Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd bez Platformy?

Treść

Takich negocjacji koalicyjnych jeszcze nie było. I to nie tylko dlatego, że toczyły się w świetle telewizyjnych kamer i dziennikarskich fleszy. Dwugodzinna dyskusja przedstawicieli PiS i PO nie przyniosła żadnych efektów, bo ta ostania potraktowała ją jako element prezydenckiej kampanii wyborczej. W tej sytuacji do budowy koalicji z PiS gotowa jest Liga Polskich Rodzin - arytmetyka sejmowa pokazuje, że jest możliwy inny układ - zadeklarował wczoraj Marek Kotlinowski, nowo wybrany wiceszef Klubu Parlamentarnego LPR.
Platforma zrobiła wczoraj wszystko, żeby tylko nie podjąć prac nad uzgodnieniem programu i konstruowaniem nowego rządu. Jej politycy nie stracili natomiast żadnej okazji do nieustannie ponawianych prób dezawuowania kandydatury Kazimierza Marcinkiewicza na premiera.
W końcu PiS postawiło warunek: dziś PO odpowiada, czy chce rządu autorskiego czy koalicji. Jeśli rząd ma być wspólny, oczekuje podania, kto będzie wicepremierem z ramienia Platformy.
Donald Tusk zapowiedział, że nie odpowie dziś na to pytanie. Powiedział też, że naturalnym kandydatem na wicepremiera jest Rokita, jednak PO oficjalnie tej kandydatury nie podaje...
Na kłopoty PiS z Platformą szybko zareagowały partie opozycyjne (poza SLD). Andrzej Lepper (Samoobrona), Waldemar Pawlak (PSL) i Marek Kotlinowski (LPR) zadeklarowali chęć do rozmów z partią Jarosława Kaczyńskiego w przypadku fiaska negocjacji z PO. - Poinformowaliśmy władze PiS, że LPR jest gotowa do budowy koalicji z Prawem i Sprawiedliwością, która mogłaby być alternatywą dla koalicji PiS - PO - powiedział nam Kotlinowski. O ile Samoobrona i LPR nie wykluczają koalicji rządowej, o tyle ludowcy zwracają uwagę raczej na możliwość poparcia mniejszościowego rządu Marcinkiewicza.
Takiej propozycji nie chce komentować nikt z władz PiS. Nieoficjalnie wiemy jednak, że wersja z mniejszościowym rządem jest rozpatrywana jako wariant awaryjny w sytuacji, gdyby PO dalej chciała dyktować swoje warunki w rozmowach o przyszłym rządzie i tym samym rozbijać koalicję, zanim ta jeszcze powstała. Ten wariant jest brany pod uwagę od chwili ogłoszenia wygranej PiS. - Wszystko dlatego, że widzimy, iż PO nie potrafi sobie poradzić z przegraną, więc "podgryza" nas: bez alternatywy, będzie to robić bezkarnie - powiedział nam jeden z polityków PiS. Dodał, że absolutnie nie jest jednak brana pod uwagę koalicja rządowa z Samoobroną, PSL i LPR (układ bez partii Leppera nie ma większości), chociażby dlatego, że jedna z pierwszych ustaw, jakie zaproponują zwycięzcy, będzie dotyczyła zakazu sprawowania mandatów poselskich przez osoby skazane prawomocnym wyrokiem sądowym. Polityk z PiS, z którym rozmawialiśmy wczoraj, obawia się, że mniejszościowy rząd nie tylko nie przeprowadziłby wszystkich reform, jakie zakłada program tej partii, ale i nie przetrwałby całej kadencji. - Ale też dyktat PO może nie dać szans nawet na tę część reform - zaznacza.
Od samego rana w pomieszczeniach Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej trwało posiedzenie zarządu partii z jej szefem Donaldem Tuskiem. Zastanawiano się, jaką strategię przyjąć w popołudniowych rozmowach z PiS. Wiadomo było już, że w żaden sposób nie namówią PiS, by w skład delegacji zwycięskiej w wyborach partii wszedł Lech Kaczyński. - Nie ma ku temu żadnych przesłanek, bo mój brat nie jest we władzach partii, tak naprawdę nigdy nie był - tłumaczył Jarosław Kaczyński.
Kilka minut po godz. 11.00 sekretariat wicemarszałka Tuska przyjął pismo prezesa PiS, w którym zaprasza on Tuska i Jana Rokitę na spotkanie w Sejmie o 14.00.
"Nie traćmy więcej czasu" - napisał Kaczyński, dodając, że ze strony PiS w rozmowach będzie uczestniczył także Kazimierz Marcinkiewicz, kandydat na premiera.
W odpowiedzi PO przedstawiła skład delegacji bez przewodniczącego partii. - Skoro Lech Kaczyński nie zamierza zasiąść do tego stołu, to ja także - wyjaśnił Donald Tusk, dodając, że delegacji będzie przewodniczył Rokita, a w jej skład wejdą jeszcze Grzegorz Schetyna, Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz Bronisław Komorowski. PiS na to przystało.
- Donald Tusk powinien uczestniczyć w tych rozmowach, bo jest szefem partii, a w tych rozmowach powinien uczestniczyć szef partii - powiedział na konferencji Jarosław Kaczyński. Dodał, że w związku z tą nieobecnością "poziom delegacji PO jest niższy niż delegacji PiS". Przyjął jednak to stanowisko do wiadomości, a do składu delegacji dołączył Ludwika Dorna i Kazimierza M. Ujazdowskiego.
Spotkanie, co jest nowością w historii tworzenia koalicji rządowych w Polsce, było całkowicie jawne. Być może także dlatego miało w sobie coś z teatru politycznego, znanego z kampanii wyborczej. Obie strony uszczypliwie, ale w mało zawoalowany sposób zarzucały sobie kontynuowanie kampanii. Ale po kolei.

Gospodarz w oczy kole
Wydawało się oczywiste, że gospodarzem rozmów jest zwycięska partia. Tak to przedstawiali liderzy samej PO, choć - jak się okazało - do czasu. Na stwierdzenie J. Kaczyńskiego, że czuje się gospodarzem rozmów i dlatego pozwolił sobie je zacząć od swoistego wprowadzenia, Rokita odparł, że wydawało mu się, iż gospodarzem sali jest Kancelaria Sejmu, ale "skoro PiS tak bardzo chce, to może te rozmowy prowadzić". Gros czasu zajęło przekonanie PO, że Marcinkiewicz jest kandydatem na premiera na pełną kadencję. W oczywisty sposób musiał tu pojawić się temat kandydowania na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To natychmiast zostało podchwycone przez PO, która zarzuciła bratu forsowanie tej kandydatury "zamiast podjęcia negocjacji". Od tego czasu atmosfera zaczęła się coraz bardziej zagęszczać.
Platforma ustami Rokity przedstawiła koncepcję tworzenia rządu, która pokrywała się z propozycjami Marcinkiewicza. Przy okazji zarzucał jednak PiS-owi osłabianie wiarygodności przyszłej koalicji.
- Wyrażam życzliwy żal, że zwycięska partia nie da gwarancji temu rządowi - stwierdził. Dodał, że mimo to chcą ten rząd tworzyć, ale według zasady celowości, bo to właśnie jej brak był przyczyną klęsk poprzednich koalicji w III RP.
- Pan wręcz cytuje nasz program - skomentował to Kaczyński. Zaznaczył, że nie godzi się na podważanie jego wiarygodności, bo to "kwestia życiorysu, a nie słów". Jego zdaniem, PO próbuje się ustawiać w pozycji recenzentów, co nie jest dobrą metodą. Wcześniej Rokita zażądał bowiem przedstawienia programu działań przyszłego rządu, a nie powoływania zespołów, które ten program mają dopiero tworzyć.
- Tak się nie działa w nowoczesnym państwie - mówiła Gronkiewicz-Waltz.
- Jeśli powstanie program, który sami stworzymy, to albo jest on nasz i wtedy jest dla was nieakceptowalny, albo musielibyśmy zgadywać, w czym ustąpić - trafnie ocenił Dorn.
- Prowadzenie prac nad programem przez grupę 46 osób jest prostą drogą do klęski - perorował Rokita.
W odpowiedzi usłyszał od Kaczyńskiego, że skoro uznają wygraną PiS, to powinni też przyjąć ich metodę tworzenia rządu.
- Inaczej nie mamy do czynienia z rządem koalicyjnym, a autorskim, a to całkowicie zmienia dotychczasową koncepcję - stwierdził prezes PiS. Dodał, że na odpowiedź, czy ma powstać koalicja, czy nie, PO ma czas do dzisiaj. Zaznaczył, że jeśli Platforma powie "nie", to "z trudem, ale przyjmie to".
- Platforma chyba nie do końca wierzy w to, kto wygrał te wybory. Może trzeba jeszcze raz sprawdzić w PKW? - mówił.
- Jeśli PO chce tworzyć rząd, to oczekuję w piątek nazwiska kandydata na wicepremiera, który będzie moim głównym partnerem w rozmowach o programie, konstrukcji i składzie przyszłego rządu - powiedział po rozmowach Marcinkiewicz.
- Platforma oczekuje od nas czegoś, czego nigdy nie oczekiwała od siebie samej, czyli przedstawienia programu - komentował Ujazdowski. Kaczyński dodał, że PiS przedstawi program, ale jeśli PO przedstawi swój, i wówczas będą negocjacje, a "nie może być sytuacji, w której oni nie chcą odpowiedzialności, ale ustawienia się w roli recenzenta".
Mikołaj Wójcik

PO obnażona
Wczorajsze rozmowy koalicyjne, transmitowane na żywo, potwierdziły po raz kolejny, że "król jest nagi". Platforma Obywatelska nie ma programu.
Poprawa sytuacji na rynku pracy, odbudowa zaufania do polityków poprzez ich lustrację, zapewnienie bezpieczeństwa państwa, ustawa o dożywianiu dzieci - takie najważniejsze punkty programu Prawa i Sprawiedliwości przedstawił wczoraj w Sejmie Platformie Obywatelskiej prezes PiS Jarosław Kaczyński. Co przedstawiła w zamian Platforma? Na konkrety podawane przez PiS przedstawiciele PO odpowiadali szukaniem dziury w całym. Domagali się np. gwarancji, że Lech Kaczyński w razie przegranej nie zostanie premierem, jakby to miało jakikolwiek związek z przedmiotem rozmów. Pojawiły się też zarzuty, że PiS "podejmuje kroki ad hoc" czy że "nie ma strategii". - Platforma Obywatelska chce otrzymać od PiS "projekt konstrukcji rządu" - oświadczył buńczucznie Rokita. Zupełnie tak jakby chodziło przede wszystkim o personalia, a nie o program, który miałby realizować koalicyjny rząd.
Rokita jednak najwyraźniej czuje, że gra pierwsze skrzypce, skoro posunął się wczoraj do szantażu, że jeśli PiS w trakcie rozmów koalicyjnych z Platformą będzie twierdziło, że jedynie kandydat PiS na prezydenta Lech Kaczyński jest gwarantem zmian w Polsce, to dalsze rozmowy na temat utworzenia rządu stracą sens. Tymczasem Kazimierz Marcinkiewicz widzi prace nad programem w trzech krokach. Pierwszy - ustalenie wspólnego programu, drugi - struktury rządu, trzeci - dobór osób. A to Marcinkiewicz - kandydat zwycięskiego ugrupowania, ma tu ostatnie słowo, a nie Rokita - medialny, a nie realny "premier z Krakowa".
Julia M. Jaskólska

"Nasz Dziennik" 2005-09-30

Autor: ab