parlamentarnego Ligi zebrało się prezydium klubu, które w krótkim czasie zaakceptowało uzgodnioną umowę koalicyjną. Jednak do ostatniej chwili zbierający się w Pałacu Prezydenckim dziennikarze nie mieli pewności, czy do rządu tego dnia wejdą tylko ludzie Samoobrony, czy także Ligi. Wszystko przez to, że ze względu na obecność w Kielcach Jarosława Kaczyńskiego nie było możliwości podpisania umowy koalicyjnej. Ale uzgodniono, iż strony wymienią się spisanymi dokumentami i - nic w nich nie zmieniając - podpiszą je po wręczeniu nominacji i powrocie prezesa PiS.
A jeszcze w tym samym czasie Jarosław Kaczyński komentował sytuację polityczną na bieżąco w programie Aktualności w Radiu Maryja. Przyznał, że problemem w negocjacjach było ubieganie się Romana Giertycha o tekę ministra edukacji i sportu.
- Tutaj nie ma co ukrywać, że trwają jeszcze rozmowy i jest pytanie o to, jak ta kandydatura zostanie przyjęta przez środowiska nauczycielskie - mówił. Dodał, że Giertych postawił tę sprawę na zasadzie albo-albo. Te słowa też sprawiały, że niepewność trwała niemal do samego końca. Jednak ostatecznie w Pałacu Prezydenckim pojawili się wszyscy przyszli ministrowie.
- Przy takiej większości parlamentarnej nastąpi przyspieszenie wdrażania programu rządu - komentował poszerzenie rządu premier Kazimierz Marcinkiewicz.
- Mamy rząd większościowy, wyzwania przed nami na pewno duże, oczekiwania społeczeństwa duże, ale myślę, że w tym składzie jesteśmy w stanie bardzo szybko doprowadzić do zmian, do przyspieszenia prac niektórych resortów - wtórował mu Andrzej Lepper.
- Odpowiedzialność za Polskę wymaga, aby podejmować decyzje, które pozwolą obywatelom posiadać stabilny parlament i stabilny rząd, który ma szansę realizować swój program - nie odstawał w deklaracjach Roman Giertych.
Zaraz po uroczystości u prezydenta Rada Ministrów spotkała się na pierwszym w nowym składzie posiedzeniu. Podjęto formalnie decyzje, dzięki którym powstały nowe ministerstwa i podzielono między ministrów kompetencje na mocy ustawy o działach administracji rządowej. Później premier Marcinkiewicz spotkał się ze wszystkimi nowymi ministrami.
- Jestem dobrej myśli, pełen nadziei, jak zwykle - mówił później.
O tym, czy nadzieje premiera się spełnią, rozstrzygać będą najbliższe tygodnie i miesiące. Czy to koalicja na 3,5 roku? To zależy tak naprawdę tylko od jej uczestników. Dobrze funkcjonującej maszyny rządowej nikt nie będzie chciał ani naprawiać, ani wymieniać.
Mikołaj Wójcik



Przełamali zaklęty krąg
Mamy wreszcie rząd większościowy. Co za ulga! Lider PiS dopiął swego, nie dając się zatupać garstce redaktorów polskojęzycznych mediów, oszalałych z nienawiści do wszystkiego, co narodowe, ludowe, chrześcijańskie, polskie. Również liderzy pozostałych partii, tworzących ten patriotyczny front, stanęli na wysokości zadania, odrzucając uprzedzenia i oddając się w służbę na rzecz dobra publicznego. Chwała im za to!
Może nie do końca zdajemy sobie sprawę, jak przełomowe znaczenie ma powołanie tej koalicji i tego gabinetu. Oto po raz pierwszy od 1989 r. udało się połączyć w ramach stabilnego rządu, cieszącego się przychylnością prezydenta, chrześcijańskie wartości i solidaryzm społeczny, tak właśnie, jak nauczał Ojciec Święty Jan Paweł II. Dotąd przy każdych wyborach oferowano nam na zmianę albo rząd łżeprawicy z liberałami, który - zasłaniając się chrześcijaństwem - w życiu społecznym promował grzech jawnej niesprawiedliwości i wyzysku (casus AWS - UW), albo rząd łżelewicy z liberałami, który w sferze gospodarki postępował tak jak poprzedni, a na dodatek siał zgorszenie i destrukcję moralną w życiu społecznym.
Wielu z nas zastanawiało się, dlaczego w Polsce nie może dojść do władzy formacja, która przełamałaby ten zaklęty krąg. I oto stało się - mamy koalicję, na którą Polska czekała. Z dokonanego przełomu doskonale zdają sobie sprawę ci, których Ojczyzna i Naród tak naprawdę nic nie obchodzi. Nie dlatego tak zaciekle atakowali Kaczyńskiego, atakują wicepremiera Leppera, a wkrótce zaatakują wicepremiera Giertycha, że ci stanowią zagrożenie dla Polski. Wręcz przeciwnie - atakują ich dlatego, że dzięki ich przymierzu Polska ma szanse się umocnić. To nic, że w rządzie będą się toczyć spory. Niech się toczą, to w polityce zdrowy objaw. Najważniejsze, by członkowie gabinetu nie dawali okazji nieprzychylnym mediom do rozgrywania ich wzajemnie przeciwko sobie. Muszą pamiętać, że jeśli nie będą działać razem, ich miejsce może zająć koalicja Platformy z SLD. Tego zaś patriotyczny elektorat nigdy by liderom nie wybaczył.
Małgorzata Goss

żródło: "Nasz Dziennik" 2006-05-06

Autor: mj