Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd, który miał przestać istnieć

Treść

Noc z 4 na 5 czerwca 1992 roku przeszła do najnowszej historii Polski jako data mroczna. Śledzący tamte wydarzenia za pośrednictwem mediów wiedzieli już wówczas, że są one przełomowe. Debata sejmowa nad odwołaniem rządu Jana Olszewskiego i samo głosowanie wprawiły w zdziwienie wiele osób, z niedowierzaniem obserwujących, jak zawiązuje się antylustracyjna koalicja wydawałoby się przeciwnych sobie sił: postkomunistów, ludowców, znacznej części tzw. byłej opozycji demokratycznej i prezydenta Lecha Wałęsy. Ale jeszcze większe zdumienie wywołuje film Jacka Kurskiego zatytułowany "Nocna zmiana".Ukazane są w nim kulisy czerwcowego przewrotu: tajne rozmowy czołowych polityków, którzy w sejmowym gabinecie prezydenta gorączkowo ustalali, jak pozbyć się ekipy Olszewskiego i nie dopuścić do przeprowadzenia lustracji.

Film "Nocna zmiana" to ważny dokument, zapis wydarzeń, których konsekwencje ponosimy do dziś. Na polskiej rzeczywistości wciąż ciąży ponury cień byłych tajnych współpracowników komunistycznych służb bezpieczeństwa. Dyskusja wokół tak zwanej listy Wildsteina, niejasności związane z teczką premiera Belki, lista Nizieńskiego zawierająca 588 nazwisk prominentnych osób, w tym polityków mogących być tajnymi współpracownikami bezpieki - to tylko kilka dowodów na to, że lustrację należało przeprowadzić już dawno.
Już w 1989 roku wielu działaczy opozycji zwracało uwagę na zagrożenie, jakie niosą ze sobą komunistyczni konfidenci. Ale to, co dla części polityków było oczywistością, do świadomości ogółu społeczeństwa przebijało się z wielkim trudem. Duży udział w dezawuowaniu idei lustracji miały i mają do dziś niektóre media, wśród których prym wiedzie "Gazeta Wyborcza".
Jako pierwszy ujawnienia agentów w strukturach władzy podjął się rząd Jana Olszewskiego, powołany przez Sejm pierwszej kadencji. Aby zrozumieć to, co wydarzyło się 4 czerwca 1992 roku, warto przypomnieć okoliczności powołania gabinetu Jana Olszewskiego.
27 października 1991 roku odbyły się pierwsze wolne wybory do Sejmu. Po rządach Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego strona umownie zwana solidarnościową poszła do wyborów bardzo podzielona. Taki też był skład nowego Sejmu. Największy klub - Unii Demokratycznej - liczył zaledwie 62 posłów. Drugie miejsce zajął SLD z 60 mandatami. Dalej w kolejności były: KPN (51), PSL (50), Wyborcza Akcja Katolicka (50), Porozumienie Obywatelskie Centrum (44), Kongres Liberalno-Demokratyczny (37), Porozumienie Ludowe (28) i NSZZ "Solidarność" (27). Ostatnim komitetem wyborczym, który wprowadził do Sejmu większą grupę kandydatów, była Polska Partia Przyjaciół Piwa (16 mandatów). Kilka ugrupowań uzyskało po jednym mandacie.
Przez tak rozdrobniony Sejm miał zostać wyłoniony nowy rząd. Inicjatywę jego tworzenia przejął Lech Wałęsa. Pierwszą opcją, jaką przyjął, było postawienie na czele gabinetu samego prezydenta (wicepremierem miał zostać Jacek Kuroń). W rozmowie z politykiem UD prezydent miał powiedzieć: "Ja zostaję premierem, ty wicepremierem. Pierwszym wicepremierem, tak więc tak naprawdę ty jesteś premierem". Kuroń odrzucił ofertę Wałęsy. Później prezydent lansował kandydaturę Bieleckiego, co spotkało się z dużym zainteresowaniem liberałów i Donalda Tuska. Ale i ta propozycja nie miała szans. Wreszcie misję tworzenia nowego rządu Wałęsa powierzył Bronisławowi Geremkowi. Po kilku dniach bezowocnych rozmów i ten kandydat zrozumiał, że nie jest w stanie stworzyć rządu. Zanim jednak zrezygnował ostatecznie, 12 listopada w Belwederze doszło do ważnego spotkania liderów UD, KLD i PC z prezydentem. Wtedy to Jarosław Kaczyński zdecydowanie odmówił poparcia Geremka, uważając, że jego rząd byłby nie rządem przełomu, ale kontynuacji. Lecha Wałęsę denerwowały także wypowiedzi Kaczyńskiego o dekomunizacji. Doszło do ostrego sporu. Na tym spotkaniu ostatecznie rozeszły się drogi obu polityków. Tymczasem ciągle nie została rozwiązana sprawa rządu. Szef Porozumienia Centrum rozpoczął rozmowy w sprawie poparcia dla Jana Olszewskiego, zakończone wkrótce sukcesem. Przy poparciu ZChN, PC, PL, KLD i KPN oraz "Solidarności" kandydat Kaczyńskiego został wybrany na premiera. Ale już przy tworzeniu rządu dały o sobie znać różnice pomiędzy tymi ugrupowaniami. Ze względu na kwestie gospodarcze koalicję opuścił KLD, a później ze względów personalnych odeszła KPN. Po kilku jeszcze zawirowaniach i wyraźnej niechęci prezydenta udało się wyłonić rząd.
W swoim exposé premier Jan Olszewski, mówiąc o priorytetach swego gabinetu, podkreślił rolę rozliczenia z PRL-owską przeszłością, nawiązania współpracy z Kościołem, zreformowania armii, policji i służb specjalnych. Odrzucił też liberalną politykę w gospodarce. Od momentu powołania, tj. od 23 grudnia 1991 r., rząd miał duże trudności z forsowaniem swojej wizji Polski. Na przeszkodzie stał nie tylko prezydent, ale i silna opozycja UD oraz SLD.
Głośna w tym czasie stała się sprawa traktatu polsko-rosyjskiego i protokołu dotyczącego wycofania wojsk rosyjskich z Polski. W projekcie porozumienia znalazł się zapis dotyczący powoływania na terenach pozostawionych przez armię rosyjską spółek joint venture. Na to nie godził się rząd Olszewskiego, twierdząc, że te spółki będą przyczółkiem dla rosyjskiej agentury. Premier wysłał do przebywającego już w Moskwie prezydenta Wałęsy szyfrogram z prośbą, aby nie podpisywał takiego protokołu.
Tym, co przesądziło o upadku rządu Jana Olszewskiego, było ujawnienie przez ówczesnego szefa MSW Antoniego Macierewicza teczek byłych agentów SB zasiadających w rządzie i parlamencie. Zawiązała się w tej sprawie nadzwyczajna koalicja antylustracyjna. Wielu polityków, którzy ją tworzyli, dziś jest poza sceną polityczną, ale nie wszyscy. Większość wciąż czynnie uczestniczy w życiu publicznym. W tajnej naradzie, która odbyła się 4 czerwca w sejmowym gabinecie Lecha Wałęsy, a pokazana została w dokumentalnym filmie Jacka Kurskiego, aktywnie uczestniczył młody wówczas polityk Kongresu Liberalno-Demokratycznego Donald Tusk. Jego zaangażowanie w przeforsowanie kandydatury na premiera wówczas 33-letniego Waldemara Pawlaka było bardzo znaczące. Koalicja antylustracyjna, aby osiągnąć cel, w swoich rachubach brała pod uwagę także głosy SLD, chociaż do tej pory wobec postkomunistów stosowano powszechny ostracyzm. Tuż po wyborach były nawet spory o to, kto ma siedzieć w sejmowych ławach obok posłów SLD. Tej nocy postkomuniści okazali się ważnym sojusznikiem "koalicji strachu" w błyskawicznej operacji antylustracyjnej. W filmie "Nocna zmiana" widzimy, jak podczas narady Donald Tusk sondował, czy SLD poprze Pawlaka.
Tusk: - Jak SLD nie skrewi, to przejdzie. A jak nie przejdzie...
Moczulski: - To wtedy przecież pan Waldek nie będzie się upierał, prawda?
Tusk: - Panowie, policzmy głosy - KPN, SLD, mała koalicja.
Moczulski: - Jeśli lewica wstrzyma się od głosowania, to nam wystarczy.
Tusk: - Według mojej wiedzy i wszystkich chyba tu obecnych SLD nie wstrzyma się, tylko będzie głosować za odwołaniem.
Moczulski: - Za odwołaniem tak, ale czy będzie głosował za Pawlakiem w ogóle?
Tusk: - Waldek, twierdziłeś, że tak. Dla SLD jest lepszy kandydat do poparcia.
Wałęsa: - Dzisiaj wysondowałem wszystkie możliwości, dziś nie przeciągniemy inaczej.
Moczulski: - Podejmujemy męską decyzję: Pawlak i koniec.
Głosy: - Zgoda, zgoda, zgoda.
Odwołanie rządu Jana Olszewskiego odbyło się niczym zamach stanu: noc, wielkie napięcie, tajne rozmowy. Warto przypomnieć sobie tamten moment, który tak mocno zaważył na losach Polski w ostatnich latach.
Dariusz Pogorzelski

"Nasz Dziennik" 2005-09-19

Autor: ab